Lisa spędziła z teściową ponad połowę dnia. Kobieta na prośbę syna upewniła się, że z dziewczyną jest w miarę w porządku i dopiero zdecydowała się wsiąść w pociąg powrotny do Ciechanowa. Nie rozmawiały jedynie o bieżącej sytuacji, ale też o innych sprawach, przez co Lisa mogła sobie co nieco poukładać w głowie.
- To może dzisiaj dasz mi przesłuchać album? - Grzesiek zdjął psu szelki po wejściu do mieszkania Grabowskich. - Zapomnij. - od razu sprowadziła go na ziemię, bo już kilkukrotnie słyszała tę prośbę. - Jezu, przecież nic nie nagram, nic nikomu nie powiem. No weź. - obruszył się, patrząc na siostrę witającą się z czworonogiem. - To w dzień wysyłki preorderów? Albo jedną piosenkę chociaż? - w dalszym ciągu próbował ją namówić. - Czego nie rozumiesz w słowie nie?! - podniosła głos i zmierzyła brata takim spojrzeniem, że odechciało mu się pytać. - Jeny, czego się drzesz... - przewrócił oczami i rozejrzał się po kuchni. - Masz coś do picia? - nie czekając na jej odpowiedź podszedł do lodówki i wyciągnął puszkę Red Bulla. - Jestem zmęczona, możesz już jechać? - niby niewinne pytania Grześka tylko ją rozdrażniły. Chłopak oczywiście nie miał złych intencji, ale skąd mógł wiedzieć, że wyprowadzi ją z równowagi. - O, cześć. - szeroko uśmiechnął się na widok Kuby, który właśnie przekroczył próg mieszkania. Lisa przymknęła oczy i usunęła się Que z drogi, kiedy minął ją by podać rękę chłopakowi. - Kto to wrócił? - kucnął, żeby przywitać się z psem, który z radości zaczął lizać go po twarzy. Odwrócił się do Lisy, jednak miejsce w którym stała przed chwilą było puste i nie było jej w zasięgu wzroku. - To... co u ciebie? Dalej ta sama praca? - zagadnął szwagra z przyzwoitości, bo nie spodziewał się gości. - Spoko, powoli do przodu. Uciekam. - stwierdził, zauważając, że Quebo myślami jest zupełnie gdzie indziej. Wyrzucił pustą puszkę do kosza, pożegnał się z czworonogiem i zniknął za drzwiami.
- Będziesz tak przemykać we własnym mieszkaniu? - upomniał Lisę, która niepostrzeżenie próbowała przedostać się z antresoli do sypialni. - Nie chcę ci przeszkadzać. - stwierdziła, obejmując się ramionami. - Porozmawiajmy albo mnie chociaż wysłuchaj. - poprosił bez owijania w bawełnę. Bał się tego powrotu do domu. Ufał mamie, że dziewczyna będzie w stanie z nim porozmawiać, ale znał swoją żonę i wiedział, że jej humor potrafił zmienić się z sekundy na sekundę. - Mów. - stanęła po drugiej stronie stołu i zacisnęła palce na oparciu krzesła. - Może usiądziemy? - zaproponował jeszcze, ale Lisa pokręciła głową, mamrocząc coś pod nosem. Nie podobał mu się dystans jaki chciała między nimi utrzymać, ale jeżeli taki był koszt wysłuchania go, to postanowił go ponieść. - Zacznę od początku. - wziął głęboki oddech, jakby dodawał sobie odwagi. - Tak jak mówiłem, ostatni raz widziałem się z Patrycją kiedy my jeszcze nie byliśmy razem. Ktoś z ekipy ogarnął, że jest w mieście i zaprosił ją na domówkę. - nie przerwał, widząc grymas na twarzy żony. Był wdzięczny, źe poza cichym prychnięciem, nie przerwała mu. - Stało się. Trochę za dużo alkoholu, może dobre wspomnienia, nie ważne. Poszliśmy do łóżka. Na drugi dzień zniknęła bez słowa. Uwierz mi, że do niedzieli nie miałem pojęcia, że była w ciąży. Że mam syna. - ostatnie zdanie wypowiedział szeptem. Tym razem chciał, żeby stojąca po drugiej stronie dziewczyna zareagowała. Jednak to nie nastąpiło. Stała ze zwieszoną głową, a palce zbielały jej od ich zaciskania. Przez jej głowę przemknęło kilka odpowiedzi na jego wyznanie. Skoro wtedy tak łatwo wskoczyli do łóżka, to czy zrobią to ponownie? A może już to zrobili? Śmiał jej robić sceny zazdrości o Bastiana, Shannona, a sam może wcale nie był lepszy? - Nie cofnę czasu. Chcę... chcę dotrzymać danego słowa i być z tobą, ale też nie wyobrażam sobie... - zawiesił głos, gotowy na wybuch dziewczyny. - Żeby Leon wychowywał się bez ojca. - po jego słowach leżący na stole telefon Lisy zaczął wibrować, głośno odbijając się od drewnianego blatu. Nie drgnęła. Dźwięk na moment ucichł, ale po chwili urządzenie znowu się rozdzwoniło. - Odbierzesz? Albo zrzucisz? - chciał sięgnął po telefon, ale uprzedziła go. Rzuciła zbyt ostre słucham, ale po chwili złagodniała, szybko ocierając policzki. Przełączyła na głośnik i położyła telefon na blacie, równocześnie osuwając się na krzesło. - Kuba? Kuba, jesteś tam? - z głośnika popłynął głos jej chrześniaka, Kacpra. - Cześć młody, jestem. Co tam? - kilkukrotnie zacisnął i rozprostował palce, wyraźnie niezadowolony, że ktoś im przerwał. - Pamiętasz jak obiecałeś mi pójście na mecz Polski lub Bayernu? Jutro nasi grają na narodowym. Może pójdziemy? - dziesięciolatek był wyraźnie podekscytowany. - No co? - zapytała bezgłośnie, czując na sobie spojrzenie Kuby. - Ja obiecywałam? - wyszeptała, kręcąc głową. - Pamiętam, ale nie wiem czy uda mi się załatwić bilety w tak krótkim czasie. - odpowiedział powoli, bo sam nawet zapomniał o nadchodzących rozgrywkach. - Proooooszę. Dawno się nie widzieliśmy! - Kacper brzmiał, jakby w ogóle nie brał pod uwagę odmowy. Grabowski spojrzał wyczekująco na żonę, jednak ta tylko wzruszyła ramionami. - Dobrze, pójdziemy. Jutro zadzwonię do twojej mamy i wszystko ustalimy. - powiedział w końcu, szybko analizując sytuację. Przecież ciotka dziewczyny nie puści syna samego, więc Lisa też będzie musiała iść. Niezależnie od tego jak potoczy się dzisiejsza rozmowa. - Super! Widzimy się jutro, a ja idę szukać koszulki! - w głośniku rozbrzmiał dźwięk zakończonego połączenia. - Miałem odmówić? - zapytał, widząc jak spuściła wzrok. Słyszał jak nerwowo odbijała stopę od podłogi. - Jesteś dorosłym człowiekiem i możesz sam podejmować decyzje. - westchnęła, wstając od stołu. - Jeszcze nie skończyliśmy. - upomniał ją, tym razem nieco ostrzej. - Czego ode mnie oczekujesz? Powiedziałam ci co powinieneś zrobić. - siliła się na spokojny ton, ale głos już jej drżał. - Wsparcia i zrozumienia kobiety, którą kocham. - wyznał, kiedy dłuższą chwilę, w milczeniu, mierzyli się wzrokiem. - Ten dzieciak ma dziesięć miesięcy, nawet nie kuma kim są ludzie wokół niego. A tobie nagle instynkt tacierzyński się obudził? - parsknęła śmiechem, co było silniejsze od niej. Odreagowywała w ten sposób. Atakowała, kpiła i śmiała się, bo nie potrafiła bronić się inaczej przed tą sytuacją. - Nie zmienię zdania. Jeśli chcesz popsuć sobie życie to droga wolna, ale to gdzie jesteśmy mnie też dużo kosztowało. - zaznaczyła, pragnąc zaszyć się w łazience, z daleka od jego wzroku. Panikowała. - Każesz mi wybierać? - wykrztusił, gdy mijała go bez słowa. Nie powiedziała tego głośno, jednak taka myśl przemknęła przez jej głowę. Bała się jednak, że przegra w tej nierównej walce z obcym bachorem. - Zawiodłem się na tobie. - ostatnie zdanie mężczyzny zawisło między nimi, jakby unosząc się w na oparach gęstej atmosfery.
——
Uaaaa, dawno tak trudno mi się nie pisało!
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fanfiction„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...