154.

365 35 66
                                    

- Zawiodłem się na tobie. - ostatnie zdanie mężczyzny zawisło między nimi, jakby unosząc się na oparach gęstej atmosfery. - Najwidoczniej wybrałeś nieodpowiednią żonę. Może to Patrycja jest tą właściwą. - stwierdziła po chwili, spoglądając na niego z bólem w oczach. Nie przyznała, że słowa, które padły z jego ust mocno ją dotknęły. W środku czuła jak jej serce pękało na miliony kawałków. A cierpienie, które powodowały, odbijało się w jej oczach, sprawiając, że kolejne słone łzy, napływały do jej oczu, wypełniając piwne tęczówki. - Wybrałem na żonę osobę, w której się zakochałem na zabój, za którą jestem w stanie oddać życie, poświęcić swoją karierę i wszystko czego się dorobiłem własną pracą. - odparł dosyć spokojnie, spoglądając ze łzami w oczach na jej twarz. - Obiecałem, że podam ci rękę, gdy będziesz upadała. Jednak robiłem to z pełnym przekonaniem i myślą, że ja również dostanę twoje wsparcie, kiedy sam nie będę dawał rady. - ostatnie słowa wypowiedział wręcz szeptem. Nie spojrzał już na nią, a ze zwieszoną głową przeszedł do salonu, w którym zajął miejsce na kanapie. Uznał, że rozmowa została zakończona. Lisa stała w miejscu, spoglądając na pomieszczenie, w którym zniknął jej mąż. Targały nią różne emocje, ale musiała poznać odpowiedź na jedno ważne pytanie, które krążyło po jej głowie od samego początku. - Co zamierzasz zrobić? - zapytała głośniej, stając w przejściu do salonu. Założyła ręce pod biustem, wcześniej przecierając mokrą od łez twarz. Obawiała się odpowiedzi, którą mogła usłyszeć od męża. Zdążył jej udowodnić, że pojawienie się syna, zmieniło jego nastawienie do otaczającego świata, więc odpowiedź na te pytanie nie wydawała się tak oczywista. - Pewnie nie to, czego oczekujesz. - powiedział, odkręcając głowę w jej stronę. Dziewczyna ciężko przełknęła gulę, która stanęła w jej gardle. Już przed oczami miała najgorsze scenariusze wspólnych wakacji z bachorem, którego nie wyobrażała sobie pod ich dachem. - Mam szukać konkursów na tatusia roku? - prychnęła rozbawiona, kręcąc głową z politowaniem. - Sam jesteś jak dziecko, a chcesz wychowywać obce? - przysiadła na podłokietniku kanapy i utkwiła spojrzenie w swoich skarpetkach. Zorientowała się, że z tego wszystkiego wybrała jedną czarną, a drugą grafitową. - To jest mój syn, czy ci się to podoba czy nie. - warknął, odsuwając się od niej, żeby móc obserwować jej twarz. - Sam nie miałem ojca takiego jak inne dzieci na osiedlu. Nawet nie wyobrażasz sobie jak ciężko było iść Warszawską, gdy inni wytykali cię palcami, bo noc wcześniej twój stary zataczał się do domu, budząc przy tym całą dzielnicę. - przyznał, podpierając głowę na rękach, które oparł na kolanach. Nie często opowiadał jej o swojej rodzinie, jednak rozumiała to, gdyż sama nie miała za ciekawie w domu. - Nie podważam tego, że inni mieli lżej. Ale każdy kto nie miał ojca, z pewnością raz w życiu pomyślał o nim. Mój nie był aniołem, zranił mnie, moją mamę i rodzeństwo. W życiu mu tego nie wybaczę, ale uwierz, że są momenty, w których jadę sobie samochodem przez Płońską i zastanawiam się co w tym momencie robi mój stary. To trwa sekundę, bo chwilę później przychodzą wszystkie złe wspomnienia z nim związane, ale trwa. Nie chcę, żeby moje dziecko oglądało mnie tylko na zdjęciach albo myślało, że wcale nie ma ojca. - westchnął ciężko, przecierając twarz. - Nie będę takim ojcem dla niego jakim powinienem być. Chciałbym spotkać swojego syna kilka razy w roku, porozmawiać z nim przez telefon i dać do zrozumienia, że może na mnie liczyć, bo ja na własnego ojca liczyć nie mogłem. - mocno zaciskał palce, bawiąc się dłońmi, gdyż niesamowicie ciężko rozmawiało mu się z własną żoną w takiej, a nie innej atmosferze. Czuł dystans bijący od Lisy, a nie na tym mu zależało. Marzył, żeby zamknąć się w jej ramionach, poczuć delikatny pocałunek na skroni i palce, które bawią się jego włosami. To było jedno z tych niespełnianych marzeń, gdyż żona nie wyglądała na przychylną jego planom. - Ja też ciebie potrzebuję, chcę mieć męża przy sobie. Zawsze. Wychodziłam za wolnego faceta, który nie miał zobowiązań, żadnych dzieci, a tu dowiaduję się, że masz bachora z byłą laską. - fuknęła, wstając, gdyż krążąca krew w jej organizmie gotowała się z każdym słowem Kuby. Miała wrażenie, że nawiązaniem do swojego ojca, chciał wzbudzić w niej wyrzuty sumienia. - Ja nie miałam zajebistego ojca. Ba, wolałam, żeby wcale go nie było w moim życiu. - dodała jeszcze, opierając się tyłem o futrynę. - Zachowujesz się cholernie egoistycznie, wiesz? - warknął, wstając i podchodząc bliżej dziewczyny, którą blokowała ściana, przez co nie miała możliwości ucieczki. - Szybko w czas to zauważyłeś. - uśmiechnęła się drwiąco i założyła ręce pod biustem, budując mur wokół siebie. - Przestań się zgrywać, dobrze? - mruknął, wymachując rękami w powietrzu. Mogła przysiąc, że niewiele brakowało, żeby podniósł na nią rękę, gdy dłoń mu zadrżała. Cofnął się o kilka kroków i odwrócił się, żeby na nią spojrzeć. - Wyobrażasz sobie mnie z wózkiem, gdy stoję przed sklepem, czekając aż tatuś roku kupi Leonkowi jedzenie? Albo jak leżę z tym bachorem na łóżku i próbuję go uśpić? Jak sobie wyobrażasz nasze wspólne wakacje? Mam stać się macochą jakiegoś obcego dziecka, skoro nawet własnego nie chcę? Przecież to nierealne. - syknęła, siadając na kanapie. - Media prędzej czy później by się dowiedziały. Może jeszcze miałabym grać jego matkę w internecie, tak żeby nie było skandalu? - roześmiała się, gdyż wszystko wydawało się jej tak żałosne, że wręcz zabawne. Szkoda, że w Grabowskim gotowała się krew i nie umiał sobie poradzić z emocjami. - Wiesz co? Mam wrażenie, że szukasz wszystkich problemów świata, żeby tylko zrzucić na mnie winę. Jestem ojcem, mam dziecko, którego nie chciałem, ale czasu nie cofnę. Próbuję dorośle podjeść do sprawy, zachować pozory prawdziwego faceta, który nie ucieknie na drugi koniec świata, bo został ojcem. Myślę też o tym, co może być, gdy wyśmieję Patrycję i powiem, że nie przyznaję się do syna. Wtedy może powstać armagedon w mediach, którego nawet ty nie ogarniesz. Zachowaj się jak moja żona i mnie wesprzyj albo... - zawiesił głos, bo nie wiedział jaki właściwie może dać jej wybór. - Albo co, Kuba. Słucham. - ponownie zagrała na ataku. - Albo nie wiem, ale przestań dolewać oliwy do ognia, bo zostałaś wielce poszkodowana. - mówiąc to opuścił pomieszczenie, kierując swoje kroki do studia. Zamglonym wzrokiem wpatrywała się w swoje stopy, dopóki z jej gardła nie wyrwał się głośny szloch i po prostu zaniosła się płaczem. 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz