115.

390 33 21
                                    

- Śpisz? - usłyszała nad sobą i poczuła uginający się materac. - Już nie. - mruknęła, głosem jakby właśnie się przebudziła, ale w rzeczywistości od ponad godziny leżała z zamkniętymi oczami i rozmyślała. Powiodła wzrokiem za szklanką z wodą i tabletkami, które Kuba położył na szafce nocnej i przewróciła się na plecy. Bez słowa, podobnie jak wieczorem, podciągnęła koszulkę, żeby mógł jej zrobić zastrzyk. Odwróciła głowę w bok, czując chłodny dotyk chusteczki dezynfekującej, a później ukłucie, kiedy wprowadzał płyn w fałdkę skóry. Była pewna, że do wizyty kontrolnej u lekarza jej brzuch będzie fioletowo-żółty, bo każdy zastrzyk zostawiał po sobie siny ślad. - Już po wszystkim. - Kuba delikatnie rozmasował miejsce i pochylił się, muskając je wargami. Powstrzymała się przed wyprężeniem ciała i tylko cicho westchnęła. Bez zbędnych słów umieściła tabletki na języku i popiła je wodą. - To było zbędne. - stwierdził, kiedy otworzyła szeroko usta i pokazała mu, że je przełknęła, a nie schowała gdzieś pod językiem. - Myślałam, że zrobi ci się miło, skoro lubisz mieć wszystko pod kontrolą. - burknęła i przewróciła się na bok, naciągając przy tym kołdrę. - Musisz zaczynać od samego rana? - upomniał ją, bo jeszcze do końca nie przetrawili wczorajszej kłótni, a już zapowiadała się kolejna. - Już skończyłam. - usłyszał jej stłumiony głos i pokręcił głową. - Co chcesz na śniadanie? - przepuścił między palcami kosmyki jej włosów i zerknął na opatrunek, który po nocy całkiem dobrze trzymał się na miejscu. - Wszystko mi jedno. - stwierdziła krótko, ale na dobrą sprawę nie była nawet głodna. Wystarczyła jej herbata i dwa papierosy wypalone zanim Kuba się obudził. -Idziesz jeszcze spać? - zagadnął ją, w dalszym ciągu siedząc przy niej. - Maciek cieszył się na spotkanie z tobą. Może chociaż zjemy wspólnie? - próbował podejść ją „na brata", bo wiedział, że  wyjątkowo go lubiła i zawsze utrzymywali jakiś kontakt, nawet kiedy było źle. - Jasne, skoro mogę wstać z łóżka. - skomentowała, wyraźnie już poirytowana. Rozmowa im się nie kleiła, a Kuba nie zamierzał odpuścić, więc postanowiła wstać z łóżka. - Lisa... - przetarł twarz dłońmi, kiedy spojrzała na niego wyzywająco. Musiał odliczyć do dziesięciu, żeby nie dać się jej sprowokować. - Tak myślałam. - rzuciła, kiedy w dalszym ciągu milczał i poszła do łazienki.

- Rusz się. - wrócił do salonu i wyłączył telewizor, kiedy Maciek rozgrywał mecz na PS. - Nie wyżywaj się na mnie. Ja nawet nie wiedziałem, że ona tam była! - naskoczył na brata i odrzucił pada na kanapę. - I nie ciśnij jej tak, bo coś ją trafi. - dodał jeszcze, uchylając się pod ręką Kuby, żeby nie oberwać. - Co ty możesz wiedzieć. - syknął za nim i zrobił miejsce przy stole. Krzątali się w milczeniu w kuchni, przygotowując coś do jedzenia. - Naprawdę nic nie wiedziałeś? - Kuba w końcu zagadnął go, kiedy wstawił wodę na herbatę. - Słowo. Pewnie dlatego mnie nawet nie prosiła, bo wiedziała, że będziesz mnie podejrzewał. Krzysiek może? - podsunął, chociaż nie sądził, że Kondracki byłby na tyle głupi. - Mam też innych znajomych poza twoimi. - oświadczyła, słysząc ich rozmowę i rzuciła Kubie pogardliwe spojrzenie. - A ty się nie krępuj. - machnęła ręką na Maćka, który tęsknie spoglądał w stronę ekspresu do kawy. - To, że ja mam zakaz, nie znaczy, że obowiązuje on wszystkich. - podkreślała odpowiednie słowa, wbijając tym samym kolejną szpilkę Kubie. - Terrorysta. - burknęła, widząc, że naszykował trzy kubki z torebkami herbaty. - Wyślesz mi kalendarz chłopaków? Może bym się gdzieś zabrał z wami. - starszy Grabowski ciepło uśmiechnął się do Lisy. - Chyba z nimi, bo ja mam szlaban. - odpowiedziała natychmiast. - Wyślę. - usiadła przy stole i sięgnęła po chleb tostowy oraz masło. - Czekaj, czekaj. To znaczy, że nie jedziesz do Ciechanowa? Bez jaj. - Maciek odwrócił krzesło i usiadł na nim okrakiem. - Jedzie do Ciechanowa, ale niekoniecznie na koncert. - Kuba starał się odpowiedzieć jak najbardziej spokojnie. Zalał kubki wrzątkiem i jeden z nich podsunął dziewczynie. - Super, będę mogła wyrwać się z domu. Yaaaayy. - pozwoliła sobie na udawany entuzjazm i wgryzła się w tost, żeby nie dopowiedzieć nic bardziej zgryźliwego. - W piątek mamy kontrolę u lekarza. - dodał jeszcze Kuba, obrzucając ją dłuższym spojrzeniem. - Bez sensu to wszystko. Mieliśmy świętować z pompą twoje urodziny i w ogóle... - Maciejka był wyraźnie rozczarowany, ale jego słowa przypomniały Lisie, że faktycznie w kolejny weekend Que ma urodziny. Od powrotu ze Stanów nieco zgubiła orientację w czasie, żyjąc ewentualnie dalszymi terminami koncertów i innych wydarzeń. - Wiecie co? Pogadajcie sobie, a ja wracam do łóżka. - oznajmiła nagle, bo naprawdę nie miała ochoty słuchać jak ktoś i na decyduje o tym, co będzie mogła robić, a czego nie. Na szybko rozsmarowała jeszcze dżem na kolejnym toście i z talerzem oraz kubkiem zniknęła w przedpokoju. Jeśli chciał ją zabrać do Ciechanowa tylko po to, żeby zamknąć ją w domu, to w ogóle nie zamierzała tam jechać. Jednak zdawała sobie sprawę, że wcale nie będzie to takie łatwe. Niemal ze złością, ale i dla świetego spokoju dokończyła śniadanie w sypialni i zawinęła się w kołdrę. Zerknęła jeszcze na telefon i ustawiła budzik na południe, żeby nieco popracować. 

-Czego chcesz? - zapytała, kiedy Kuba pół godziny później położył się obok niej. - Przepraszam. - mruknął, przysuwając się do niej. Wsunął głową pod jej brodę i odetchnął z ulgą, kiedy objęła go ramieniem i zaczęła bawić się jego włosami. - Nie przepraszaj, bo zaraz będzie to samo. - stwierdziła, wręcz wyobrażając sobie te kolejne kłótnie o jej zdrowie. - Chociaż mam wrażenie, że się mścisz za grudzień. - stwierdził , na co odepchnęła go od siebie. - Grudzień? - zapytała, opierając głowę na ręku, kiedy Kuba przetoczył się na plecy. - No wtedy, jak miałem wybity bark. - podsunął jej odpowiedź, na co wybuchnęła śmiechem. - Prawie zapomniałam jakim byłeś wtedy dupkiem. - wyznała szczerze,  chociaż się mylił. Nie mściła się za jego zachowanie, tylko po prostu była sobą. Przyjęła do wiadomości, że musiała mieć operację, ale życie musiało toczyć się dalej. Wypadki chodzą po ludziach. - Naprawdę się o ciebie martwię. - odsłonił kołdrę i wsunął dłoń między jej złączone uda. - Przestaniesz do cholery? - warknęła, a Kuba spojrzał jej w oczy. Zmarszczył brwi, nie bardzo wiedząc czy ma na myśli jego słowa, czy gest. - Ale przesadzasz. Poza tym, nie dotykaj mnie tak, bo robisz mi nadzieję. - odtrąciła jego rękę i przewróciła się na plecy. - Na coś trzeba umrzeć, a czy to przez smog, pestycydy czy jakiegoś tętniaka to tylko różnica w czasie. - stwierdziła, wpatrując się w niezwykle interesujący sufit. - Przestaniesz z tą śmiercią? - znowu poczuł się nieswojo, a włosy na karku stanęły mu dęba. Nigdy nie zastanawiał się za wiele nad końcem ludzkiego żywota, ale ostatnie wydarzenia wywołały te niekomfortowe myśli. - Mogę się przytulić? - zapytał, ale nie czekając na odpowiedz zsunął się niżej i ułożył głowę na jej brzuchu. Objął ją za uda i wtulił się, zamykając oczy. Wiedział, że to będzie ciężki czas dla ich dwojga. Będą musieli wypracować jakiś kompromis, który nie zepsuje ich związku, a wzmocni go. 



Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz