110.

377 36 34
                                    

- Dobra, weź nie rób ze mnie kaleki. - dziewczyna oburzyła się, kiedy Kuba przyprowadził do sali wózek. - Lisa. - warknął na nią, kiedy usiadła na łóżku i wciągnęła na siebie bluzę z kapturem. Był  piątek, więc od operacji dziewczyny minęło już kilka dni. - Słucham cię. - westchnęła, bo od samego rana nie miała nastroju. - Przecież mogę chodzić. - dorzuciła jeszcze, bo lekarz nawet zalecił krótkie spacery, ale Kuba uznał za wystarczający wysiłek, gdy przeszła się po korytarzu. Wszystko wskazywało na to, że jednak spędzi w szpitalu jeszcze cały weekend, co wcale jej nie pasowało. - Zamierzasz się kłócić? - mocniej zacisnął dłonie na uchwytach, podjeżdżając bliżej łóżka. - Nie, nie zamierzam. - burknęła i odwróciła się na moment. - Co tam masz? - zainteresował się, kiedy zauważył, że chowa coś pod poduszką. - Piżamę. Możemy już iść? - już nie dyskutując, posłusznie przesiadła się na wózek. - Kuba. - jęknęła żałośnie, kiedy chłopak przegrzebał jej pościel i znalazł pod poduszką ładowarkę od laptopa. - Chcesz mi to wytłumaczyć? - zwinął kabel w dłoniach i zajrzał do szafki. - Mama mi wczoraj wieczorem przywiozła. Nie rób dramy. - przewróciła oczami i zarzuciła kaptur na głowę. - Prosiłem cię. Kuba przejmie Twoje obowiązki, dopóki nie będziesz w formie. - mężczyzna nie miał już do niej siły. Myślał, że telefon jej wystarczy, jednak jak zwykle musiała postawić na swoim. - Stemplowski? Proszę cię. - dłużej wypuściła powietrze i pokręciła głową. - Zanim go we wszystko wdrożę to i tak spędzę przy komputerze tyle samo czasu. Poza tym w weekendy prowadzi festiwale i jeździ z Miłoszem. - dziewczyna miała odpowiedź na wszystko. Kuba musiał wziąć kilka głębokich oddechów i policzyć w myślach do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć. Na szczęście udało mu się powstrzymać emocje na wodzy. - Będzie ci za gorąco. - otworzył szerzej drzwi i wyjechał z nią na korytarz. Czerwcowa pogoda pokazała się z bardzo cieplej strony i mimo późnego poranka na dworze było prawie 25 stopni. - To usiądziemy w cieniu. - stwierdziła, nagle łapiąc się futryny. - Co tym razem? - zatrzymał się i odwrócił ją do sienie. - Weź z szuflady chleb dla kaczek. - uśmiechnęła się, a Kuba wrócił się do sali. Na szczęście niewielu pacjentów zdecydowało się na wyjście do szpitalnego parku, więc bez problemu zajęli ławkę w zacienionym miejscu. - Pies już do nas wrócił? - zapytała siadając bokiem na ławce i wsunęła nogę między oparcie a siedzenie. - Zostanie jeszcze u mamy. - rozsiadł się obok niej i założył luźno nogę na nogę. Obserwował jak dziewczyna odwija torebkę foliową i pieczywem odłożonym ze szpitalnego śniadania i kolacji karmi kaczki, których przybywało z każdym rzuconym kawałkiem chleba. - Bydlaku ty! Podziel się! - zawołała do kaczora, który pospiesznie wybieg ze stawu i złapał największą część. - Pusto bez ciebie w domu, wiesz? - zagadnął ją, z uśmiechem obserwując zgromadzone ptaki. - Nie możesz spędzać tutaj każdej nocy. - zerknęła na niego, wyraźnie zadowolona z siebie. Udało jej się wczoraj namówić Kubę na powrót do domu, a Krzysiek skutecznie jej w tym pomógł. - Powiedziałem Bediemu, że jutro gościnnie z nim wystąpię. Kompletnie o tym zapomniałem. - wyraźnie zakłopotany podrapał się po szyi. - I co? - wzruszyła ramionami, chociaż już żałowała, że nie będzie mogła z nim pojechać. - Jezu, zlituj się. Nie musisz mnie niańczyć 24/7. - dopiero po chwili zorientowała się, że mężczyzna myśli o odwołaniu występu. - To niewłaściwe. - skomentował krótko, biorąc od niej trochę pieczywa. - Jedź, wyszalej się, to może trochę wyluzujesz. - przechyliła się do niego i pocałowała go w policzek. - Ja się stąd nigdzie nie wybieram, a Maciek zrobi mi relację na żywo. - ścisnęła jego udo, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. - Niech ci będzie. - ku jej uldze ustąpił, chociaż nie podobała mu się ta uwaga o wyluzowaniu. - W ogóle przeglądałem wczoraj swojego Instagrama. - splótł palce z jej, napotykając jej spojrzenie. - Wiesz, że pobraliśmy się w rocznicę związku? - szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy, a dziewczyna spojrzała na niego zdezorientowana. - Serio? To liczysz 22 czerwca jako początek? - zrobiło jej się trochę głupio, bo zwykle pamiętała o ważnych datach, a ta kompletnie wyleciała jej z głowy. - Myślałam, że było to jakoś wcześniej... - cofnęła się myślami o ponad rok, jednak kompletnie nie była w stanie sobie przypomnieć gdzie byli i co robili tego samego dnia poprzedniego roku. - Mhm... - wyciągnął telefon i pokazał jej zapisane stories z Wrocławia, kiedy nie chciała sobie zrobić z nim zdjęcia. - Wtedy ustaliliśmy, że mamy się na wyłączność. - dodał, a dziewczyna wybuchnęła śmiechem. - Kompletnie o tym zapomniałam! - krzyknęła, odtwarzając powtórnie krótki filmik. - A ty co uznajesz za początek? - dopytał, zauważając, że ich wersje są co najmniej rozbieżne. - Nie wiem, jakoś po prostu... Ruszyło i zanim się zorientowałam to po prostu byłeś. - wyznała z rozbrajającą szczerością. - Fakt, wbrew pozorom całkiem łatwo poszło. - pokazał jej język, za co zarobił w potylicę. Złapał ją za nadgarstek i pocałował wierzch jej dłoni, a później odwrócił ją i potarł wytatuowaną obrączkę. - To przynajmniej mamy jedną datę ustaloną. - wytrzepała okruchy na trawnik obok i schowała pustą torebkę do kieszeni. - Wiesz, że kiedyś będziemy musieli o tym powiedzieć, prawda? - odgarnął jej włosy za ucho i poprawił opatrunek, gdy przesiadła się mu na kolana. - Mężu? - przebiegła opuszkami po jego policzku i kciukiem odciągnęła mu dolną wargę. - Co tam, Grabowska? - to jedno słowo, które padło z jej ust brzmiało tak pięknie, że uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Mieliśmy super kawalerski-panieński wieczór, ale noc poślubna niczym się nie wyróżniła. - wytknęła, zbliżając twarz do jego. - Mamy czas. Na szczęście mamy jeszcze czas. - wyszeptał, składając na jej ustach delikatny pocałunek. 

Spędzili jeszcze trochę czasu na świeżym powietrzu, ale kiedy słońce zaczęło padać na ławkę postanowili wrócić do sali. - Przejdę się. - złapała się wózka, prowadząc go alejką do bocznego wejścia. Kuba szedł krok w krok obok niej, obejmując ją w talii ramieniem, jakby bał się, że za chwilę upadnie. - Sukinsyn. - syknął nagle pod nosem, odsuwając się od niej. - Co? Kto? - dziewczyna zmarszczyła brwi i spojrzała na niego zdziwiona. Podążyła wzrokiem za Kubą i zorientowała się, że mówi o mężczyźnie z aparatem, który czaił się jakieś 30 metrów od nich. - Ej, nie ma opcji! - mocno złapała go za materiał koszuli na plecach i szarpnęła go w tył. - Zostaw. - powiedziała ostro, łapiąc go drugą ręką za ramię. - Nie będą żerować na twoim zdrowiu! - wyraźnie wkurzony już szybciej oddychał. - Jazda mi stąd! - krzyknął do mężczyzny, który wcale się nie przejął, w dalszym ciągu nadużywając żywotności migawki swojego aparatu. - Oni tylko na to czekają. Wracajmy. - nie wypuściła Kuby, próbując go uspokoić. Co prawda zdziwiła ją obecność paparazzi, ale zaraz równie szybko przypomniała sobie, że zainteresowanie Kubą rosło z dnia na dzień, od kiedy światło dzienne ujrzał teledysk do „Obsession".

- Pani May, dr Kozłowski chciałby się z panią zobaczyć. - jedna pielęgniarka uśmiechnęła się na widok wychodzącej z windy pary. - Coś nie tak? - Kuba natychmiast puścił w niepamięć przykrą sytuację z hieną i przeniósł swoją uwagę na kobietę. - Raczej nie. Zapraszam. - otworzyła im drzwi od oddziału i wskazała gabinet. - Chciał mnie pan widzieć? - Lisa z ulgą zostawiła wózek pod drzwiami i opadła na krzesło. - Tak, mam kilka zaleceń. Przede wszystkim unika pani dużego wysiłku. Spacery są najwyższą formą aktywności. - znacząco zerknął na Kubę, który z miejsca załapał aluzje. - Proszę także nie przemęczać wzroku, odpoczywać, ale unikać także ostrych, migoczących świateł, bo może wystąpić pozabiegowa padaczka. Przepiszę leki przeciwbólowe... - zaczął ją instruować, ale przerwał mu stojący za nią Kuba. - Zaraz, zaraz. To brzmi... - tym razem jednak lekarz wszedł mu w słowo. - Tak, pani May wychodzi do domu. - Lisa czekała na te słowa od prawie środy. - W końcu! - krzyknęła radośnie i skinęła ręką, dając lekarzowi znać, że może kontynuować. Spokojnie wysłuchała zaleceń, czując przy tym zaciśniętą na ramieniu dłoń Grabowskiego. - Ujmę to wszystko w wypisie. Może się pani spakować, a dokumenty będą do odbioru u pielęgniarek za jakiś kwadrans. - posłał im ciepły uśmiech i zerknął na Kubę. - Coś jest niezrozumiałe? Proszę pytać. - zachęcił go, jednak mężczyzna pokręcił głową. Był przerażony ilością zaleceń, a szczególnie zaniepokoiła go ta część o padaczce. - Widzimy się na kontroli za tydzień. - dr Kozłowski pożegnał ich. Ledwo opuścili gabinet, a Lisa zarzuciła ręce na szyję Que. - Wracamy do domu! - oznajmiła radośnie i pozwoliła zanieść się do sali. 

——-

Wyglada na to, że wszystko zaczyna się układać... 😋

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz