8.

435 38 9
                                    

- To co dzisiaj robimy? Ostatni dzień laby. - Kuba wyszedł z łazienki, wycierając ręcznikiem mokre włosy. - Chyba dla ciebie, bo ja nie będę nagrywać. - uniosła głowę znad laptopa, bo właśnie planowała posty do końca tygodnia. Musiała się czymś zająć, żeby wyrzucić z głowy słowa Krzyśka, które nie dawały jej spokoju. - Myślałem, że pojedziesz ze mną. - zmrużył oczy uważnie przyglądając się dziewczynie. - Jestem w Kalifornii i mam siedzieć w studio? Nie ma opcji. - prychnęła, ponownie skupiając wzrok na ekranie. - Spoko, ale będziemy mieli tydzień wolnego tuż przed świętami. Oczywiście jeśli zdjęcia do teledysku się nie opóźnią. - stanął za nią i zerknął jej przez ramię. - Weź, skupić się nie mogę. - przegoniła go machnięciem ręki, bo nie lubiła jak ktoś nad nią stał. - Wstałaś lewą nogą? - przeszedł przez oparcie kanapy i zmiął w dłoniach wilgotny ręcznik. - Nie wiem którą nogą wstałam, bo Krzysiek wydzwaniał jak opętany, a ty zostawiłeś telefon z włączonym dźwiękiem. - zerknęła na niego nieco poirytowana. Było jej ciężko zachować pozory, że wszystko jest w porządku. - Lisa, co się dzieje? - zmarszczył brwi, wyraźnie zdziwiony jej reakcją. Miał wrażenie, że jej zachowanie diamentralnie zmieniło się przez te kilka minut kiedy brał prysznic. - Niiiic noooo. Nie wyspałam się, głowa mnie zaczęła boleć i w ogóle mam ochotę wrócić do łóżka. - fuknęła, zatrzaskując klapkę laptopa z taką siłą, że chłopak prawie podskoczył. - Nie będę cię tu trzymać, masz ochotę iść na miasto czy coś to idź. - dodała i zaczęła zbierać poduszki i koc z kanapy, aby wynieść je na taras, gdzie zaczęła budować sobie gniazdko na szerokim leżaku. - Może po prostu spacer? Poszlibyśmy na molo lub pojechali na wzgórza? Podobno warto odwiedzić Runyon Park. - stanął w drzwiach obserwując dziewczynę moszczącą się pod kocem, mimo że odczuwalna temperatura wynosiła ponad 20 stopni. - Jared ci polecił? - ton jej głosu był coraz bardziej złośliwy. - Co ty masz do niego, co? Może mi opowiesz, to będzie mi łatwiej. - podniósł jedną z poduszek, która spadła za oparcie. - Po prostu irytuje mnie ten człowiek. Ma wysokie mniemanie o sobie, wszystko musi być po jego myśli, nie przyjmuje kontrargumentów i za wszelką cenę próbuje przekonać innych do swojego zdania. - wszystkie te słowa wyrzuciła z siebie z prędkością karabinu maszynowego. - Nie psuj mi dnia jeszcze bardziej. Nie martw się, ze względu na waszą współpracę zamknę buzię na klucz i nie powiem nic głupiego. Będę go po prostu tolerować. - położyła dłoń na sercu jakby składała przysięgę, ale czuła, że jeżeli nadarzy się okazja to nie wytrzyma. - Kiedy to było co? 5 lat temu? - próbował wydusić z niej coś więcej, ale sięgnęła po telefon i włączyła pdf z książką, którą zaczęła czytać podczas lotu. - Nie przepadam za nim. Po prostu. - rzuciła jeszcze na odwal się i zaczęła szukać rozdziału na którym skończyła lekturę. Zrezygnowany mężczyzna wpatrywał się jeszcze dłuższą chwilę w jej profil, aż w końcu postanowił odpuścić i wrócił do środka, żeby oddzwonić do Krzyśka. 

Blisko dwie godziny później Lisa zaczęła kręcić się po domu w poszukiwaniu jedzenia, jednak nie znalazła w lodowce nic poza mlekiem i butelkami wody. - Idę po coś do jedzenia! - krzyknęła, głośno zapowiadając swoje wyjście. - Sklep czy knajpa? - zawołał z sypialni, w której pracował przy komputerze. - Nie wiem. Zobaczę co jest w zasięgu kilku ulic. - zajrzała do pomieszczenia, mierząc mężczyznę wzrokiem, bo siedział na łóżku w samych dresach. - Idę z tobą. - oznajmił i podszedł do szafy, wyciągając z niej pierwszą lepszą koszulkę. - Jak masz ochotę... - mruknęła i wróciła do salonu, żeby znaleźć swoje klapki. Narzuciła na siebie bluzę i schowała do kieszeni telefon oraz papierosy. Zamknął za nimi dom i wrzucił klucze do kieszeni. - Masz już lepszy humor? - objął ją, kładąc dłoń na jej ramieniu i przyciągnął do siebie. - Chyba. - wzruszyła ramionami i zerknęła na niego. - Co tam u Krzyśka? - zapytała, kiedy wyszli na dosyć ruchliwą o tej porze ulicę. - Spoko, pomagał Oli urządzać mieszkanie. Ciągnęło się to od jakiegoś czasu, ale w końcu finisz. - delikatnie zacisnął palce, rozmasowując jej ramię i pocałował ją w policzek. - Nie zdążyłam się nawet nacieszyć naszym mieszkaniem czy nawet dobrze ogarnąć aplikacji. - nawiązała do tego, że Kuba nafaszerował apartament elektroniką i mogła sterować sprzętami, ogrzewaniem czy światłem przez telefon. - Jeszcze zdążysz. - roześmiał się i przypomniał sobie jak szukała kaloryferów. Nie chciała uruchamiać suszarki na jedną bluzkę, którą przeprała w ręku, więc postanowiła wysuszyć ją na kaloryferze. Dopiero wtedy ogarnęła, że mają ogrzewanie podłogowe, bo wcześniej nie zwróciła na to uwagi. - Trochę mi to zajmie. - przewróciła oczami i odbiła w prawo w kierunku Ocean Park. - Pokażesz mi swoją listę rzeczy do zrobienia i miejsc do odwiedzenia? - zagadnął ją, kiedy minęła ich grupa japońskich turystów. - Standardowe miejsca z przewodników, ale jest też szrot. W sensie wysypisko dla samochodów, tak to się nazywa? - wsunęła ręce do kieszeni. - Po co chcesz jechać na złomowisko? - dzień bez dziwnego pomysłu dziewczyny to dzień stracony. - Podobno można znaleźć perełki do odrestaurowania. Jakby się trafił taki Mustang pierwszej generacji... - rozmarzyła się, ale głośny śmiech chłopaka zaraz ją zgasił. - Możesz w Polsce kupić albo przed pośredników. Sądzę, że biorąc pod uwagę nerwy i koszta to wyjdzie dużo korzystniej. Poza tym nie masz prawa jazdy. - wytknął jej, na co szczypnęła go w bok. - Ile to już razy miałaś się zapisać na kurs? Przypomnisz mi? Trzy czy cztery? - złapał ją za nadgarstek,kiedy znowu wyciągnęła ręce w jego kierunku. - Nie było czasu. -  niezadowolona wydęła wargę i obróciła się, tak, że obejmował ją skrzyżowanymi ramionami. - Jakbym miała już takiego Mustanga to miałabym prawdziwą morywację. - musnęła wargami linię jego szczęki i stanęła na jego stopach, przez co szli do przodu w tandemie. - Może uda się wypożyczyć tutaj jakieś cacko. Jaki kolor byś chciała? - ściszył głos i puścił dziewczynę, nieco bardziej naciągając czapkę z daszkiem na twarz, bo usłyszał gdzieś za nimi język polski. - butelkowa zieleń, ostatecznie czerwony. Dlaczego szepczemy? - zachichotała, obejmując jego ramię na którym się nieco uwiesiła. - Bo życzeń nie mówi się głośno, bo się nie spełnią. - mruknął i posłał jej jeden z tych uśmiechów, który miał zarezerwowany tylko dla niej. - Okay, to ja wcale nie chcę tego Mustanga. - mruknęła i puściła mu oczko. - Przyjąłem do wiadomości. - zasalutował jej i roześmiał się, czując ulgę, że wrócił jej dobry nastrój. 


Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz