141.

405 36 13
                                    

- Są i Grabowscy! - Krzysiek wstał od drewnianego ławostołu i podszedł do ich auta, gdy tylko zjechali na parking. - Jest i Kondracki. - Lisa pokazała mu język, zabierając worek z samochodu. Trasa przebiegła im sprawnie, więc dojechali na miejsce dużo wcześniej niż zakładali. - Macie płytkę? - zainteresował się, kiedy dołączyli do Adama. - Tylko ostrożnie. - dziewczyna podała mu album, a sama odeszła na bok, żeby zapalić i poszukać czegoś do picia. - Będzie ogień. - skomentował głośno i przybił z Grabowskim piątkę. - A co z... No sam wiesz czym. - bawił się w podchody, w obawie, że dziewczyna ich usłyszy. - Jeszcze nie wiem. Może jednak zapytam ją o zdanie... - Kuba odebrał mu album i schował do worka dziewczyny. - Moim zdaniem to jest zbyt dobre, żeby się zmarnowało. - wtrącił Moyes, a Krzychu natychmiast się z nim zgodził. - Wolę, żeby się zmarnowało niż mieć piekło w mieszkaniu. - Que zerknął w kierunku Lisy i uśmiechnął się. - Do rzeczy. Jest jakieś opóźnienie czy wszystko zgodnie z planem? - spojrzał po chłopakach, kiwając głową w rytm muzyki dobiegającej ze sceny. - O, dzięki. - wziął od Lisy puszkę z Red Bullem i położył dłoń na jej udzie, gdy tylko zajęła miejsce obok niego. Do czasu występu podchodzili do nich inni artyści oraz organizatorzy, żeby się przywitać i zamienić kilka słów. Grabowska wykorzystała nieuwagę Kuby i wymknęła się z backstage'u, żeby pokręcić się po terenie festiwalu. 

- Nawet nie każ mi zgadywać gdzie byłaś. - podszedł do Lisy, kiedy pojawiła się w zasięgu jego wzroku. - Wyluzuj, chłopie. Frytkę? - podsunęła mu tekturowy rożek z frytkami z batata, którymi się zajadała. - Widziałaś co się stało? - złapał ją za łokieć i odciągnął na bok, żeby auto mogło przejechać. - Chłopaki zeszli wcześniej, tyle wiem. - wzruszyła ramionami, bo właśnie miała ogarnąć co jest grane, gdy członkowie Chillwagonu przerwali koncert. - Ochrona złożyła Żabsona, bo chciał wejść w tłum. Czaisz? Pojebało ich do reszty. - po kropce streścił jej cała sytuację, której był świadkiem. - W takim razie mam nadzieję, że ty zostaniesz na scenie. - spojrzała mu w oczy, kolejno oblizując palce z soli. - Kuba! - dźgnęła go palcem w brzuch, kiedy się zawiesił. - Zobaczymy. - pocałował ją w policzek i rzucił okiem na zegarek. Oddał jej telefon oraz kluczyki od auta, żeby nie zgubić ich w trakcie występu. - Grabowski, ja nie żartuję. - szarpnęła go za ramię, kiedy odwrócił się na pięcie, żeby wejść na scenę. - Jak to szło? Wyluzuj? - puścił jej oczko i razem z Krzychem wbiegł na scenę ku radości całego tłumu. 

Na szczęście Kuby bliska interakcja z publika nie skończyła się tak źle, jak w przypadku Żabsona. Lisa zdawała sobie sprawę, że jej naładowany energią mąż nie odpuści, więc znalazła organizatora i ucięła sobie z nim pogawędkę. Została zapewniona, że sytuacja się nie powtórzy, a ochroniarze, a raczej niespełnieni ambicjonalnie członkowie służby informacyjnej, powstrzymają na wodzy swoje nerwy. Rozwiązała węzeł biało-czerwonej bluzki z nazwiskiem Que na plecach i poruszyła materiałem, żeby się trochę ochłodzić. - No złaź już stamtąd! - zawołała do Kuby, kiedy pojawił się na skraju sceny przy schodkach. Wykorzystał już swój czas na ewentualny bis, bo rozgadał się w trakcie koncertu. Mężczyzna uniósł palec wskazujący, jakby kazał jej poczekać, a zgłosi mów popłynęły pierwsze dźwięki Tamagotchi. Niezadowolona z obrotu spraw wspięła się po schodach i zajęła miejsce za dj-ką, zaraz obok Adama. Kiedyś, gdy jeszcze sama jeździła na wiele koncertów, ciągle tych samych artystów, twierdziła, że każdy koncert jest inny. Nie przekonywało to jej znajomych, ale nie przejmowała się tym. Co z tego, że słyszała ciągle te same piosenki podczas jednej trasy. Co z tego, że zmieniał się jedynie ubiór wokalisty... Czasami wpadł inny utwór, a atmosferę tworzyli ludzie. Teraz, kiedy jeździła z Quebonafide w trasę, powoli rozumiała co ci wszyscy ludzie mieli na myśli. Koncert jak koncert. Nie uczestniczyła w nich wśród publiczności, nie czuła tej atmosfery i całej otoczki związanej z planowaniem wyjazdu. Kuba wchodził na scenę, robił swoje, schodził i jechali do domu lub hotelu. Dzień świstaka. Jednak nie wyobrażała sobie zostania w domu. 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz