106.

366 35 65
                                    

- Może załatwimy przeniesienie do jednoosobowej sali? - Kuba zerknął na matkę dziewczyny, a później na kobietę leżącą na łóżku przy drzwiach, którą przywieźli pół godziny temu. - Wolałabym, żeby zostało tak jak jest. Im więcej osób na sali tym częściej pielęgniarki zaglądają. - przeniosła wzrok z parku za oknem. - A ty nie możesz tutaj cały czas siedzieć. - usiadła na krześle po drugiej stronie łóżka. - Mogę i będę. - oświadczył pewnie i głośno westchnął. Gośka wiedziała, że jest ciagle poddenerwowany, bo chciałby żeby dziewczyna była już całkowicie przytomna. - Po niespełna godzinnej narkozie jeszcze cały dzień zapadała w drzemkę, a co dopiero po takim długim znieczuleniu i śpiączce farmakologicznej. - próbowała go uspokoić, a na jej ustach pojawił się uśmiech i parsknęła krótkim śmiechem. - Przepraszam, ale przypomniałam sobie jak po usunięciu migdałka od razu zmusiła mnie do przywiezienia komputera, bo musiała kupić bilety VIP na koncert Marsów. - wyjaśniła, kiedy rzucił jej zdziwione spojrzenie. - Ledwo to zrobiła, a zaczęła wymiotować krwią na prawo i lewo, doprowadzając pielęgniarki do łez. - zaśmiała się, wracając myślami do tej komicznej sytuacji. - To był tylko koncert, a teraz ja tu czekam. - burknął, a kobieta uniosła brwi słysząc jego egoistyczne podejście. - Kuba. - upomniała go, ale mężczyzna w odpowiedzi wzruszył ramionami. - Co... jest? - dziewczyna cicho jęknęła. Od dłuższej chwili próbowała skupić się i zebrać w sobie, słysząc rozmowę tej dwójki. Zamrugała, żeby wyostrzyć obraz, ale nie miała soczewek, więc wada wzroku uniemożliwiła jej poprawne widzenie. - Szpital? - chrząknęła, rozpoznając charakterystyczny zapach środków dezynfekujących, który podrażnił jej nozdrza. - Tak, kochanie. Jesteś w szpitalu. - Gośka poprawiła jej poduszkę i sięgnęła po kubek z wodą. - Napij się. Powoli. - wsunęła słomkę między wargi dziewczyny, obserwując jak ta zaciąga odrobinę płynu.  - Boli cię coś? - zapytała, wygładzając dłonią prześcieradło. - Nie wiem. - Lisa nie zdążyła nawet jeszcze dobrze zebrać myśli, kiedy do sali wszedł lekarz prowadzący z asystentem. - Dzień dobry pani May. Jestem dr Kozłowski. Jak się pani czuje? - zapytał donośnym głosem, ale dziewczyna tylko zmarszczyła brwi. - Proszę opuścić salę na czas badania. - asystent zwrócił się do dwójki siedzącej przy łóżku. - Kuba? - zagadnęła wytatuowanego mężczyznę, który niechętnie wstał z krzesła. Wyszli z oddziału na korytarz. - Moja mama Ela, a to Gosia, mama Lisy. - zagryzł wargę, przedstawiając sobie kobiety, bo wcześniej minęły się. - Bardzo mi przykro, mam nadzieję, że Lisa wyjdzie z tego cało. - Elżbieta ścisnęła dłoń kobiety. - Lekarz ją bada, ale chyba wszystko w porządku. - Małgorzata rozejrzała się po korytarzu, zauważając innego chłopaka, którego dotąd nie kojarzyła. Szybko wywnioskowała, że musiał być znajomym Kuby. - Jak się trzymasz? - Wojtek skupił uwagę na przyjacielu, który usiadł obok niego. - Jakoś. Szkoda, że poznały się w takich okolicznościach. - westchnął, widząc jak matki rozmawiają ściszonym głosem. Jakoś nie spieszyli się z przedstawianiem sobie rodziców, ale tak było po prostu wygodniej. Que podparł brodę na dłoni i zastanawiał się jak to wszystko będzie dalej wyglądać. Na ten moment nawet nie zająknął się słowem o ślubie. Dokładnie tak, jak obiecał Lisie.  Chciał, bardzo chciał. Szczególnie zwierzyć się matce i był bliski temu jak tylko ją zobaczył w szpitalu, ale szczęście w nieszczęściu, że głos uwiązł mu w gardle. - Mam coś dla ciebie. - głos Wojtka wyrwał go z zamyślenia. Uniósł wzrok, patrząc na brązowa kopertę. - Co to? - zapytał, odchylając brzeg i zauważył jakieś grubsze kartki papieru. Dawno, poza kilkoma Instaxami Lisy, nie miał już w ręku wywołanych zdjęć. - Jak? - zająknął się, kiedy rozsunął w dłoni fotografie swoje i Lisy. Od razu rozpoznał ten pamiętny poranek w Las Vegas. - Natknąłem się na was przypadkiem, a później podążyłem  za wami. Mam nadzieję, że nie jesteś zły. - wyjaśnił, zacierając dłonie, gdy Que przyglądał się momentom uwiecznionym w kadrze. Uśmiech od razu rozjaśnił jego zmęczoną twarz. - Ktoś jeszcze wie? - zapytał, dłużej zawieszając wzrok na zdjęciu sprzed kaplicy, kiedy już po wszystkim trzymał Lisę za pośladki i patrzył jej w oczy. - Nikt. Chyba mogę ci pogratulować? - Koziara z szerokim uśmiechem ścisnął ramię Kuby. - Nie martw się, ode mnie to nie wyjdzie. - położył dłoń na sercu, jakby składał jakąś przysięgę. - Dzięki... Naprawdę dziękuję. - Quebo uściskał go, chowając zdjęcia do koperty, kiedy usłyszał głos zbliżającego się Krzyśka i i Maciejki. - Co tam masz? - jego brat od razu zainteresował się, kiedy tylko przybili żółwika. - Wyniki Lisy, lekarz chciał żeby coś donieść. - gładko skłamał, wsuwając kopertę do kieszeni spodni. - Obudziła się w końcu? - Krzysiek wyglądał już niebo lepiej, kiedy zdrzemnął się i nabrał sił na dalsze wspieranie przyjaciela. - Czy ja dobrze widzę? - zerknął na kobiety, a Kuba skinął głową. - Chyba się dogadują. - stwierdził, ponownie patrząc na świeżo zapoznane ze sobą kobiety. 

Niecałe 20 minut później Kuba mógł wrócić do sali, a zaraz za nim weszła Gosia. - Dzieciaku, jak się czujesz? - zapytał od razu, widząc że Lisa jest już bardziej rozbudzona. Dziewczyna zmarszczyła brwi, szukając wzrokiem odpowiedzi u swojej matki. - Co on tutaj robi? - zapytała, lekko unosząc głowę. - On? - kobieta sięgnęła po okulary leżące na szafce i wsunęła je na nos córki. - Quebonafide, ten od Candy. - dodała Lisa, a Kuba cofnął się o krok. - Lisa, przestań. - wykrztusił, zaciskając palce na metalowej ramie łóżka. - Pójdę po lekarza. - kobieta szybko opuściła salę. - Lisa na miłość boską, to ja. Kuba. Twój mąż. - podkreślił, kiedy zostali sami, a na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie. 



—————

Jakby ktoś chciał mnie zabić, to wstrzymajcie się jeszcze tydzień i dajcie mi po raz ostatni zaliczyć jakiś koncert, co? 😂

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz