Przez kolejne dni sytuacja między Grabowskimi nie uległa zmianie. Lisa odzywała się do niego jedynie w sprawach służbowych, a nawet wtedy zwracała się bezosobowo. Ignorowała go, ale nawet nie musiała za bardzo kombinować, żeby unikać jego towarzystwa. Wystarczyły oddzielne pokoje w hotelach, bo Kuba schodził jej z drogi, a jednocześnie próbował za wszelką cenę spełnić jej oczekiwania. Oznaczało to, że wychodził na scenę i dawał z siebie wszystko, a nawet jeszcze więcej. Często szukał jej wzrokiem, próbując dojrzeć w jej oczach aprobatę. Nie oznaczało to, że się poddał. Kilkukrotnie próbował skierować rozmowę na odpowiednie tory, ale odwracała się na pięcie od razu wyczuwając jego zamiary. Za dnia na jej twarzy dawało się zauważyć uśmiech, swobodnie rozmawiała z poznanymi na trasie osobami czy organizatorami koncertów, a nawet fanami. Na pierwszy rzut oka nikt by się nie domyślił, że przeżywa osobistą tragedię. Po przekroczeniu progu pokoju hotelowego jej maska znikała wraz z resztkami makijażu, kiedy policzki przecinały kolejne gorzkie łzy. Nie potrafiła podejść na chłodno do ostatnich wydarzeń. Spadła na dno, rycząc w poduszkę, a później płakała jeszcze bardziej, gdy zdawała sobie sprawę, jaka jest beznadziejna, skoro nawet nie potrafi właściwie postąpić czy wziąć się w garść. Błędne koło. Jedno zdarzenie zbudowało wokół niej mur oddzielający życie prywatne od pracy, podobnie jak to miało miejsce prawie dwa lata temu. Tyle czasu poświęciła na terapię, rozbierając ten mur cegła po cegle. Kwitnąca znajomość z Grabowskim pomogła doszczętnie zniszczyć wszelkie fundamenty i zbudować na nowo coś pięknego. Coś, co jednak okazało się iluzją i nie mogło wiecznie trwać. Najgorsze w tym wszystkim było to, że szukała winy w sobie. I leżąc samotnie z twarzą w poduszce znajdowała ją.
Był wczesny, niedzielny wieczór, kiedy szykowali się do ostatniego koncertu w Birmingham. Następnego dnia Lisa miała samolot powrotny do Warszawy, a Kuba wracał do Londynu, gdzie czekało go kilka dni pracy z producentami. W normalnej sytuacji zostałaby z nim w Anglii, ale teraz jej obecność była zbędna. Liczyła, że do jego powrotu poukłada sobie wszystko w głowie i podejmie jakąś decyzję. Przecież nie mogli żyć w zawieszeniu. - Nie przerywajcie! - krzyknęła, kiedy Que przestał rapować, a Mojski wyłączył muzykę, gdy przekroczyła próg klubu. Nie widział jej cały dzień, a jego serce zdecydowanie mocniej zabiło na jej widok. Szczególnie, że miała na sobie długą bluzę z kapturem, która sięgała jej do połowy ud i czarne zakolanówki. Pierwszy raz widział, żeby wyszła z domu w czymś bardziej przypominającym sukienkę niż wygodne dżinsy. Nie mógł nic poradzić na to, że zaczął się zastanawiać czy pod bluzą skrywa jakieś spodenki czy po prostu bieliznę...
Byli kilkanaście minut w plecy z próbą, ponieważ nastąpił spadek napięcia w okolicy. Przed lokalem formowała się coraz dłuższa kolejka i ku jej zadowoleniu wśród ludzi nie było tylko Polaków. Przysiadła na hookerze przy barze i zamówiła Red Bulla, jednocześnie wrzucając coś na swój Instagram. Kiwała głową w rytm muzyki, kiedy Que wrócił do próby i powoli sączyła napój. - Nawet nie próbuj. - powiedziała pod nosem i uniosła głowę znad telefonu, słysząc pierwsze dźwięki Mona Lisy. Na chwilę ich spojrzenia skrzyżowały się, co wystarczyło, żeby Kuba dał gestem znać Adamowi, że ma pominąć ten utwór. - Skup się. - Krzysiek odsunął mikrofon od ust i poklepał przyjaciela po ramieniu. - Próbuję, naprawdę. - Grabowski rzucił jeszcze krótkie spojrzenie w kierunku żony i z cichym westchnięciem machnął ręką, żeby zaczęli od nowa.
- Jutro będę w Warszawie, to możemy się spotkać. Wyceń mi tylko swoje świadczenia, co? - krążyła po zapleczu między pustymi kegami i rozmawiała ze znajomym o najbliższej współpracy. Wzięła na siebie jeszcze więcej obowiązków z poprzedniej pracy, które zdalnie zajmowały jej tyle czasu, że spokojnie można byłoby uznać, że wróciła na pół etatu. Robiła wszystko, żeby każdego dnia mieć tyle pracy, aby nie mieć czasu na myślenie o życiu prywatnym. - Jasne, trzymaj się! - głośno roześmiała się do telefonu i odwróciła na pięcie żeby wrócić na salę. - Czego chcesz? - warknęła, gdy zderzyła się z torsem Grabowskiego, który zaszedł jej drogę. Krzywiąc się, potarła nos i obrzuciła go szybkim spojrzeniem. - Daj mi trzy minuty. - poprosił, bo postawił wszystko na jedną kartę. Jutro Lisa wróci do Polski i przez kilka dni nie będzie jej widywał, więc musiał porozmawiać z nią jeszcze dzisiaj. Obawiał się, że przywita go w domu z gotowym pozwem rozwodowym. - Nawet minuty nie dostaniesz. - próbowała go wyminąć, ale migał się z nią, doprowadzając ją do szału. - Masz trzydzieści sekund. - spojrzała na telefon i niezadowolona z obrotu spraw oparła się plecami o ścianę, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Przesunął wzrokiem po jej ciele i nerwowo oblizał wargi, nie wiedząc jak zacząć. A jeszcze chwilę temu był pewien tego co ma jej do powiedzenia, przecież ćwiczył tę rozmowę w głowie setki razy. - Dwadzieścia. - rzuciła pod nosem, coraz bardziej poirytowana. - Lisa, przepraszam cię. To nie powinno się zdarzyć. Ja... - w końcu zaczął mówić, ale zamilkł, zbity z tropu jej śmiechem. - Powiedz mi coś, czego nie wiem. - zakpiła, kręcąc głową. Odgarnęła za ucho kosmyk włosów i spojrzała mu w oczy. - Nienawidzę cię. Nienawidzę! - położyła dłonie na jego klatce piersiowej, odpychając go od siebie. - I wcale nie jest lżej z kolejnym dniem! - wybuchnęła, szarpiąc się z nim, gdy oplótł smukłym palcami jej nadgarstki. - Chciałabym, żebyś zniknął z mojego życia. Żebyś nigdy się w nim nie pojawił! - wykorzystał moment, że straciła równowagę i objął ją ramionami. - Powiedz, że tak nie myślisz. Lisa. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - wyszeptał zduszonym głosem. - Trzeba było trzymać chuja na wodzy! Gdybym wiedziała... Śćpałabym się i rozłożyła te cholerne nogi, skoro tylko tego potrzebowałeś. - głośno załkała, uderzając go w brzuch. - Bij, zasłużyłem. Potrzebuję cię... - głos mu się załamał, kiedy patrzył na kolejne łzy dziewczyny. - Nie zdajesz sobie sprawy jak się poczułam! - wykrzyczała mu w twarz. - Jak śmieć. Do dmuchania, a jak nie mam ochoty to, next please! - zaczęła okładać go pięściami, a Kuba po prostu stał i pozwalał, żeby kolejne ciosy spadały na jego ciało. - Jesteś dla mnie wszystkim. - ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały. - Tak bardzo cię kocham, a jeszcze bardziej nienawidzę... - zacisnęła palce na bluzie, patrząc w pociemniałe oczy męża. - Nie wiedziałam, że mogę tak bardzo nienawidzić. - sapnęła, a pół sekundy później po prostu wpiła się w jego rozchylone wargi. Nie czekał. Nie myślał. Pogłębił pocałunek, agresywnie grając w jej językiem. Mocno przesunął dłońmi po jej ciele i podciągając bluzę, zacisnął je na pośladkach dziewczyny, aż syknęła w jego usta. Ich oddechy przyspieszyły, a ciała zdawały się odżyć od ogromnego przypływu adrenaliny. Liczyło się tylko tu i teraz. Wbijając paznokcie w jego kark, oplotła go nogami i na chwilę odchyliła głowę, pozwalając by kąsał delikatną skórę szyi. Wargami łapczywie zbierał słone łzy z jej policzków, żeby chwilę później znowu wsunąć język do jej ust. Uderzyła plecami o ścianę, ściśnięta między nią, a jego rozpalonym ciałem. Chciała, pragnęła więcej. Oboje byli jak w amoku, spragnieni siebie nawzajem. Nie zarejestrowała dobrze momentu, kiedy po prostu odsunął na bok jej bieliznę i nabił na nabrzmiałego członka, wypełniając jej pulsujące wnętrze. Głośny dźwięk rozkoszy opuścił jej rozchylone usta, kiedy podrzucił ją na sobie i zaczął szybko posuwać, raz co raz wchodząc w nią aż po samą nasadę. Nie wiedziała gdzie podziać ręce, gdy momentami jej ciało kurczyło się od potężnych kopnięć przyjemności, które rozchodziły się od krocza aż po koniuszki palców. Milczeli, ciesząc się sobą na zapleczu klubu. Byli tylko oni, ich splecione ciała i nie liczyło się nic więcej... Wbiła pięty w jego pośladki, a plecy wygięły się w luk, kiedy pierwszy orgazm jak tsunami zbeszcześcił jej ciało. Wywróciła oczami i kurczowo oplotła Kubę ramionami, gdy zagryzł zęby na jej szyi, wgryzając się w skórę jak wygłodniały wampir. Był wygłodniały, a jedyną rzeczą, która mogła zaspokoić ten potężny głód była jego żona, którą trzymał właśnie w ramionach. Jego największy skarb, teraźniejszość i przyszłość. Cały świat. Pchnął biodrami jeszcze dosłownie dwa razy, i trzymając ją blisko przy sobie zamienił ich miejscami, gdy kolana ugięły się pod nim. Z głośnym jękiem, czując zaciskające się mięśnie pochwy na członku, zalał jej wnętrze, zsuwając się po ścianie na podłogę. Nie wypuścił jej ciała z rąk nawet na krótką chwilę. Tuż przy uchu czuł jej urywany oddech, kiedy dochodziła do siebie. Lisa zacisnęła powieki, jeszcze trwając w zamroczeniu jakie wywołał u niej orgazm i odwzajemniła delikatny tym razem pocałunek. - Nie. - nagle odsunęła się, gdy przestało jej szumieć w głowie. - To był błąd. - wyszeptała, autentycznie przerażona, kiedy zdała sobie sprawę co właśnie się stało. Podparła się na jego ramieniu i wstała, niepewna czy nie osunie się na ziemię, bo nogi jej jeszcze drżały. Poprawiła ściągniętą przez Grabowskiego bieliznę, która wpijała się między pośladki i obciągnęła bluzę. - Lisa... - wyjęczał jej imię, kiedy skierowała się do drzwi, czując na wewnętrznej stronie ud spływający cienką stróżką dowód ich chwilowego zatracenia. Idąc prawie na oślep, bo łzy zamgliły jej spojrzenie, minęła zdezorientowanego Adama oraz Krzysztofa i biegiem wypadła z klubu.
———-
No, więc... Stało się.
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fanfic„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...