142.

405 35 27
                                    

- Yyy, zaprosiłaś kogoś na śniadanie? - zdezorientowany Grabowski zatrzymał wzrok na zastawionym stole w jadalni. Podszedł bliżej, lustrując spojrzeniem miseczki z pokrojonymi owocami, z dwa rodzaje konfitury, tosty... - Wow. - oblizał usta, kiedy Lisa postawiła na środku talerz z piramidą puchatych naleśników. - Dzień dobry. - doskoczyła do niego i złożyła na jego ustach krótki pocałunek. - Przegapiłem jakąś ważną datę? Chcesz mi o czymś powiedzieć? - dłużej przytrzymał ją przy sobie i spojrzał jej w oczy. Zwykle jedzenie prosto z patelni czy garnka lądowało na talerzach, żeby było mniej sprzątania. Tym razem przygotowała zastawę, nawet kawę w dzbanku i herbatę do wyboru. Po prostu postarała się. - Od dat to raczej ty jesteś, więc nie. - uśmiechnęła się szeroko, splatając palce na jego karku. - Miałeś ochotę na jajecznicę, a nie na coś na słodko? - uśmiech jej nieco zbladł i odsunęła się od niego. - Kobieto, nawet nie zdążyłem pomyśleć, że jestem głodny. - przeciągnął się i zajął swoje miejsce przy stole. - Spekulują o premierze płyty, więc chyba udało się odwrócić ich uwagę od naszego małżeństwa. - oznajmiła, siadając naprzeciwko niego. - I to powód do świętowania? - wziął do ręki dzbanek z kawą i zerknął na dziewczynę. - Dla mnie tak. Będzie trochę spokoju pod tym względem. - przesunęła stopą po jego łydce i nałożyła sobie naleśniki. - Masz jakieś plany na dzisiaj? - zapytała, kiedy zajęli się śniadaniem. - W sumie to pewnie tak, bo coś wymyśliłaś. - przyjrzał jej się, oblizując nóż po różanej konfiturze. - Mleko się prawie skończyło, wody zostało kilka butelek. Jakieś większe zakupy? Nie chciało mi się targać wszystkiego rano. - podzieliła się swoim niezwykle ekscytującym planem. - Niech ci będzie. A pod wieczór rowery? - zaproponował, na co niechętnie, ale się zgodziła. - Wolałabym trening w klimatyzowanej siłowni. - ułożyła stopę na jego udzie i zaczęła smyrać go po kroczu. - To też możemy załatwić. Zaraz po zakupach. - zerknął pod stół, potem na Lisę i znowu pod stół. Obnażył zęby w szerokim uśmiechu, kiedy wsunęła palce pod bokserki. - Kawa ci wystygnie. - rzuciła jak gdyby nic i zebrała ze swojego talerza resztkę miodu. Wsunęła palec wskazujący do ust i zawiesiła wzrok na ścianie z zegarem, jakby się nad czymś zastanawiała. Nie omieszkała przy tym opleść go językiem, przygryźć, a na koniec zassać z głośnym cmoknięciem. Leniwie przeniosła wzrok na Grabowskiego, który ostrzegawczym tonem wypowiedział jej imię. - Tak? - kąciki jej ust powędrowały ku górze w lekkim uśmiechu, gdy zauważyła jak zaciska palce na sztućcach. Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem. Ona czekała na jego odpowiedź, on obracał na języku słowa, które przychodziły mu do głowy. Wybrał jednak inną opcję, żeby przypadkiem nie zniszczyć atmosfery, gdyby przypadkiem ją rozbawił. Skinął na nią palcem, przywołując ją do siebie. - Chcesz dokładkę? - droczyła się z nim, czując pod stopą rosnącą męskość. - Chodź do mnie. - wytarł ręce w serwetkę i odrzucił ja na blat, ponownie kiwając na Lisę. - Czytasz mi w myślach. - pochwalił ją, kiedy łaskawie podniosła się i od razu przysiadła na piętach, zaraz przy jego krześle. Ułożyła otwarte dłonie na swoich udach, ale nie uniosła wzroku. Od razu rozpoznał tę pozycję, ale powstrzymał uśmiech. - W ubraniu? Nie wstyd ci? - tym razem zganił ją ostrym tonem i złapał za szyję, ciągnąc ku górze. Wykrztusiła jakieś przeprosiny i złapała za dół swojej koszulki, od razu zdejmując ją z siebie, gdy tylko ją puścił. Z zadowoleniem zauważył, że nie miała stanika, a jej sutki sterczały, jakby już prosząc o więcej. Ledwo rozpięła rozporek spodni, a ponownie złapał ją, przyciągając plecami do siebie. Jego palce ponownie zacisnęły się na jej krtani, a druga dłoń powędrowała przez jej brzuch, prosto do krocza. Bezceremonialnie zagłębił dłoń za jej bielizną i ścisnął łechtaczkę tak mocno, że aż pisnęła. - Chciałaś coś powiedzieć? - uniósł ją za szyję, przez co musiała stanąć na palcach. Potrząsnęła głową i przylgnęła do niego pośladkami, zataczając przy tym koło biodrami. - Rany, ale się łasisz. - pchnął ją w kierunku przedpokoju, a gdy nie wiedziała czy może iść dalej, złapał ja za ramię i pociągnął do sypialni. Śledziła wzrokiem, gdy podszedł do komody i otworzył szufladę, której zawartość była jej dobrze znana. Posłusznie wyciągnęła ręce, gdy w jego dłoniach znalazły się metalowe kajdanki. Zapiął je jednak na nadgarstkach dziewczyny za jej plecami, a dodatkowo zacisnął skórzany pasek na wysokości jej łokci, przez co musiała się wyprostować i wypiąć biust. Przyjmowała to wszystko ze spokojem, jednak zadrżała, gdy zsunął z niej spodnie razem z bielizną. Była przekonana, że zaraz padnie pierwszy z wielu klapsów, ale myliła się. Poczuła na skórze miękkie wargi Grabowskiego. Wywołując u niej gęsią skórkę, przesunął dłońmi po jej nogach, kolejno je unosząc, żeby całkowicie pozbyć się jej ubrań. Pchnął ją na łóżko i ściągnął na sam brzeg, unosząc jej biodra. Nie potrzebował żadnych słów. Pochylił się nad nią, obsypując pocałunkami jej ramiona. Przebiegł palcami wzdłuż kręgosłupa, a gdy najmniej się tego spodziewała jego twarda dłoń spotkała się z jej pośladkiem. Krótko krzyknęła, a później zacisnęła usta, chowając twarz w pościel. Zacisnęła powieki, gdy powtórzył tę czynność kilkukrotnie. Szybko zorientowała się, że kolejne razy wymierzał, gdy reagowała mimowolnym głuchym jękiem. Po siódmym milczała, tylko zagryzając zęby. Znowu stał się delikatny, błądząc wilgotnymi wargami w dole jej pleców. Doprowadzał ją tym do szału. Ciężko było jej się skupić na pieszczotach, kiedy wiedziała, że zaraz padnie kolejny raz. Splunął na jej pośladki, dłonią rozprowadzając ślinę po jej kroczu. Obserwował jak w pierwszej chwili spięła się, gdy jego kciuk naparł na odbyt. Przeszedł przez sypialnię, biorąc coś jeszcze z komody i wyciągnął się na łóżku obok dziewczyny. Złapał ją za włosy i pociągnął, żeby spojrzeć jej w oczy. - Co ja mam z tobą zrobić, co? - uznała to za pytanie retoryczne, więc milczała. Wiedziała, że zrobi z nią to, co już zaplanował. Bez względu na jej słowa. - Ogłuchłaś? - zapytał ostro, łapiąc ją za policzki. - Możesz zrobić co zechcesz. - wydusiła  z siebie. - Mogę? - zakpił i gardłowo roześmiał się, a Lisa miała wrażenie, że jego szyderczy głos w nieskończoność odbijał się od ścian.

- Proszę. - Kuba złapał Lisę za ramię i szerzej otworzył drzwi, przepuszczając w nich kobietę z wózkiem, która chciała wejść za nimi. Drobna brunetka podziękowała uśmiechem i wprowadziła wózek do sklepu. - Serio? - Lisa spojrzała na niego jak na kretyna, gdy zrobił głupią minę do dziecka i pokazał mu język. Wywołał przy tym jego perlisty śmiech i krótki okrzyk radości. - Chyba nie dojechałem cię wystarczająco. - szepnął jej na ucho, zaraz po tym, gdy objął ja ramieniem i poprowadził do wózków. - Dojechałeś. Przestań. - warknęła, kiedy poczuła w sobie wibracje. Kiedy z nią skończył, pozwolił jej się ogarnąć do wyjścia, ale zdecydowanie zakazał wyjmowania kulek, które ciągle tkwiły w niej. - Bo co? Wyjmiesz je z siebie? - roześmiał się i wsunął do otworu monetę, żeby odblokować wózek. - No chodź. Chyba, że... - pokazał jej w dłoni małego pilota, na co od razu przyspieszyła kroku. - Tak myślałem. - Grabowski fantastycznie bawił się jej kosztem podczas wędrówki po sklepie, włączając silne wibracje w najmniej oczekiwanym momencie, np. kiedy brała jakiś produkt z regału lub próbowała zapytać o coś obsługę. - Nie rozumiem, dlaczego cię posłuchałam. - syknęła, uderzając go pięścią w ramię i włożyła do wózka opakowania z włoskimi ciastkami, których o mały włos nie upuściła. - Swoją drogą... to ustrojstwo nie może mieć dużego zasięgu. - mruknęła pod nosem, ni to do niego, ni to do siebie i zaczęła oddalać się szybkim krokiem. - Lisa! - krzyknął za nią, zwracając uwagę innych ludzi, ale zobaczył tylko jak znika między regałami. Znalazł ją dosłownie kilka minut później. - Co tak długo? Sama mam to zanieść do kasy? - naskoczyła na niego, wskazując na zgrzewki wody. - Ani mi się waż. - syknęła, kiedy sięgnął do kieszeni. - Bo? - zabawnie poruszył brwiami, czekając na jej odpowiedź. - Bo pomarzysz sobie o tym... - wskazała na jego krocze. - Tutaj lub tutaj. - kolejno wskazała na swoje usta i podbrzusze. - I wcale nie żartuję. - dodała poważnym głosem, bo sama obecność zabawki doprowadzała ją do szału. - Nie złość się, nie będę. - pocałował ją w policzek i umieścił zgrzewki w wózku. - Wszystko? - dołożył jeszcze puszki Red Bulla i butelkę coli, kiedy szli do kasy. - I coś słodkiego. - dorzuciła jeszcze na taśmę batonika  i oparła się o wózek. - Ooo, cześć maluchu. Znowu się spotykamy. - usłyszała wesoły głos Kuby. Uniosła wzrok znad telefonu, żeby zauważyć tę samą kobietę. - Ej, ej. Nie marudzimy. - zawołał do niemowlaka, który skrzywił się. - Przepuścilibyśmy panią... - podrapał się po głowie, zerkając na ich zakupy, które zajmowały całą taśmę. - Nie trzeba. - kobieta nachyliła się nad wózkiem i podała dziecku smoczek. - Instynkt tacierzyński ci się obudził? - Lisa z niedowierzaniem popatrzyła na Kubę, który w dalszym ciągu zagadywał niemowlę. - Ile ma? To chłopiec, prawda? - zagadnął kobietę, kompletnie puszczając mimo uszu uwagę swojej żony. - Dziesięć miesięcy. - brunetka skinęła głową i poprawiła na nosie okulary przeciwsłoneczne. - Duży chłopak ze mnie, co? - Grabowski delikatnie szczypnął malucha w policzek i roześmiał się, gdy ten zacisnął rączkę na jego palcu. - Duży, a szczebiocze jak popierdolony. - Lisa pozwoliła sobie na kolejną zgryźliwą uwagę i pociągnęła za wózek, pakując do niego zeskanowane produkty. Wrzucała je byle jak, byleby szybciej oddalić się do wyjścia. - Pomożesz mi? - szturchnęła Grabowskiego, kiedy wózek jej nieco odjechał, gdy chciała wpakować do niego ostatnią zgrzewkę. - 204,16. - kasjerka wyrwała go z zabawy z dzieckiem. - Kartą. - posłał jej szeroki uśmiech. - Zrobisz papa? Umiesz? - pomachał małemu na odchodne i prawie pisnął z zachwytu, kiedy chłopiec kilka razy zacisnął piąstkę. - Świetny chłopak, do widzenia. - pożegnał kobietę i zerkając za siebie dogonił Lisę. - O co ci chodzi? - położył dłonie na drążku, widząc, że ledwo udaje jej się wykręcić wózkiem. - O nic. - burknęła, pakując zakupy do materiałowych toreb. Chociaż pakując to mało trafne określenie. Ciskała nimi, nie martwiąc się o to, czy coś rozleje lub pogniecie. - Ja to zrobię, a ty ochłoń. - wyjął jej z rąk puszki i skinął brodą na paczkę papierosów wystającą z kieszeni jej spodni. - Nie mów mi co mam robić. - fuknęła na niego, ale oddaliła się, przechodząc kawałek dalej. 

————

Może im jednak zmajstrować tego dzieciaka, co? 😜

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz