79.

345 30 7
                                    

- Nigdzie nie pójdziesz. - Wojtek zatrzasnął drzwi od garderoby i oparł się o nie plecami, żeby zablokować wyjście. - Ty chyba nie rozumiesz! - Que nie panował nad sobą. Szarpnął się za włosy, wyrzucił ręce w górę, a na koniec zjechał po ścianie na podłogę. - Doprowadź się do porządku. - Krzysiek nieśmiało zaproponował, stając nad nim z butelką wody i ręcznikiem. Był przerażony, a jednocześnie zszokowany tym, czego był świadkiem przed chwilą. Dawno nie widział przyjaciela w takiej furii, ale teraz patrząc na skulonego mężczyznę ciężko było mu uwierzyć w to co miało miejsce. - I w czym to pomoże? - jęknął, unosząc wzrok, a z jego oczu płynęły łzy, które momentalnie niknęły w gęstym zaroście, wyglądając przy tym jak rozpuszczające się płatki śniegu. - Dlaczego ona z nim poszła? - zawył tak żałośnie, że nawet Koziara spuścił wzrok. - Tu powinna być!- krzyknął, kiedy coś w nim pękło i nie panował już nad swoimi emocjami. - Przy mnie! - uderzył pięścią w podłogę, a później schował twarz w dłoniach. Chłopaki oderwali Wzrok od mężczyzny, którego ciałem wstrząsał szloch i napotkali swoje spojrzenia. Żaden z nich nie wiedział jak zareagować. Zdawali sobie sprawę, że nie ważne co by powiedzieli to nie pomogłoby to Kubie. - Idź, zobacz co z nią. - Que nagle zerwał się i stanął przed Krzysztofem. - Albo daj mi pójść. - niemal złożył ręce patrząc na Kondrackiego. - Ona nie może być sama. - wyszeptał, autentycznie przerażony tym, w jakim stanie może znajdować się dziewczyna. Jak film poklatkowy przypomniał mu się bieg przez plażę i wyławianie z oceanu ciała dziewczyny. - Myślę, że powinieneś dać jej ochłonąć. - Kondracki nerwowo przeczesał włosy i położył na jego ramieniu ręcznik. - Ty chyba nie rozumiesz. - Kuba parsknął żałosnym śmiechem. - Ona nie może być teraz sama! - ryknął na całe gardło, aż przyjaciele skulili się. - Odsuń się. - warknął do Koziary, który ciagle obstawiał wyjście. - Przykro mi Que. Nie wyjdziesz stąd dopóki się nie uspokoisz. - skrzyżował ręce na piersi i pewniej oparł się o drzwi. - Odsuń się do kurwy nędzy, bo nie ręczę za siebie! - zagroził, gwałtownie odwracając się do Krzyśka, który poklepał go po ramieniu. - Połknij to. - skinął brodą na swoją dłoń, na której leżała pojedyncza tabletka xanaxu. - Już. - dodał, wciskając mu w ręce odkręconą butelkę wody. 

- Hej, nie płacz. Nie warto. - Shannon zatrzymał się przy drzwiach do toalety, uchylając je nieco. - Ciągle krwawisz. - wyszeptała, dotykając jego skroni, z której sączyła się krew. Przełknęła ślinę i schyliła się pod jego ramieniem, żeby wejść do pomieszczenia. Wzięła z podajnika ręcznik papierowy i zmoczyła go pod strumieniem zimnej wody. Ręce się jej trzęsły, ale nie przeszkodziło jej to w otarciu śladów po bijatyce. Czuła się winna całej tej sytuacji. Doprowadziła Kubę do szału, a nawet nie miała takich intencji. Upalenie oraz lepszy nastrój po rozmowie z perkusistą dały jej nadzieję, na normalne kontynuowanie trasy. Chciała się nawet podzielić tym z Kubą, ale jego nastawienie nie pomogło jej w tym. - Przestań. To nic. - delikatnie złapał ją za nadgarstek i spojrzał w jej zaczerwienione oczy. - Zaraz macie meet & greet. - przełknęła ślinę, czując jak trzęsie ją w środku. Atak paniki był ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebowała. - Pojedź do hotelu i odpocznij. - zaproponował, cicho sycząc pod nosem, gdy mocniej docisnęła papier do jego skroni. - Przepraszam. - wymamrotała spuszczając wzrok. Była w takim stanie, że nawet sama przed sobą nie potrafiła przyznać czego teraz potrzebuje. Setki, snu czy ramienia do wypłakania się. - Słyszysz? Jedź do hotelu, a jak później będziesz chciała porozmawiać to po prostu daj mi znać, ok? - otarł jej łzy i położył dłonie na jej ramionach. Jednak dziewczyna potrząsnęła tylko głową i skuliła się, krzyżując ręce na piersi. Nie chciała wracać do pokoju, który dzieliła z Kubą. Jednocześnie nie chciała zostać sama lub zostać w arenie. - Tu jesteś. - drzwi otworzyły się, na co Lisa podskoczyła i odsunęła się od Leto. - Na litość boską, co się stało? - Jared jęknął na widok twarzy brata, od razu kierując wzrok na dziewczynę. W pierwszej chwili pomyślał, że to ona go tak urządziła, jednak rzeczywistość szybko zweryfikowała ten pomysł. - Lisa? - zagadnął ją, kiedy zaczęła się trząść. - Nie pytaj. - mruknął Shannon, znacząco patrząc na brata. - Przepraszam za niego. To moja wina. - załkała, uciekając do kabiny w której się zamknęła i opadła na toaletę, przełykając gorzkie łzy. Słyszała cichą rozmowę chłopaków, ale nie potrafiła rozróżnić słów. Ciało odmówiło jej posłuszeństwa, kiedy próbowała wstać, gdy Shannon po kilku minutach zapukał do drzwi. Wyciągnęła rękę i odblokowała je. - Kierowca zabierze cię do hotelu. Tutaj masz kartę od mojego pokoju. Połóż się jeśli tego potrzebujesz. - przerzucił sobie jej rękę przez kark i pomógł wstać. Wolnym krokiem, w asyście Jareda odprowadził ją na parking. - Jak wrócę to ogarnę ci osobny pokój, ok? - zaproponował, kiedy usiadła na tylnim siedzeniu auta. Dziewczyna kiwnęła tylko głową i zamknęła oczy, kiedy zatrzasnął drzwi, a auto zaczęło toczyć się do wyjazdu na główną drogę. 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz