- Kuuuubaaaaa... - usłyszał jej żałosny jęk z salonu, kiedy właśnie wciągał na siebie koszulkę. - Już idę, czego jęczysz! - roześmiał się, kręcąc przy tym głową. Od samego rana próbował namówić ją na wyjście z domu, ale kategorycznie odmawiała nawet krótkiego spaceru. W końcu mu jednak uległa i siedziała jak na szpilkach, czekając aż szanowny Grabowski skończy się szykować. Przekroczył próg i zmierzył dziewczynę spojrzeniem od stop do głów. - Przegapiłaś prognozę pogody czy chodziłaś zapalić do zamrażarki? - zmarszczył brwi, wskazując na jej sylwetkę. - O co ci chodzi? - skrzyżowała ręce na piersi, od razu atakując go bojowym nastawieniem. - Są 33 stopnie w cieniu. - podszedł do niej, wskazując na ekran telefonu, który trzymał w dłoni. - I? - potrząsnęła głową, schylając się, żeby zawiązać sznurówki. - Jesteś pewna, że nie chcesz założyć jakiś szortów czy chociaż innych, cieńszych spodni? - wskazał na jej dżinsy z długimi nogawkami oraz pociągnął za flanelową koszulę, którą na siebie narzuciła. - Ugotujesz się. - dodał jeszcze, kiedy już zdążyła obrzucić go jednym ze swoich wymownych spojrzeń. - Tak mi jest dobrze. - wzruszyła ramionami i skierowała się do wyjścia. - Lisa. - zaszedł jej drogę i złapał za ramiona. - No co? - westchnęła, wyraźnie zrezygnowana. Dała mu się namówić do wyjścia nad Wisłę, więc chciała już wyjść z domu, żeby się nie rozmyślić. - Przebierz się, naprawdę. Udaru dostaję jak na ciebie patrzę. - lekko potrząsnął nią i odwrócił, delikatnie popychając w kierunku sypialni. - Nie noszę szortów, a te spodnie mają dziury. - zademonstrowała, wtykając palce w jedno z rozcięć na kolanie. Od zawsze chodziła w długich spodniach, a równie rzadkim widokiem co krótkie spodenki było założenie na siebie samej koszulki z krótkim rękawem bez marynarki, kurtki czy jakiejś bluzy. Nawet teraz, w czasie niemiłosierny upałów, ubrała się jak na wczesną jesień. Dobrze wiedział jaka jest tego przyczyna, a także był przekonany, że już dawno zdołał przemówić jej do rozsądku. Zorientował się jednak, że bardzo się mylił. Co innego pewna siebie Lisa w domu, gdzie mogła paradować w samych majtkach lub leżeć na kanapie tylko w dłuższej koszulce, a co innego Lisa, która przekraczała próg mieszkania. - Załóż coś cieńszego. I jeszcze te buty... - jęknął, wskazując na air maxy. Nie lubiła upałów, chowała też bladą skórę przed intensywnymi promieniami słońca, ale mogła to zrobić na wiele innych, bardziej rozsądnych sposobów. - Czy ja ci się wtrącam? - złapała za ciężki łańcuch lrzy jego krótkich spodenkach. - Chcę dla ciebie dobrze. - powiedział, zrezygnowanym tonem. - To się oddeleguj ode mnie. Wychodzimy? - przez cyrk jaki właśnie odstawił jej mąż straciła ochotę na wyjście z domu. Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu dziewczyna wzruszyła ramionami i przydepnęła zapiętkę jednego buta, chcąc go ściągnąć. - I tak nie chciałam nigdzie iść. - skwitowała, posyłając buty kopniakiem w kąt. - Dlaczego nie możesz pomyśleć o sobie, tylko o tym co inni mogą pomyśleć o tobie? Zachowujesz się jak jakiś paranoik, a przecież tego nie chcemy. - wygarnął jej nagle, kiedy zdążyła zsunąć koszulę ze swoich ramion i położyć ją na oparciu fotela. Jej brak samoakceptacji i chore porównywanie się do innych właśnie wróciły jak z półobrotu, co wcale mu się nie podobało. - Nie musisz zakładać czegoś w czym będziesz wyglądać niekorzystnie, tylko coś w czym będziesz się czuła komfortowo. - pouczył ją, stając przed kanapą, na której przysiadła i właśnie ściągała spodnie, gotowa spędzić popołudnie z Netflixem. Dokładnie tak, jak wcześniej planowała. - Przeczysz sam sobie. W tym było mi dobrze i naprawdę, odpieprz się ode mnie. Idź sobie sam nad Wisłę, skoro tak bardzo przeszkadza ci jak się ubrałam. Tam są drzwi. - podkreśliła, wskazując palcem za plecy, a druga ręką sięgnęła po pilota od telewizora. - Lisa. Kocham każdy centymetr twojego ciała. Nie masz powodów, żeby być z niego niezadowolona. Nie musisz paradować w negliżu i świecić pośladkami na ulicy, ale zadbaj o swój komfort. Przegrzewasz się w obawie co inni o tobie pomyślą, a to nie jest zdrowe. - spróbował raz jeszcze, ale przesunęła się w bok żeby widzieć ekran i podgłośniła czołówkę serialu. - Idź mi stąd. Wkurwiasz mnie. - powiedziała wprost, a chwilę później głośno krzyknęła z oburzenia, gdy wyrwał jej pilot z ręki i złapał ją na ręce. - Postaw mnie! Kuba do jasnej cholery! - biła go pięściami po plecach, gdy przerzucił ją sonie przez ramię i niósł do łazienki. Już wiedziała co ją czeka i wcale nie była z tego powodu zadowolona. Nie chciała oglądać swojego nagiego ciała w lustrze, do czego zawsze ją zmuszał, gdy zauważał, że jej problemy z samoakceptacją wracają. Co prawda wracały dużo rzadziej, ale jednak ciagle to miało miejsce. - Rozbieraj się. - uderzył ją w nagi pośladek i postawił na środku łazienki. - Nie. Spierdalaj Grabowski, naprawdę. - nie przebierała już w słowach, bo nie było jej do śmiechu. - Ogłuchłaś? - zapytał, łapiąc za dół jej koszulki. - Nie, mam słuch wybiórczy. Uczę się od mistrza. - strzeliła go po dłoniach i odsunęła się. - Nikt nie jest idealny, nawet ja, chociaż czasami bym chciał. - stwierdził spokojnie, krzywiąc się, gdy Lisa ryknęła śmiechem aź ściany sie zatrzęsły. - Kuba, jesteś. Idealnie wyrzeźbione ciało, oczy za które niejedna dziewczyna dałaby sie zabić, No czasami kudły pozostawiają wiele do życzenia, ale to szczegół. - zaczęła wyliczać na palcach. - A no i twój cudotwórca. - wskazała na jego krocze. - Chyba producenci wibratorów brali przykład z twojego penisa. - zażartowała, jednocześnie próbując się wycofać do drzwi. - Miło, że tak o mnie mówisz. Naprawdę. Ale posłuchaj co ja mam o tobie do powiedzenia. - zaszedł jej drogę, na co fuknęła jak rozwścieczona kotka. - Słyszałam to już tyle razy. Zejdź mi z drogi zanim to się źle skończy. - zagroziła, ale na jego twarzy pojawił się tylko szeroki uśmiech. - Dzieciaku, powtórzę jeszcze raz. Dla mnie jesteś idealna. - położył dłonie na jej policzkach, próbując skraść jej pocałunek. - Poprawka. Mózgu ci brakuje albo wada wzroku się pogłębia. Nie wiem co ty robisz z taką osobą jak ja. Jest tyle ładniejszych... - miał dość. Zatkał jej usta pocałunkiem, co na szczęście zadziałało i złapał ją za pośladki, unosząc w górę. - Zaraz ci pokażę co ja robię z taką osobą jak ty... - obnażył zęby w szerokim uśmiechu i w kilku krokach pokonał dzielącą ich od łóżka odległość. - Mieliśmy iść na miasto! - wrzasnęła, kiedy zaczął się z nią siłować, żeby pozbyć się jej koszulki. Podciągnęła kolana pod brodę i próbowała się bronić, ale zaraz przełożył ją na brzuch i okrył swoim ciałem, od razu zjeżdżając dłonią między jej uda. - Nie pójdziemy, bo komuś trzeba znowu przypomnieć jaki jest zajebisty. I będę całować każdą twoją bliznę, dotykać tam gdzie nie lubisz, aż zrozumiesz. - mówiąc to zniżał głos, szepcząc jej do ucha, dopóki jej ciała nie przeszył dreszcz.
- Wstawaj! - całkowicie rozbudzony Krzysiek szarpnął za ramię zakopanego w pościeli Maćka. Nie zwrócił nawet uwagi na Mojskiego, który zakrył głowę poduszką. - Maciek, do cholery! - potrząsnął nim, kiedy Grabowski wymamrotał coś pod nosem i przewrócił się na drugi bok. - Lisy nie ma! - te trzy słowa wystarczyły, żeby Maciejka natychmiast usiadł. - Jak to nie ma? - odrzucił kołdrę i zerwał się na równe nogi. Zanim poszli spać to zaczęło świtać, bo dyskutowali o tym co wydarzyło się na imprezie. - Może poszła po kawę? - Adam również przebudził się na dobre. - Nie ma. Chciałem do niej zajrzeć i sprawdzić jak się czuje, ale pokój jest pusty. Nie ma komputera, torby... - zaczął wyliczać, wyraźnie przejęty, aż na jego twarzy pojawiły się rumieńce. - Uciekła. - stwierdził Grabowski. - Dzwoniłeś do niej? - podsunął Adam, a Maciek od razu sięgnął po swój telefon. Wszyscy trzej w napięciu czekali na połączenie, jednak usłyszeli tylko komunikat o telefonie poza zasięgiem. - Quebo dalej śpi. - stwierdził Krzysiek, ale zaraz odwrócił się, gdy pozostali wpatrywali się coś za jego plecami. - Nie śpię. - Kuba stanął w portu ich sypialni. Chwilę temu jeszcze majaczył na skraju jawy i snu, ale podniesiony głos Krzyśka skutecznie go rozbudził, a pół sekundy później jego myśli zalało wspomnienie ostatniej nocy. - Dobrze, że wstałeś. - Maciek przeskoczył przez łóżko. - Teraz nie będę miał skrupułów, ty gnoju. - warknął do brata, szykując się do ciosu, jednak w ostatnim momencie, gdy Kuba już miał się uchylić, Kondracki złapał go za rękę. - Zasłużyłem. Wal. - młodszy Grabowski uniósł ręce. - Jakim trzeba być bydlakiem, żeby zrobić jej coś takiego! - Maciek pchnął go na ścianę, ale wcale nie poczuł satysfakcji, kiedy Que po prostu się podkładał. - Powinienem obić ci ten ryj. - warknął, ściskając policzki Kuby i odepchnął go z pogardą od siebie. - Jak uciekła to na amen i nikt jej nie znajdzie. Zadowolony jesteś z siebie?! - ryknął Maciejka i opuścił pokój, zostawiajac chłopaków samych. Nawet go nie interesowało co Kuba ma do powiedzenia. W głowie mu się nie mieściło, że jego brat mógł się dopuścić zdrady. Szczęście w nieszczęściu, że nie wiedział o przyczynie napiętej relacji bratowej z mężem, bo rozszarpałby Kubę na miejscu.
——-
Ej, nie sądziłam, że tak szybko osiągniecie próg, który miałam w głowie. Dziękuje za liczne komentarze pod poprzednim rozdziałem. Niektóre z nich były naprawdę merytoryczne i niezwykle pomocne!
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fanfiction„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...