117.

393 31 18
                                    

- Może ci pomogę? - Kuba zaoferował swoją pomoc, kiedy dziewczyna stała w łazience i dezynfekowała miejsca szwów, zmieniając przy tym opatrunek ochronny. - Nie. Wyjdź. - poprosiła gwałtownie i odwróciła się tyłem do niego. Przez cały ten tydzień nie pozwoliła mu nawet rzucić okiem na pooperacyjną ranę. Sama ledwo mogła na nią patrzeć, wiec tym bardziej nie chciała pokazywać jej Kubie. Przy każdej zmianie opatrunku czuła do siebie coraz większe obrzydzenie. - Wyjdź. - jęknęła, bo chciała jak najszybciej dokończyć tę nieprzyjemną czynność. - Dzieciaku. - westchnął cicho i stał jeszcze chwilę w progu, obserwując ją. Ostatecznie, kiedy nawet nie drgnęła, poddał się i poszedł do salonu. Przysiadł na skraju kanapy i przerzucał w dłoniach pilot od samochodu. - Możemy jechać. - oznajmiła w końcu, kiedy ułożyła odpowiednio przedziałek i naciągnęła czapkę z daszkiem. W końcu nadszedł dzień wizyty kontrolnej. Kuba nie mógł się doczekać rozmowy z lekarzem, dalszych zaleceń... już na tę myśl było mu głupio, że jej nie dopilnował i dziewczyna wybrała się na koncert. Trochę mniej żałował seksu, do którego go namówiła. 

- Aha. A Porsche? - zatrzymała się, kiedy stojące na ich miejscu parkingowym grafitowe Lamborghini mrugnęło światłami. - Chwilowo tutaj. - wskazał drugą stronę alejki i przestąpił z nogi na nogę. - To dlatego nie chciałeś, żebym załatwiła ci auto? - zapytała tak obojętnym tonem, że mężczyźnie ciężko było określić w jakim jest nastroju. - Kupiłem je jak mieliśmy kryzys. - podrapał się po głowie, bo teraz zdał sobie sprawę, że głupio postąpił. - Było trochę rzeczy custom made i dopiero wczoraj go podstawili. - wyjaśnił, jakby usprawiedliwiając zakup tej drogiej zabawki. - Szybko przyszedł ten kryzys wieku średniego. - skomentowała głośno i obeszła auto, otwierając drzwi od strony pasażera. - Jaki kryzys? - obruszył się. - Jak kobieta pójdzie na zakupy poprawić sobie humor to jest dobrze? - dopytał, zajmując miejsce za kierownicą. - Kobieta raczej nie zostawia w jednym sklepie takiej sumki. Z resztą... - machnęła ręką, bo był to jego wybór i wydał na to auto swoje zarobione pieniądze, więc nie miała prawa go krytykować. - Co jest? - zapytał, kiedy silnik przyjemnie zamruczał, a na twarzy dziewczyny zamiast uśmiechu pojawił się grymas. - Te fotele są jeszcze gorsze niż w Porsche. - skrytykowała, bo ledwo się umościła, a już czuła się niekomfortowo. Kuba wzniósł oczy do nieba, zapiął pas i nonszalancko rozsiadł się w fotelu. 

- Pani May! - Lisa uniosła głowę, słysząc swoje nazwisko, niemal równocześnie parskając śmiechem. Siedzący obok Kuba wymamrotał pod nosem swoje nazwisko, ale zaraz stanął obok niej. - Poczekasz tutaj? - wymownie spojrzała na niego, a później na krzesła w poczekalni. - Nie mogę wejść z tobą? No weź. - szybkim krokiem podszedł do drzwi gabinetu i gestem zaprosił ją do środka. Dziewczyna cicho westchnęła i przekroczyła próg gabinetu, ostatecznie pozwalając, żeby Kuba wszedł za nią. - Jak samopoczucie? - lekarz uścisnął ich dłonie i zwrócił się do dziewczyny. - Aż za dobrze, panie doktorze. Aż za dobrze. Zachowuje się jakby... - Grabowski od razu zaczął odpowiadać, co tylko zirytowało Lisę. - Wyjdź. - wskazała ręką drzwi. - Co? - chłopak spojrzał na nią jak na idiotkę, bo tego się nie spodziewał. - Przepraszam na moment. - przepraszająco uśmiechnęła się do lekarza i zacisnęła palce na koszuli Que. Ciągnąc go za fraki zmusiła go do wstania i popchnęła do wyjścia. - Dzieciaku, uspokój się. - zniżył głos, zapierając się o framugę. - Nie żartuję. Wyjdź. - syknęła, tracąc do niego cierpliwość. - Panie Grabowski? - doktor Kozłowski uniósł brwi, obracając w palcach długopis. Już dawno nie miał do czynienia z tak troskliwym partnerem swojej pacjentki, co nawet go trochę bawiło. - Chcesz zostać? To siedź na dupie i milcz, jasne? - warknęła, patrząc mu przy tym w oczy. - Odezwiesz się niepytany, a osobiście wykopię cię na korytarz. - ostrzegła, uderzając go w ramię i z powrotem usiadła na krześle. - Więc... jak się pani czuje? - lekarz powtórzył swoje pytanie, obserwując Kubę, który bezszelestnie osunął się na krzesło. - Wszystko w porządku, żadnych bólów głowy, zawrotów... tylko szwy trochę swędzą, ale to chyba normalne? - starała się skupić wzrok na lekarzu, ale słyszała jak Kuba bierze głęboki oddech, żeby wejść jej w słowo. Na swoje szczęście tego nie zrobił. - Szwy już dzisiaj zdejmiemy. Jakieś zaburzenia widzenia, równowagi? Rozumiem, że padaczka pooperacyjna też nie wystąpiła? - lekarz wstał zza biurka i poprosił Lisę, żeby usiadła na kozetce. - Ale mogła! Poszła na koncert! - Kuba wyrwał się do odpowiedzi, kiedy dziewczyna przecząco kręciła głową. - Zabiję cię. - skomentowała głośno, a lekarz przeniósł wzrok na Grabowskiego. - No co? Przyznać się chociaż możesz. - Que rozłożył ręce, próbując się jakoś usprawiedliwić. - Tak, poszłam na koncert i nic, kompletnie nic się nie wydarzyło. Poza napadem złości u tego furiata. - przewróciła oczami, skupiając wzrok na małej latarce, gdy lekarz rozpoczął  badanie. - Czasami pacjent sam wie, co dla niego dobre. Jednak wstrzymałbym się jeszcze około trzech tygodni z podróżą samolotem lub wyprawą w wysokie góry. Aktywność fizyczną też można wprowadzić większą... - dr Kozłowski przeprowadzał proste badania neurologiczne oraz zerknął na szwy. - Mówiłeś coś? - zapytała ostro, kiedy Kuba prychnął pod nosem. - Nic, kompletnie nic. - mruknął, przedrzeźniając jej słowa i ukrył twarz w dłoniach. - Odstawiamy leki przeciwzakrzepowe, zostawimy przeciwbólowe doraźnie oraz małą dawkę Amizepinu na kolejne pięć tygodni. Proszę zapisać się na rezonans za pół roku oraz wizytę kontrolną. - lekarz wrócił za biurko i zaczął wpisywać zalecenia do jej karty pacjenta. Przez dłuższą chwilę w pomieszczeniu było słychać tylko stukanie w klawiaturę, aż w końcu podał jej recepty i wydrukowane dawkowanie. - Przejdzie pani teraz do gabinetu zabiegowego, pielęgniarka usunie szwy. Jeżeli w międzyczasie pojawią się jakieś niepokojące objawy to zapraszam wcześniej. - pożegnał się z nimi uśmiechem, a Lisa zgięła na pół recepty i wsunęła je do kieszeni spodni. - Na końcu korytarza, po prawej. - dr Kozłowski podpowiedział jej, gdzie znajduje się gabinet zabiegowy i poprosił następnego pacjenta. - Zawsze musisz robić cyrk. - skomentował Kuba, sięgając do jej kieszeni. - Ja robię cyrk? - stanowczo dała mu po łapach i przyspieszyła kroku. Każda wizyta u lekarza przy której jej towarzyszył kończyła się tak samo. - Zostajesz tutaj. - warknęła, odpychając go od siebie, kiedy chciał wejść za nią do gabinetu. Zatrzasnęła mu drzwi przed nosem i uśmiechnęła się do pielęgniarki, którą kojarzyła ze swojego pobytu w szpitalu. - Mam pytanie. Włosy zaczęły powoli odrastać, ale zauważyłam, że nie na bliźnie. - zaczęła rozmowę, grzecznie siadając na kozetce, gdy kobieta założyła rękawiczki. - Czasami cebulki ulegają uszkodzeniu. Możesz umówić się do trychologa, ale to na spokojnie. Masz dużo gęstych włosów, nie będzie nawet widać blizny jak ci odrosną. - pielęgniarka sprawnie radziła sobie, rozcinając kolejne szwy. - To jakiś przeszczep cebulek? - Lisa nie odpuściła tematu. - Tak, ale musisz odczekać aż blizna nieco zblednie. No i w tym wypadku nie jest to refundowane. - podkreśliła jeszcze, sięgając po małe szczypce, aby wyciągnąć resztki nici. - Cena nie gra roli. To wszystko? - dziewczyna podeszła do lusterka nad umywalką i przejeżdżając dłonią między kosmykami zaczesała przedziałek na drugą stronę. Zdecydowanie pewniej się czuła, gdy pooperacyjny ślad mogła ukryć pod opatrunkiem. - Wszystko. Zdrowia życzę. - pielęgniarka uśmiechnęła się do niej na pożegnanie. - Gdzie mi z tymi łapami. - uskoczyła przed Grabowskim, który niecierpliwie czekał pod gabinetem. - Zostaw. - stanowczo dała mu znać, że nie życzy sobie, aby dotykał tej strony jej głowy. Założyła czapkę z daszkiem i ruszyła do wyjścia z oddziału. - Zawieziesz mnie do  Radości? - zapytała, kiedy weszli do windy. - Po co? - wsunął ręce do kieszeni i przyjrzał się dziewczynie. - Ela przyjmie mnie przed pierwszą klientką. - złączyła palce i przyjrzała się swoim paznokciom z wyraźnie odznaczającym się odrostem. Włosów pięknych nie miała, to chociaż chciała zadbać o paznokcie, skoro czekał ją wyjazd do Ciechanowa. 

——-

Już myślałam, że i dzisiaj nic tutaj nie wpadnie...



Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz