48.

434 34 35
                                    

- Tak mi dobrze, tak mi rób. - wymruczał, kiedy z krainy snu wybudził go miękki dotyk dziewczyny, która siedziała przy jego boku i muskała opuszkami jego kark i ramiona. Przeciągnęła wzrokiem po jego nagim ciele, kiedy leżał wyciągnięty na brzuchu. - Nie przestawaj. - zachęcił ją, kiedy na moment oderwała od niego ręce. Podsunął sobie poduszkę pod głowę i cicho pomrukując przymknął jeszcze oczy. - Zaraz do ciebie wrócę. - usłyszał jej szept przy swoim uchu, a później poczuł jak materac ugina się, kiedy dziewczyna wstaje z łóżka. - Tylko szybko. - dodał jeszcze, a później nie wiedział co było pierwsze. Świst przecinający powietrze, cholernie piekący ból na pośladku czy jej głośny śmiech, kiedy zerwał się jak poparzony. - To za tego pająka. - wyszczerzyła zęby, wyraźnie dumna z tego jak mocno mu przyrżnęła. I to dokładnie tą samą trzciną, którą on wczoraj smagał jej nagie ciało. - Pojebało cię?! - syknął, oglądając się, żeby ocenić szkody. W tym samym momencie zdał sobie sprawę, że bezmyślnie, w zasięgu tych cholernych suchych liści, wystawił na pokaz swoje genitalia. Natychmiast okrył członka dłonią i zrobił kilka kroków w tył, nie spuszczając przy tym wzroku z rozbawione dziewczyny. - Przyjemnie, co? - zakpiła, machając trzciną w powietrzu, ale jej koniec zahaczył o jego klatkę piersiową. - No co? Będziesz tak stał i czekał na oklaski? - zapytała, zbliżając się do niego. - Nie zbliżaj się do mnie. - ostrzegł, ale wyglądał komicznie stojąc na środku pomieszczenia, dłońmi ochraniający swoje bezcenne klejnoty. - Bo? - uniosła brwi, w sekundę doskakując do niego, zostawiając kolejną czerwoną pręgę na jego ciele. - Bo pożałujesz. - syknął, łapiąc za liście, które jednocześnie wypuścili z rąk kiedy przecięły spod ich dłoni. Lisa cicho syknęła, bo rana piekła gorzej niż zacięcie papierem, ale nie przeszkodziło jej to w rzuceniu Kubie wyzywającego spojrzenia. - Ty mściwa jędzo! - ryknął, rzucając się na nią. Zaczęła wierzgać nogami, kiedy złapał ją w pasie i rzucił na łóżko. - Ja mściwa? Spójrz w lustro gamoniu! - pisnęła, kiedy zaczął ją łaskotać. Niewiadomo kiedy jej stopa zderzyła się z jego brodą, sprawiając, że przygryzł sobie język. Wykorzystała chwilę jego nieuwagi i skoczyła na niego, próbując powalić go na brzuch. Kotłowali się w pościeli, która po chwili była już pokryta plamami krwi sączącej się z ich rąk. - No i co teraz powiesz? - zapytał, trzymając jej ręce za głową. Przysiadł na jej biodrze, ale nie przewidział, że dziewczyna zwinnie obróci się na bok, obejmując go za szyję nogą. - Wygrywam. - ledwo wypowiedziała to słowo, kiedy poczuła zęby wbijające się w jej łydkę. - Grey, Edward, zdecyduj się. - syknęła z bólu, przetaczając się na brzuch. - Dla ciebie pan Grabowski. - złapał ją za kark i docisnął jej głowę w poduszkę. Zdyszana, z trudem łapała oddech, jednak po chwili była już na skraju i zaczęła klepać dłonią w materac. Po kilku wierzgnięciach przestała się z nim siłować i opadła bezwiednie. - Lisa? Lisa?! - potrząsnął jej ramieniem, wyraźnie zaniepokojony. Obrócił ją na brzuch, a przed oczami śmignął mu rozmazany obraz dziewczyny, kiedy odepchnęła się na rękach i rzuciła się na niego. - Jakie to było łatwe. - wydyszała, siedząc na jego udach, które mocno ściskała nogami. - Łatwa to ty jesteś. - odparował, próbując ją pocałować. Mruknęła coś niezrozumiałego, czując w ustach metaliczny smak jego krwi. Wplotła palce w jego przydługie włosy nad karkiem i szarpnęła jego głowę w tył. - Satysfakcjonujące. Wiem, dlaczego to lubisz. - szeroko uśmiechnęła się i oblizała wargi. - Serio? - uniósł brwi, a pół sekundy później znowu splątali swoje ciała w walce. Nie było litości. Wszystkie chwyty były dozwolone, co oboje wykorzystywali na tyle ile mieli jeszcze sił. - Tak rzadko prosisz o 69. - usłyszał jej zduszony głos, zdając sobie sprawę, że jego penis znalazł się tuż nad jej twarzą. - Nie gryź, kurwa! - odepchnął ją od siebie i spojrzał na nią jak na wariatkę. Już miała się uśmiechnąć, już otwierała usta żeby coś powiedzieć, jednak z jej gardła wyrwał się głośny pisk, kiedy Que znowu zaatakował. Gdyby szamotali się na pustyni, to wzbijający się w powietrze pył z pewnością przypominałby burzę piaskową. - Nie, nie. Stop. - zaskomlała, kiedy wylądowali na twardej, drewnianej podłodze, a Kuba przysiadł na niej, zakładając dźwignię na jej ramię. - Puść. - syknęła z bólu, zaciskając powieki. Bała się ruszyć choćby o milimetr. - Przyznaj, że wygrałem. - roześmiał się, obserwując jej zarumienioną twarz. - Chyba śnisz. - rzuciła w odpowiedzi, na co tylko poprawił uchwyt, zadając jej jeszcze większy ból. - To jak? - poruszył biodrami, bardziej dociskając ją do podłogi. Przez chwilę słychać było tylko ich ciężkie oddechy i śpiew ptaków za oknem. - Więc? - ponaglił ją, chcąc wymusić na niej potwierdzenie swojego zwycięstwa. - Zrobię co zechcesz, ale puść. - jęknęła cicho, za cholerę nie chcąc przyznać mu racji. - Wszystko? - uniósł brwi i uśmiechnął się pod nosem. - Wszystko, ale zejdź ze mnie już. - jej głos brzmiał coraz bardziej żałośnie. - Wyjdź za mnie jeszcze przed pierwszym koncertem. - rzucił nagle, a dziewczyna niespokojnie lód nim drgnęła. Oznaczało to, że w ciągu najbliższego miesiąca miałaby zmienić swój stan cywilny, - Dobra... - zaczęła, wypuszczając głośno powietrze, a chłopak już sapnął z wrażenia. - Wygrałeś. - dokończyła, a mina mu zrzedła. - A idź w cholerę. - podciągnął jeszcze jej ramię, robiąc to dla swojej czystej satysfakcji i puścił ją, zsuwając się na podłogę. - Daj rękę. - poprosiła go, kiedy w końcu, uważając na swoje ruchy usiadła po turecku na przeciwko niego. - No daj. - pacnęła go w kolano, zostawiajac na nim krwisty ślad. Niezadowolony wydął usta i przeczesał włosy palcami. - Po co? - zapytał, niepewnie wyciągając rękę, bo bal się, że wywinie mu jakiś numer. - Bo się rozmyślę. - ponagliła go, dźgając go paznokciem w udo. - No w końcu. Masz ruchy jak mucha w smole. - parsknęła poirytowana, wsuwając dłoń w jego, jakby mieli właśnie się o coś założyć. - Wyjdę za ciebie. Ba, nawet zostanę Grabowską. - zaczęła, a mężczyzna uniósł głowę i zaczął jej się uważnie przypatrywać. Jednak w jego spojrzeniu brak było nadziei, bo tych złudzeń już go dawno pozbawiła. Czekał, aż wybuchnie śmiechem, kpiąc z niego, że dał się nabrać. - To nie jest zabawne. - stwierdził tylko i podparł się na drugim ręku, żeby wstać. - Siadaj kurwa i słuchaj jak do ciebie mówię. - warknęła, a on posłusznie, jak nigdy, po prostu zamarł. - Gdzie jest haczyk? - zapytał, a dziewczyna pokręciła głową. - Nie ma żadnego. Wyjdę za ciebie, przyjmę twoje nazwisko. Kiedyś. Jak przyjdzie odpowiednia pora. Pora, kiedy oboje stwierdzimy, że to właśnie ten moment. I nie obchodzi mnie czy to będzie jakiś afrykański obrządek, ceremonia hinduska czy przysięga przed głową kościoła scjentologicznego. - ciągnęła, a oczy mężczyzny rozszerzały się z każdym jej kolejnym słowem. - Nieważne gdzie wtedy będziemy. Może będziemy w trakcie twojej międzynarodowej trasy koncertowej, może w kosmosie, bo komercyjne rejsy będą już na porządku dziennym. - ścisnęła jego dłoń. - Ale obiecuję. Choćby to miała być ostatnia decyzja w moim życiu, kiedyś usłyszysz tak. - usiadła na piętach, w dalszym ciągu trzymając go za rękę. - Wierzysz mi Kuba? - zapytała, kiedy w dalszym ciągu milczał. - Chyba sobie to wyobraziłem. Fajny ten sen. - stwierdził w końcu, posyłając jej niepewny uśmiech. - Idiota. - pchnęła go na plecy i usiadła na nim okrakiem. - Ja się uzewnętrzniam, składam obietnicę życia... - oparła się na rękach nad jego głową. - Zamknij się. Zamknij się i chodź do mnie. - zgarnął ją do siebie, obejmując jej nagie ciało wszystkimi kończynami. Po prostu utonął w jej ustach, bo nie mógł znaleźć słów, które wyraziłyby jego emocje po tym co właśnie usłyszał. 

——-

Jak się podobało? 😇 Myślicie, że nie rzuciła słów na wiatr i kiedyś wypowie to magiczne tak?  

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz