60.

484 31 20
                                    

- Dzień dobry. - Kuba wszedł do kuchni i pocałował siedzącą przy stole dziewczynę. - Jak się spało? - oparł się o blat przy ekspresie, przygotowując sobie pierwszą tego dnia kawę. - Baaardzo dobrze. - posłała mu szeroki, rozmarzony uśmiech i podparła brodę na ręku. - Dziwię się, że tak wcześnie wstałeś. - zmierzyła go spojrzeniem, ale zaraz zerknęła w ekran komputera, bo dostała nową wiadomość. - Mam coś do załatwienia. - dolał odrobinę mleka do kubka i usiadł na przeciwko niej. - Konkretnie spotkanie biznesowe. - dodał i wyciągnął na stół kartkę, którą wczoraj mu przekazała. Bardzo starał się zachować powagę, jednak od momentu, gdy otworzył oczy i zapoznał się z treścią szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Yhm, tak w dresach i bez koszulki? - uniosła brwi, próbując na niego nie patrzeć. - Też możesz się rozebrać. - wzruszył ramionami, odstawiając kubek na stół.
- Piętnaście. - przesunął kartkę w jej kierunku, nawiązując do procentu od zabookowanego koncertu. Dziewczyna spisała swoje oczekiwania finansowe co do stanowiska managera, z którymi się zgodził, ale postanowił się z nią potargować o procent.
- Dwadzieścia. - odpowiedziała, zamykając laptopa.
- Piętnaście. - powtórzył z naciskiem i poprawił się na krześle.
- Dwadzieścia. - 
- Piętnaście. - 
- Dwadzieścia to standardowa wysokość prowizji. - wytknęła, bo zdążyła porozmawiać z managerem artystycznym, który organizował koncerty u niej w pracy i poznała zwykłe stawki. - Nie jesteśmy standardowi. - przypomniał jej, obserwując ją z uśmiechem czającym się w kąciku ust. - Masz rację, trzydzieści. - powiedziała głosem ociekającym słodyczą.
- Słucham? - odkaszlnął i pochylił się w jej kierunku.
- Siedemnaście. -
- Dwadzieścia pięć. - w dalszym ciągu odbijała piłeczkę.
- Osiemnaście i to moje ostatnie słowo. - podkreślił, obserwując zamyśloną dziewczynę. - Jeszcze nie wiesz jakie stawki koncertowe chcę zaproponować. - zaczęła stukać paznokciami w blat. - Dwadzieścia cztery. - dodała jeszcze, zakładając nogę na nogę. Que wiedział, że dziewczyna jest zacięta i nie ustąpi. Oparła się wygodnie na krześle i patrzyła jak Kuba wyciąga telefon i liczy coś na kalkulatorze mrucząc pod nosem. - Moja oferta chęci pracy dla ciebie wygaśnie za 30 sekund. - ponagliła go i skuliła wzrok na wskazówkach zegara. - Dwadzieścia. - powiedział w końcu, dramatycznie przy tym wzdychając. - Mamy to. - klasnęła w dłonie i posłała mu szeroki uśmiech, bo wyszło na jej. - Pozostałe warunki zaakceptowane? - dopytała jeszcze, a kiedy kiwnął głową to podeszła do niego. - Interesy z panem to czysta przyjemność. To będzie owocna współpraca, panie Grabowski. - wyciągnęła do niego dłoń, opierając drugą rękę na biodrze. - Nie wątpię pani May. - wstał, ściskając jej rękę. - Panno. - poprawiła go, z błyskiem w oku. - Nie sądziłem, że tak inteligentna kobieta może być panną. - odparł, w dalszym ciągu trzymając jej dłoń. - Sądzę, że właśnie pan sobie sam odpowiedział. - uśmiechnęła się do niego. - Oczekuję umowy w ciągu 48 godzin. - dodała jeszcze, zabierając rękę. - A ja kilku intratnych propozycji w ciągu tygodnia. - odpowiedział, na co oboje parsknęli śmiechem. - Lisa, dziękuje. - złapał ją za ramię, kiedy chciała wrócić na swoje miejsce. - To dużo dla mnie znaczy. - przyciągnął ją do siebie i pocałował w policzek. - Wiem, ale nie powiem, kryje się za tym całkiem dobre zabezpieczenie finansowe. - zacisnęła palce na jego bokach. - Ty i ta twoja cholerna niezależność... - przewrócił oczami, ale zgarnął ją do siebie, jeszcze mocniej przytulając. - Idziesz na piłkę dzisiaj? - zapytała, kończąc krótki pocałunek i wysunęła się z jego ramion. - Tak, ale po południu. Dlaczego pytasz? - skierował się do lodówki, żeby znaleźć coś na śniadanie. - Tak tylko. Podasz mi jeszcze kontakt do kancelarii, która obsługuje Quequality? Mam kilka pomysłów, które chciałabym wprowadzić do umowy koncertowej, ale chciałabym je pierw skonsultować. - zapytała, siadając przed komputerem. - Wpisz kancelaria w wyszukiwarkę na moim mailu i wyskoczą ci poprzednie wiadomości. - odwrócił się do niej tyłem, żeby przygotować sobie kanapki. - A czy chłopaki nie będą mieli nic przeciwko? Powinnam o to wcześniej zapytać. - zawahała się jeszcze, przypominając sobie, że Krzysiek miał kiedyś obiekcje, żeby Lisa pracowała dla Kuby. - Absolutnie. Cel ich wizyty był taki, żeby cię przekonać, ale się zjarałaś. - roześmiał się, układając wędlinę na kromkach ciemnego pieczywa. - Tak to sobie, mendo, zaplanowałeś. - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Ty nie jesteś lepsza. Wielkie halo i afera, a teraz co? - wypomniał jej ostatnie zachowanie, kładąc na stole talerz z jedzeniem. - Częstuj się. - podsunął jedzenie pod jej nos. - Odwal się, bo jeszcze zmienię zdanie. - przyatakowała go ostrym tonem, na co tylko uniósł ręce w górę. - To jedz i nie dramatyzuj więcej. - wsunął jej kanapkę do ust jak tylko je otworzyła, żeby mu odpyskować. - Goń się. - wymamrotała, przeżuwając kęs. - Kocham cię dzieciaku. - parsknął śmiechem i musnął wargami jej policzek. Objął ją luźno ramieniem, karmiąc kanapką. - Jedziemy jutro autem do Lublina? - zapytała, wywołując na ekranie terminarz Kuby. - Tym razem mała ekipa, wiec możemy się zabrać Touranem jak za starych, dobrych czasów. - uśmiechnął się, kiedy wyraźnie się ucieszyła. Brakowało jej takich wycieczek, bo zawsze były pełne niespodziewanych wydarzeń oraz towarzyszyło im dużo śmiechu. - Wiesz, dawno nie braliśmy wspólnej kąpieli. - podrapał się po brodzie, rzucając jej spojrzenie spod uniesionych brwi. - Prysznic? - zaproponowała, bo nie chciała tracić cennego czasu, bo aż swędziało ją, żeby zabrać się do pracy, skoro ustalili wszystkie szczegóły. - A pojedziesz ze mną na siłownię? Później obiad i będzie mi bardzo miło jak zajrzysz na stadion. - wciągnął ją do siebie na kolana. - Ale, że mam z tobą trenować? - jej zdezorientowana mina bardzo go rozbawiła. - No co... uszkodzę siebie albo sprzęt. Tego nie chcemy. - pogłaskała tatuaż na jego klatce piersiowej. - Jestem umówiony z Tadeuszem, nie zrobisz sobie krzywdy. - zapewnił ją, obserwując jej błądzące po skórze palce. - Dobra, niech ci będzie. Sprawdzę czy mam co na siebie włożyć. - zsunęła się z jego kolan i ruszyła do sypialni, żeby przejrzeć garderobę.

- Kogo ja widzę, mamy gościa! - Gauer klasnął w ręce, kiedy para przekroczyła próg siłowni. - I tylko kwadrans spóźnienia. Co za postęp! - przywitał się z Kubą, a później przedstawił się Lisie. Dziewczyna niepewnie objęła się ramionami, widząc kilka kobiet w legginsach i krótkich topach. Ich smukłe sylwetki i niemal perfekcyjne krągłości nieco ją speszyły. - To co, może dzisiaj coś na macie? - Tadeusz wziął z recepcji klucze do szafek. - Mi jest wszystko jedno, dostosuję się do niej. - Que zerknął na dziewczynę, która oddaliła się żeby zajrzeć na salę z maszynami. - Krótki test sprawnościowy i zobaczymy na co ją stać. Nie takie przerażone istoty miałem na treningach. - mrugnął do Kuby i sam poszedł zagadać jego partnerkę. 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz