25.

538 32 34
                                    

- Proszę. - podał jej papierowy kubek z kawą. - Mówiłam, że nie chcę. - burknęła, wyciągając  nogi przed siebie i oparła się w tył na rękach. - To wyrzuć. - postawił kubek na masce auta tuż obok jej biodra. Pokoncertowa walka o hierarchę i prawdę wykończyła ich oboje, jednak nie przeszkodziło to Kubie w zapakowaniu dziewczyny do auta i opuszczeniu Bydgoszczy. - Dlaczego nie odbiłeś na południe? - zaatakowała go, sprawdzając ich lokalizację na mapie Google. - Kurwa, serio? - spojrzała na niego z niedowierzaniem, kiedy przybliżyła obraz i zorientowała się, że są na prostej drodze do Ciechanowa. Było kilka minut po północy, a zostało im może pół godziny jazdy do jego rodzinnego domu. - Pojebało cię Kuba. - stwierdziła bez ogródek i zsunęła się z maski. - Uwielbiam twoją mamę, ale po pierwsze jest środek nocy, a po drugie nie mam ochoty się jej tłumaczyć. - warknęła, machając w jego kierunku odpalonym papierosem. - Tłumaczyć z czego? - zapytał znudzonym głosem, bo myślał, że ustawił ją do pionu, jednak historia lubi się powtarzać. - Choćby z tego! - pokazała mu dłoń na której zwykle znajdował się jej pierścionek zaręczynowy. - Chyba, że zamierzasz mi go oddać. - prychnęła, krążąc wokół auta jak wściekła osa. - Nie. - skrzyżował ręce na piersi i obserwował rozjuszoną dziewczynę. Dużo pracy kosztowało go, żeby nie wybuchnąć śmiechem, bo jej złość i irytacja niesamowicie go bawiły. - To nie! - wrzasnęła i szybkim krokiem podeszła do samochodu, wyszarpując z tylnego siedzenia swoją torbę. - No i dokąd zamierzasz iść? - lekko uśmiechnął się, gdy zarzuciła pasek na ramię i zaczęła oddalać się od niego. - Do Warszawy! - huknęła, a jej głos potoczył się echem. - Tak sama? Piechotą? - roześmiał się i upił łyka kawy, którą pogardziła. - Choćby kurwa boso! - klnęła na niego pod nosem, idąc przez pusty parking w kierunku jezdni. - To dojdziesz jutro wieczorem, opuścisz dzień pracy? - zaszydził z niej i pokręcił głową, kiedy tylko wyciągnęła rękę i pokazała mu środkowy palec. Zatłucz wariatkę, idź siedzieć jak za człowieka.

Wrócił do auta, sprawnie wykręciła wstecznym i zajechał jej drogę, hamując przy tym z piskiem opon. Miał nadzieję, że nikt w tym momencie nie będzie chciał zjeżdżać na stacje, bo zablokował wjazd. - Wsiadaj, ale już. - stanął przed nią i wskazał na auto stojące na awaryjnych z włączonym silnikiem. - Bo co? - odpyskowała i chciała go wyminąć, ale rozwinął w dłoni krótki pas bezpieczeństwa, który służył do przypinania szelek psa, kiedy z nimi jeździł. - Nie zmuszaj mnie do tego. - powiedział spokojnym głosem, jednak wyraźnie zaznaczył, że nie będzie tolerował jej sprzeciwu i głupich pomysłów. - Tu uszanuj moje zdanie. - stwierdziła, robiąc kilka kroków w bok, żeby go wyminąć. - Kobieto, szanuję, ale nie takie chore pomysły. - westchnął, jednak nie zmienił zdania. Doskoczył do niej, z czego wywiązała się między nimi szamotanina, która dla postronnego człowieka mogła wyglądać nawet jak próba uprowadzenia. - Do reszty ci odjebało. - syknęła, kiedy próbował złapać jej drugi nadgarstek. Wywinęła się, dając mu z łokcia w brzuch i szarpnęła ręką, żeby się oswobodzić, ale mężczyzna stracił do niej cierpliwość. Pchnął ją na ziemię i przysiadł na jej udach, mocno ściskając je nogami. Próbowała zebrać w dłoń trochę żwiru i rzucić w niego, jednak złapał ją za włosy i przycisnął jej twarz do ziemi. - Odpuść, nie wygrasz. - warknął, czując jak wierzga nogami, boleśnie uderzając go obcasami w plecy. - Jesteś chory. - wydyszała, krztusząc się piachem, który dostał się do jej ust i nosa. W końcu udało mu się skrępować jej ręce i wstał, podnosząc ją za związane nadgarstki. - Jak myślisz, co ugrałeś? - splunęła mu pod nogi, na co tylko mocniej pociągnął jej ręce w górę zmuszając ją do pochylenia się. Złapał jeszcze jej torbę i zaprowadził do auta. - Twoje bezpieczeństwo. - posadził ją w fotelu pasażera, krzywiąc się, gdy jezdnią przejechała rozpędzona ciężarówka, zostawiajac za sobą kłęby kurzu. - Nienawidzę cię. - syknęła, próbując ugryźć go, gdy przechylił się nad jej ciałem, zapinając właściwy pas bezpieczeństwa. - Sama się o to prosiłaś. - odgarnął jej włosy z twarzy i zatrzasnął drzwi. Z początku trasy do Ciechanowa wymyślała mu od najgorszych, próbując przyjąć wygodniejszą pozycję, ale w końcu opadła z sił. Zerkał od czasu do czasu na jej profil, kiedy obrażona na cały świat wpatrywała się w krajobraz za oknem. Może nie był z siebie dumny, ale cieszył się, że udało mu się ją poskromić, bo dobrze wiedział, że szłaby piechotą przynajmniej do najbliższego motelu czy nawet dalej, byleby udowodnić mu swoją rację. 

Po pierwszej z minutami zaparkował przed swoim rodzinnym domem i obszedł auto, otwierając drzwi od jej strony. Odpiął pas i spojrzał na nią wyczekująco. - Nienawidzę cię. - burknęła, jednak nie ruszyła się z miejsca. Odrętwiałe od nienaturalnej pozycji ramiona nieprzyjemnie ją piekły, a ból kręgosłupa wcale nie poprawił poczucia komfortu. - Wysiądziesz sama czy mam ci pomóc? - zapytał, obrzucając wzrokiem dom. Kiedy wyjeżdżali z Bydgoszczy uprzedził mamę, że zajadą późno w nocy i żeby na nich nie czekała. Na szczęście musiała położyć się spać, bo w żadnym z okien nie paliło się światło. Dziewczyna spuściła głowę i wpatrywała się w swoje stopy, w dalszym ciągu demonstrując swoje niezadowolenie. W życiu nie przyzna mu się do tego głośno, ale jego dominujące zachowanie wywołało u niej całkiem przyjemne mrowienie w dolnej partii ciała. - Ja pierdole, dziewczyno. - złapał ją pod ramię i bez ceregieli wyciągnął ją z auta. - Podoba ci się to, co? - zaśmiała mu się w twarz i oparła się o bok auta, kiedy zatrzasnął drzwi. - Twoje zachowanie? W życiu. - spojrzał na nią jak na idiotkę i zarzucił torbę na ramię. - To co zrobiłeś. - zatoczyła podbródkiem koło. - I to, że stoję tutaj ze związanymi rękoma. Nie masz ochoty mnie zerżnąć? Przecież już to dzisiaj zrobiłeś dwa razy. - zaśmiała się, wyraźnie go podpuszczając. - Będziesz teraz ze mną pogrywać? - złapał ją za policzki i uważnie przyjrzał się jej twarzy w słabym świetle latarni. - A może ty przyznasz, że podnieca cię to? - palce drugiej ręki zacisnął na jej kroczu. - Nie każ mi sprawdzać. - uśmiechnął się kącikiem ust i wymusił pocałunek, który mimo wszystko oddała, gdy tylko wsunął język do jej ust. Nie odrywając od niej warg rozpiął rozporek jej spodni i wsunął dłoń pod bieliznę. - Wiedziałem. - sapnął w jej usta, kiedy niemal stracili oddech podczas tego namiętnego pocałunku. - Co ja mam z tobą zrobić... - szepnął, opierając czoło o jej. - Jesteś niemożliwa. - przejechał językiem po jej policzku, kończąc na jej dolnej wardze, którą delikatnie przygryzł. - Oddasz mi ten pierścionek? - zapytała, rozsuwając nogi, kiedy zaczął drażnić łechtaczkę. - Nie.- ściśnął w palcach tę wrażliwą część ciała, przez co głośno jęknęła. - Zasłużyłam. - dodała, trącając nosem jego policzek. - Prawda? - szepnęła mu na ucho i zjechała wargami na jego szyję, delikatnie skubiąc wargami czarne znaki zapytania. - Nie wydaje mi się. - mruknął, ale na jego ustach czaił się uśmiech. Zdawał sobie sprawę, że chciała odzyskać biżuterię dla zasady, ale jednocześnie wyraźnie dawała znać, że chce z nim być. - Mam ci się oświadczyć? - zaśmiała się, kiedy odchylił głowę pod wpływem jej pieszczot. - Kuba,  zechcesz mnie poślubić? - wychrypiała mu na ucho, cicho śmiejąc się, przez co jego ciało przeszył dreszcz. - Majaczysz. - parsknął, w końcu wsuwając w nią palce, co z radością przyjęła poruszając biodrami. - Łasisz się teraz do mnie jak niewyżyta kotka. - dotknął jej podbródka, patrząc w jej błyszczące oczy. - Już na tyle zdążyłem cię poznać. - uśmiechnął się, nagle łapiąc ją za kark. Rzucił ją na maskę samochodu, kopniakiem rozsuwając jej nogi. - W tej kwestii zawsze dostaniesz to, czego pragniesz. - pochylił się nad nią, jednocześnie zsuwając z niej spodnie. Wymierzył jej kilka siarczystych klapsów jednocześnie ocierając się członkiem o jej nagie pośladki. - Jesteś do reszty popieprzona. - złapał ją za biodra, zsuwając ją niżej na masce i podparł się na rękach nad jej ciałem. - I za to cię uwielbiam. - zagryzł zęby na jej odsłoniętym karku i wsunął się w nią, czując jak pręży się pod nim. Objął ją za szyję i trzymając usta przy jej policzku zaczął szybko poruszać biodrami, głęboko penetrując jej rozpalone wnętrze. Gdyby ktoś mu powiedział, że jeszcze tej nocy weźmie ją na masce auta, na rodzinnym podwórku, to by go głośno wyśmiał. 

Oboje byli nieprzewidywalni, przez co dobrze siebie warci. 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz