9.

484 35 24
                                    

- To chyba tutaj. - Lisa rozejrzała się, kiedy Kuba zatrzymał się przy domu na wzgórzu. Dojazd do Laurel Canyon, gdzie mieszkał Jared zajęła im niecałe 40 minut. - Tylko która to brama... - mruknął pod nosem, zastanawiając się czy ma gdzieś wjechać na teren posesji czy zaparkować na ulicy. Jak na zawołanie jedna z żelaznych bram zaczęła się otwierać. - Czekaj, wyjdę i zobaczę, żebyśmy się komuś obcemu do garażu nie wpakowali. - zażartowała i odpięła pas. Kuba odwrócił się obserwując dziewczynę, która zniknęła za ogrodzeniem. - Hej, dobrze trafiliśmy? Przyjechałam z Kubą Grabowskim, Quebonafide. - dodała, widząc wysoką blondynkę, która wyszła z jasnego budynku z ogromną torbą na ramieniu. - Tak, tak. Już na Was czeka. Do później. - minęła Lisę i skierowała się do swojego Land Rovera. Dziewczyna rozejrzała się jeszcze po budynku. Co jak co, ale musiała przyznać, że była baza lotnicza robiła wrażenie już z zewnątrz. - Dobrze trafiliśmy. - wróciła do ich Mustanga i wsiadła na miejsce pasażera nie zapinając już pasów. Grabowski zaparkował na asfaltowym parkingu na wprost jednego z wielu ogromnych okien. - Chyba tutaj. - kiwnęła głową w kierunku niepozornych drzwi z których wyszła przed chwilą spotkana dziewczyna. - Mógłby wyjść czy coś, skąd mamy wiedzieć gdzie jest wejście? - burknęła, zabierając z bagażnika swoją torbę z laptopem. - Oj, nie marudź już. - wziął od niej rzeczy i zamknął auto. - Wypiłaś już dwie kawy, więc powinnaś mieć dobry humor. - zbeształ ją, bo nie miał ochoty na jej marudzenie, szczególnie, że gdzieś w środku obawiał się rozpoczęcia prac nad utworem. - Nie pogardziłabym trzecią. - westchnęła i zapukała do drzwi, jednak nie słysząc żadnej odpowiedzi po prostu nacisnęła klamkę. - Wow. - z jej ust wyrwał się szczery podziw, bo przestronny hangar w którym się znaleźli przypominał bardziej muzeum sztuki nowoczesnej niż domowe wnętrze. - Tutaj! - usłyszeli głos Jareda, który siedział na antresoli w końcu pomieszczenia. Pokonali schody na górę i przywitali się z nim. Lisa zaczęła rozglądać się za jakimś miejscem, w którym mogłaby się wygodnie zaszyć i popracować, aby nie zmarnować tego dnia. - Może was oprowadzę, żebyście wiedzieli co gdzie jest. Jeszcze Stevie musi do nas dołączyć. - Leto miał rozpuszczone włosy, a jego zarost wymagał barbera. Kompletnie nie zdziwił  jej wygląd mężczyzny, który miał na sobie luźne, materiałowe spodnie i jakiś podziurawiony biały t-shirt. - Ja tylko potrzebuję wifi, czegoś wygodnego do siedzenia i informacji, gdzie jest łazienka oraz jakiś najbliższy sklep czy knajpa. - Lisa przestała mierzyć spojrzeniem wokalistę i przysunęła się do Que, który objął ją w pasie. 

Kilka minut zajęło im zwiedzenie niemal całej posiadłości. - Tu masz jakieś ulotki z menu z knajp z których zwykle zamawiamy, w kuchni masz ekspres do kawy. Częstujecie się do woli. - Leto uśmiechnął się do kogoś za ich plecami, a gdy odwrócili się zauważyliśmy jego brata. - Wiedziałem, żeby wziąć więcej. - Shannon uniósł w górę kartonowe podstawki z kubkami kawy. - Fakt, masz kawiarnię. - dziewczyna szeroko uśmiechnęła się, bo gdzieś na Instagramie czy Twitterze rzuciła jej się w oczy ta informacja. - Pod koniec marca otworzyliśmy. - pocałował ją w policzek na powitanie, a Kubie uścisnął dłoń. - Z mlekiem? Migdałowe, zwykłe? - zaproponował, bo dziewczyna na moment zaniemówiła, wyraźnie zbita z tropu jego powitaniem. - Zwykle. Dziękuje. - przyjęła od niego jeden z kubków. - Dobra, nie będę wam już przeszkadzać. Będę na tarasie. - wskazała ręką ogromne, harmonijkowe drzwi, które prowadziły do zewnętrznej części wypoczynkowej połączonej z basenem. - Czekam na efekty. - skradła Kubie krótki pocałunek i wzięła od niego swoją torbę. - Bądź grzeczna. - złapał ją jeszcze za rękę, zwracając się do niej po polsku. - Obiecuję, że niegrzeczna będę dopiero wieczorem. O ile będziesz na siłach. - puściła mu oczko i skierowała się do wyjścia. - A, jeszcze to hasło do wifi. - przypomniała sobie i wyczekująco spojrzała na Jareda. - Ogarnę to. - zaoferował się Shannon i odstawił kawy na stół, podążając śladem Lisy. 

- To wygladą znajomo. - zagadnął ją, kiedy Lisa wybrała sobie jeden z leżaków w cieniu. - Co? - wyprostowała się i zorientowała się, że mężczyzna zerka na jej dekolt. - Przecież Kuba mówił na kolacji, że was słuchałam. - wytłumaczyła się, kiedy wyraźnie nawiązał do jej tatuażu pod obojczykiem. - Gdyby każdy tatuował sonie symbole zespołów, których tylko słuchał... - zażartował i wziął do  jej laptopa, kiedy wpisała hasło do systemu. - Dobra, masz mnie. Echelon to była duża część mojego życia. - przyznała w końcu, bo wiedziała, że nie ma sensu tego ukrywać. - Trafiło się w międzyczasie kilka goldenów i jeszcze więcej koncertów.- nawiązała do biletów, które gwarantowały spotkanie z zespołem, wcześniejsze wejście czy wręcz oglądanie koncertu z boku sceny. - Stare dzieje. - machnęła ręką, dając jasno do zrozumienia, że nie chce kontynuować tematu. Shannon sprawnie wpisał dane dostępowe do bezprzewodowej sieci i oddał jej komputer, jednak zamiar dołączyć do reszty wygodnie rozłożył się na leżaku obok. -  A ty nie jesteś im potrzebny? - zdziwiła się, zerkając na niego z czystą ciekawością. Zawiesiła dłużej wzrok na jego profilu, następnie zjeżdżając niżej na tatuaż na ramieniu, kończąc na jego szerokich dłoniach. Miała okazję kilka razy podziwiać perkusistę w akcji, kiedy udało jej się dostać na scenę. Jeszcze wtedy uważała, że nie ma na świecie bardziej seksownego mężczyzny niż Shannon grający na bębnach. Uwielbiała dźwięk tego instrumentu, który był niezwykle energetyzujący i pobudzający. Wręcz zmysłowy.  Całość składała się w piękny obrazek, w który kiedyś mogla wpatrywać się godzinami. - Co? - wyrwała się ze swoich wspomnień, kiedy poczuła, że mężczyzna wpatruje się w nią, jakby oczekiwał odpowiedzi. - Pytałem na ilu koncertach byłaś. - posłał jej szeroki uśmiech od którego miękły kolana. - Rany, nie wiem. Powyżej dziesięciu to na pewno. W tym jeden bez Tomo i to już kompletnie nie jest to samo. - stwierdziła, bo odejście z zespołu chorwackiego muzyka było czymś, co ostatecznie przyczyniło się do jej braku zainteresowania losami kapeli. - Takie życie. - westchnął szatyn, bo prawdziwy powód rozstania nigdy nie ujrzał światła dziennego, a samo wydarzenie nie zostało skomentowane przez braci Leto. - Ale bardzo miło wspominam after po koncercie w Wiedniu. - lekko uśmiechnęła się, popijając letnią już kawę. - To była świetna impreza, fakt. - przyznał, wywołując z zakamarków tę noc. - Bierzesz się do pracy czy mogę ci potowarzyszyć? - zapytał, jakby nie chciał jej się narzucać. - Chyba już zadecydowałeś za mnie. - roześmiała się i usiadła przodem do niego, podwijając pod siebie nogę. Lisa złapała się na tym, że przez kilka sekund patrzyli sobie w oczy, więc chrząknęła i szybko odwróciła wzrok. Czas minął im niesamowicie przyjemnie, rozmawiali o wszystkim i o niczym, a co najważniejsze dziewczyna czuła się wyjątkowo swobodnie. 

- Zamawiamy jedzenie. Ktoś coś? - Jared pojawił się na tarasie kilka godzin później. Posłał bratu głupi uśmiech, widząc, że najwyraźniej jego brat spędził cały ten czas z narzeczoną Kuby. - Coś dobrego, byleby nie owoce morza. - Lisa próbowała opanować śmiech, bo Shannon właśnie opowiadał jej co bardziej interesujące wydarzenia z fanami, a raczej psychofanami w roli głównej. - Jak wam idzie? - otarła łzy, próbując nie patrzeć na Shannona, bo wystarczyła jego głupia mina, żeby ponownie wybuchnęła śmiechem. Wstała z leżała i podeszła do Kuby, który pojawił się chwilę później. - Całkiem, całkiem. Ciężko się przestawić na myślenie po angielsku, ale będzie coraz łatwiej. Popracowałaś trochę? - przyciągnął ją do siebie od razu zjeżdżając dłońmi na jej pośladki, na których zacisnął palce. - Nie bardzo, ale nie nudziłam się. - uniosła głowę patrząc mu w oczy. - Cały czas razem siedzieliście? - rzucił szybkie spojrzenie na starszego Leto, który przeglądał menu restauracji. Dziewczyna skinęła tylko głową i wzięła jego twarz w dłonie. - Ej, nie masz powodu do zazdrości, tak? - przejechała kciukami po jego wargach, bo już rozpoznawała tę jego minę. - Rozmawialiśmy. - podkreśliła, krótko całując chłopaka. - Wyluzuj. - dodała, ale to tylko spowodowało, że mężczyzna bardziej się spiął. - Grabowski... - westchnęła, zaciskając palce na jego karku. - Jasne, rozumiem. - uniósł ją w górę za pośladki, tak że objęła go nogami. - Idziemy posłuchać tego co mamy do tej pory. - powiedział głośniej do reszty i zniknął z dziewczyną w środku posiadłości. 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz