69.

429 32 40
                                    

Kuba siedział na kanapie i skakał po kanałach, obserwując spacerującą po pokoju dziewczynę. Od samego rana nie mogli spokojnie porozmawiać, bo jej telefon wręcz eksplodował od licznych połączeń przychodzących, a gdyby maile mogły wysypywać się ze skrzynki odbiorczej to brodziłaby w nich jak Dursley'owie w listach z Hogwartu. - Koniec tego. - zerwał się i stanął przed nią, kiedy tylko odsunęła telefon od ucha. Wyjął jej urządzenie z dłoni i odrzucił na łóżko. - O co ci chodzi? - zmarszczyła brwi, chcąc go wyminąć, bo w pomieszczeniu rozległ się dźwięk kolejnego połączenia przychodzącego. - Koniec pracy. Siedzisz z nosem w komputerze od samego rana. Albo rozmawiasz. - dodał z wyrzutem, na co dziewczyna głośno roześmiała się, czym całkowicie go rozbroiła. - Kuba, sam chciałeś, żebym zajmowała się twoimi sprawami. Robię to. Gdybys nie zauważył, to od wczoraj jesteś wszędzie. - musnęła wargami jego policzek i potarła go dłonią. - A to oznacza dla mnie dużo pracy. - wyjaśniła, patrząc mu w oczy. Wodził chwilę wzrokiem po jej twarzy, szukając oznak zmęczenia, przepracowania czy zwiastuna rzucania telefonem, co już się jej zdarzało. Jednak nic takiego nie dostrzegł. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, oczy błyszczały, a policzki miała rumiane od podekscytowania. - Zameldowaliśmy się dwie godziny temu, a pierwsze co zrobiłaś to zaczęłaś szukać hasła do wifi. Nawet nie sprawdziłaś widoku z okna. - powiedział z wyrzutem, przyzwyczajony, że zawsze biegła do okna, wychodziła na balkon i podziwiała widoki, a następnie planowała dokąd pójdą, co zobaczą i gdzie zjedzą. Uwielbiał w niej ten zapał i dziecięcą radość z drobnych rzeczy. - Przyzwyczaisz tych wszystkich ludzi, że jesteś dostępna 24/7, a kiedy będziesz miała dosyć to oni nie przestaną dzwonić. - z troską odgarnął jej włosy za ucho. Z satysfakcją zauważył, że trafił w samo sedno, co tylko potwierdziła spuszczając wzrok. - Nie chcę Lisy pracoholiczki. Nie wracaj do tego. - poprosił, przypominając sobie początki ich ścisłej znajomości. - Kuba, ale teraz jest czas żeby to wykorzystać. - powiedziała w końcu, opadając na kanapę. Wyciągnęła nogi przed się ile i potarła dłońmi o uda. - Sześć godzin dziennie. Wliczając w to obecność na koncertach. Ani minuty dłużej. Przynajmniej jeden dzień w tygodniu całkowicie offline. - kucnął przy niej, dotykając stabilizatora na jej nadgarstku. - Nie. Chcę zrobić jak najwięcej teraz. Mam dosłownie kilka dni zanim wyjedziemy do Stanów, a na Alasce może nie być zasięgu. - stanowczo sprzeciwiła mu się, zabierając rękę. W dalszym ciągu miała mu za złe, że zmusił ją do wcześniejszego wyjazdu ze Słupska, żeby jeszcze przed wylotem do Moskwy zawieźć ją na ostry dyżur. Nie mogła się powstrzymać od ciętego „a nie mówiłam", kiedy okazało się, że kciuk jest tylko stłuczony, a nadgarstek nadwyrężony. Dostała przy okazji pochwałę, że zaciskając pięść do ciosu nie schowała kciuka do środka, bo skończyłoby się to dla niej dużo gorzej. - Ok, chcesz się targować to proszę. - zaperzył się i usiadł obok niej, na co kąciki jej ust powędrowały ku górze. - Żądam wspólnej pobudki, leniwego poranka i wspólnego śniadania. - zaczął, na co już zaczęła kręcić głową, więc położył dłoń na jej ustach, żeby mu nie przerwała. - Później możesz pracować. Natomiast zwiedzamy i spędzamy razem czas od późnego obiadu aż do wieczora. Podczas koncertów możesz sobie dziubać na tym laptopie ile chcesz. - jasno i wyraźnie przedstawił swoje warunki. - Zrozumiano? - zapytał, licząc na skinienie głową, jednak złapała go za nadgarstek i od razu zaczęła swoje. - Mogę też popracować zanim się obudzisz. Nie będę leżała i gapiła się na ciebie jak w obrazek, kiedy będziesz spał do południa. - przewrócił oczami, ale ostatecznie zgodził się z nią, bo nie chciał tracić więcej czasu. - Chodź, chociaż Kreml czy Płac Czerwony zobaczymy zanim zrobi się całkiem ciemno. - wstał z kanapy, ale dziewczyna nie ruszyła się z miejsca. -  Nieprzypieczętowana umowa jest nieważna. - oznajmiła, stukając palcem wskazującym w swoje wargi. - Straszna jesteś czasami. - stwierdził, ale pochylił się, żeby spełnić jej żądanie. - No i teraz możemy iść. - zadowolona z siebie klasnęła w ręce, nieco się przy tym krzywiąc. - Później kolacja? - zaproponował, zerkając na zegarek, który wskazywał 18 czasu lokalnego. - Z tobą zawsze. - zgodziła się i złapała jeszcze swój telefon. - Ustawiam tylko odbitkę, spokojnie! - zastrzegła, widząc jego niezadowolone spojrzenie. Wychodząc z pokoju wyłączyła jeszcze wszelkie dźwięki oraz wibracje, a usatysfakcjonowany Kuba od razu otoczył ją ramieniem. 

Mieszkali w samym sercu Moskwy, więc tylko krótki spacer dzielił ich od najważniejszych atrakcji turystycznych miasta. - Piękne miasto, ale szkoda, że takie... zniewolone. - westchnęła, kiedy siedzieli na ławce nad rzeką. - Nie wyobrażam sobie braku wolnego wyrażania uczuć. - dopiero po chwili zrozumiał, że dziewczyna pije do homoseksualistów. Naciągnęła na dłonie rękawy i skubała ich brzegi, wpatrując się w swoje paznokcie. -My nie musimy się tym martwić. - przerzucił rękę przez jej szyję i zgarnął do siebie, całując ją przy tym w czoło. - Ale ile osób musi? To jest chore. - westchnęła, opierając policzek o jego ramię. - Kocham cię dzieciaku. - szepnął, rozcierając jej ramię. Siedzieli dłuższą chwilę w milczeniu, dopóki dziewczyna nie zadrżała od chłodnego powietrza. - Wracajmy. - zadecydował, bo wieczór nie należał do najcieplejszych. - Jutro mamy śniadaniówkę. - przypomniała mu, na co nie od razu zareagował. Nie czuł się komfortowo z myślą o występie na żywo w rosyjskiej telewizji. - Będzie dobrze. - dodała jeszcze, ściskając jego dłoń i objęła go w pasie, chowając rękę do kieszeni jego bluzy. Przez cały dzień mieli całkiem dobre nastroje, a temat wczorajszego zdarzenia nie był poruszany. Nawet nie widzieli się jeszcze z zespołem, który wyleciał z Warszawy dopiero późnym popołudniem. Ola miała towarzyszyć Krzyśkowi podczas tych kilku koncertów, więc para też miała swoje plany. 

- Pójdę do pokoju po tabletki, zaraz wracam. - odsunęła się na krześle, kiedy złożyli zamówienia u kelnera. Upewniła się, że w kieszeni ma kartę do drzwi i skierowała się do windy. W międzyczasie odbyła jeszcze dwie krótkie rozmowy, podczas których wyszła na balkon. Kuba nie mylił się. Widok z ich pokoju był niesamowity, wprost na oświetlony Sobór Chrystusa Zbawiciela, którego jasne mury pięknie komponowały się ze złotą kopułą. W zamyśleniu wypaliła na spokojnie papierosa, a później odnalazła w kosmetyczce tabletki przeciwbólowe, bo nadgarstek zaczął boleśnie o sobie przypominać. Zbiegła po schodach i z uśmiechem na ustach minęła się w drzwiach do restauracji z grupą azjatyckich turystów. Zwolniła kroku, widząc przy ich stoliku Shannona. Dzieliło ich może 5 metrów, kiedy się zatrzymała. Modliła się w duchu, żeby nie zaczęli się tłuc pośród zastawionych stolików przy których siedzieli goście. Zagryzła wargę, widząc jak rozjuszony Kuba uderza pięścią w stół i zrywa się z krzesła, jednak nie mogła nic więcej wyczytać z jego twarzy, bo Shannon zasłonił jej widok.

- Powiem ci, że posłuszną masz kobietę. - Que przeglądał jeszcze menu, zastanawiając się już nad deserem, kiedy usłyszał ten kpiący głos. - Słucham? - warknął, głośno zatrzaskując menu. - A jak uroczo skomle o więcej. Poezja dla moich uszu.- na pełnych wargach Shannona czaił się cwaniacki uśmieszek, a rozbawione spojrzenie błądziło po twarzy Grabowskiego. - Co ty skurwiel możesz wiedzieć? Wykorzystałeś ją. - syknął, zrywając się z krzesła. Zacisnął usta, kiedy minęła ich kelnerka z pełną tacą. Sam widok Leto spowodował u niego skok ciśnienia oraz chęć roztrzaskaniu wszystkiego pod ręka. Najlepiej twarzą perkusisty. - Zapytaj swoją narzeczoną gdzie była wczoraj w nocy.. Przy okazji... - sięgnął do kieszeni i rzucił coś na stół. Kuba sięgnął po zwiniętą, materiałową kulkę, orientując się, że jest to damska bielizna. - Znalazłem to jak się pakowałem, więc możesz jej oddać. - dorzucił wesoło, szeroko się przy tym uśmiechając. Jak gdyby nic, odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia, zostawiajac oniemiałego Grabowskiego samego sobie. 

————-

I jak wrażenia? 😇

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz