Dziewczyna zmarszczyła brwi, szukając wzrokiem odpowiedzi u swojej matki. - Co on tutaj robi? - zapytała, lekko unosząc głowę. - On? - kobieta sięgnęła po okulary leżące na szafce i wsunęła je na nos córki. - Quebonafide, ten od Candy. - dodała Lisa, a Kuba cofnął się o krok. - Lisa, przestań. - wykrztusił, zaciskając palce na metalowej ramie łóżka. - Pójdę po lekarza. - kobieta szybko opuściła salę. - Lisa na miłość boską, to ja. Kuba. Twój mąż. - podkreślił, kiedy zostali sami, a na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie. - Lisa... - rozpaczliwie zawiesił głos, z trudem przełykając ślinę. - Wiem jak mam na imię. - wytknęła, zabierając dłoń, której chciał dotknąć. - To nie jest śmieszne. - zaznaczył, uważnie obserwując ją. - Masz tutaj kreskę, jak ja. To nasze obrączki. Jesteśmy razem od ponad roku. Lisa. - syknął, pokazując jej cienką linię wytatuowaną na swoim palcu serdecznym. - Kuba. - rzuciła nagle, gdy spuścił głowę, przełykając kolejne łzy. Kiedy usłyszał swoje imię z jej ust od razu się wyprostował. - Przepraszam, ale byłeś taki cholernie spięty. To się aż prosiło o rozładowanie atmosfery. - dopiero po dłuższej chwili dotarł do niego sens słów dziewczyny. Znowu poczuł się jak w kiepskim filmie, którego scenarzysta i reżyser nie stronili od środków psychodelicznych, a jednocześnie mieli w sobie coś z sadysty. - Chodź do mnie. - uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła ręce. - Kuba? - z cichym jękiem podparła się na łokciach i uniosła głowę, krzywiąc się przy tym. Mężczyzna rzucił jej rozczarowane spojrzenie, a jego serce nie było w stanie pomieścić tej złości, wręcz czystego wkurwienia zmieszanego z miłością do niej. Odwrócił się na pięcie i wypadł z sali tak szybko jak do niej przyszedł. - Kurwa! - wrzasnął na całe gardło jak tylko znalazł się na korytarzu. - Co się stało? - od razu podeszła do niego matka dziewczyny, która czekała na lekarza. - To jakiś kurewski żart! - jak tornado wypadł z oddziału. Elżbieta oraz członkowie wesołej ekipy aż podskoczyli, gdy drzwi przez które wypadł Kuba uderzyły z hukiem o ścianę. - Ona nie... prawda? - wykrztusił Krzysztof, zdezorientowany patrząc na przyjaciół. Mężczyzna obszedł poczekalnię szybkim krokiem, a widząc że winda jest w drodze na parter rzucił się ku klatce schodowej. Tego było już dla niego za wiele. Nie mógł uwierzyć, że tak Lisa pozwoliła sobie na tak bolesny żart. Zagrała na jego emocjach, jakby właśnie dawała koncert swojego życia, szarpiąc smyczkiem struny skrzypiec. Tylko szkoda, że tymi strunami były jego stargane nerwy i troska o jej życie. Przeżywał katusze oczekując na jakiekolwiek informacje o jej stanie, siedział pod drzwiami bloku operacyjnego, czuwał przy niej na tym cholernym taborecie całą noc. Nie musiał. Ale jak miał się zachować, gdy chodziło o życie osoby bez której nie wyobrażał sobie przyszłości?
- Poczekajcie tutaj. - Elżbieta wstała z fotela i weszła na oddział. - Gosiu? - zawołała, zaglądając przez uchylone drzwi do sali dziewczyny. - Co się stało? - położyła dłoń na sercu, z ulgą zauważając przytomną Lisę. - Moja córka właśnie dała kiepski popis. - Małgorzata wręcz z pogardą spojrzała na swoje dziecko. - Gdzie Kuba? - Lisa znowu uniosła głowę, ale świat jej nieco zawirował, więc się poddała. - Wybiegł z oddziału. Myśleliśmy, że... coś się stało. - Ela nie rozumiała, co właśnie miało miejsce. - Pochwal się. - Gośka pokręciła głową i opuściła salę. Dziewczyna spojrzała w ciepłe oczy teściowej i szybko odwróciła wzrok. Zrobiło jej się tak cholernie głupio, że po prostu milczała. - Jest tu jakieś moje ubranie? - zapytała, bo miała na sobie tylko szpitalną koszulę. - Powiesz mi o co chodzi? - kobieta chciała jej podać plecak z rzeczami, ale cofnęła rękę, kiedy Lisa przewróciła się na bok i wyraźnie próbowała usiąść. - Co ty, dziecko drogie, robisz? - skarciła ją, gdy dziewczyna odrzuciła kołdrę. - Idę do Kuby. - oznajmiła, jakby właśnie obudziła się z drzemki i musiała wyjść na spacer z psem, a nie była po ciężkiej operacji, podczas której otworzyli jej czaszkę i gmerali przy mózgu. Czuła pewnego rodzaju niemoc w mięśniach, a kiedy w końcu usiadła zrobiło jej się niedobrze. - Kładź się. Pójdę po niego. - kobieta położyła dłoń na ramieniu dziewczyny. - Źle mi. - wymamrotała, dając położyć się do łóżka. - O rany. - jęknęła jeszcze, kiedy sala zawirowała. Zacisnęła powieki i wzięła kilka głębszych oddechów. - Zaraz ktoś do ciebie przyjdzie, a ja idę po Kubę. - Ela z troską poprawiła jej poduszkę i okryła jej ciało cienką kołdrą. - Niech on tutaj przyjdzie, bo ja do niego pójdę. Jeszcze nie wiem jak, ale pójdę. - wyjęczała z zamkniętymi oczami, słysząc jak kobieta zamyka za sobą drzwi. - Choćby boso. - dorzuciła pod nosem i roześmiała się, przypominając sobie pewną sytuację z ich życia. Jednak wcale nie było jej już do śmiechu.
- Pójdzie któryś z nich do Lisy? Nie chcę żeby była sama. - Elżbieta wyszła do chłopaków, a Maciek z Krzyśkiem zerwali się do pionu. - Jeden wystarczy. - dodała, wyciągając telefon, żeby zadzwonić do syna. - To moja bratowa, mam większe prawo! - Maciek oburzył się, kiedy Kondracki pierwszy znalazł się przy drzwiach oddziału. - Jaka bratowa? Weź nie pierdol. Mam takie samo prawo tam wejść jak ty. - odszczeknął Krzysiek, a Koziara głośno roześmiał się. W końcu obaj, w dalszym ciągu przerzucając się argumentami, doszli do sali dziewczyny. - Można? - Kondracki grzeczne zapukał, ale Maciejka przepchnął się zaraz między nim a framugą. - Wyglądasz koszmarnie. - skomentował głośno, widząc obandażowaną głowę dziewczyny. - Dzięki. - mruknęła, otwierając oczy, a jej twarz rozpromieniła się, kiedy zobaczyła przyjaciół. - Co się stało? - Kondracki zabrał taboret i usiadł na nim, zanim Maciek zdążył posadzić na nim swój tyłek. Dziewczyna zmięła w dłoni kołdrę i zerknęła w okno. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy miała dosyć pytań chłopaków przyznała się do żartu. - Skurwysyństwo, wiesz? - burknął Maciek, odwracając się do niej tyłem. - Ale mistrzowskie. - wtrącił Kondracki, rzucając jej krótkie spojrzenie. - Sam powiedziałeś, że jest zbyt złośliwa żeby odejść. To wróciła. Z pierdolnięciem. - dodał jeszcze, rzucając w kumpla pustym plastikowym kubkiem. - Cieszmy się, że nic jej nie jest. - uśmiechnął się kącikiem ust, a Lisa przewróciła oczami tak mocno, że aż ją zabolało. - Jestem tutaj, przytomna. - jakby przypomniała im o swojej obecności. - Maciek, no. Suka ze mnie wyszła, teraz to już wiem. - westchnęła, próbując zwrócić na siebie uwagę szwagra.
Kuba nie wrócił.
———-
I jak tam, emocje już nieco opadły? 😋
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fanfiction„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...