- Ej, co jest? - Kuba właśnie sprzątał po ich późnym śniadaniu, kiedy Lisa biegiem pokonała schody z antresoli i zniknęła w korytarzu. Odrzucił na bok ścierkę i podążył jej śladem. - Dobrze się czujesz? - zastał ją w łazience dla gości, pochylającą się nad sedesem. - Tak, rzygam tylko na myśl, że twoja eks wysłała ci serduszko. - splunęła do toalety i spuściła wodę. Oparł się o framugę i obserwował jak dziewczyna sięga po płyn do płukania ust. Nie bardzo wiedział jak się do tego odnieść, bo wydawało mu się, że już wczoraj przetrawiła ten temat. - No co? - napotkała jego spojrzenie w odbiciu lustra i otarła pojedyncze łzy gromadzące się na jej dolnych powiekach. - Pomijając twoją kąśliwą uwagę, poważnie się pytam czy wszystko w porządku. - podał jej mały ręcznik, kiedy zakręciła wodę. - Nie wiem, chyba się po prostu denerwuję tym wyjazdem. - wzruszyła ramionami, nie przywiązując dużej uwagi do tego co się stało, bo była przyzwyczajona, że czasami wymiotowała bez wyraźnej przyczyny. - Lotem? Czy samym wyjazdem? - zerknął na zegarek, bo zbliżała się dziesiąta, czyli zaraz powinni wyjechać na lotnisko. - Kuba, nie wiem. Czeka nas 14-godzinna podróż z przesiadką, 30 stopni na miejscu i pełne słońce. - westchnęła, przeglądając się w lustrze. - Jedziemy? - przechodząc koło niego przejechała dłonią po jego ramieniu, co uznał za sygnał, że jednak nie jest na niego zła.
Bezproblemowo przeszli odprawę, a lot do Paryża, gdzie mieli mieć przesiadkę tez przebiegł bez zakłóceń. Kuba martwił się o Lisę, więc praktycznie zapomniał o swoich obawach co do latania samolotem, skupiając cała uwagę na dziewczynie. - Jeszcze 5 godzin. - westchnęła, obserwując na wyświetlaczu w zagłówku trasę, jaką pokonuje samolot. - Może się zdrzemnij? - zaproponował, kiedy odsłoniła okienko. - Spałam już chwilę, jak ty też odlecialeś. - uśmiechnęła się do niego i usiadła bokiem, nie widząc nic ciekawego za oknem poza ciemnym niebem. - Nie masz pojęcia jak się cieszę na ten wyjazd. - położył dłoń na jej policzku i pocałował ją w czoło. - Zawsze jak leciałem na koncert gdzieś na południe Europy to chciałem żebyś była ze mną. - złożył podłokietnik i objął ja ramieniem, żeby wygodnie się ułożyła. - Bo ciepłe kraje to nie moje klimaty. Chyba jestem już bliżej tego momentu, kiedy nie będę miała większych zobowiązań i będę mogła z tobą podróżować dokąd tylko zapragniesz. - mruknęła, bo w obecnej pracy trzymało ją przyzwyczajenie i żal rozstania się z tym miejscem, a nie obowiązki, które dawno wykonywała już zdalnie. Za bardzo dała się wciągnąć także w wytwórnię, ale akurat to nie kłóciło się w żadnym stopniu ze spędzaniem czasu z Kubą, co tylko go cieszyło. Chciał ją mieć przy sobie niemal cały czas, a już dawno zauważył, że im mniej na nią naciska, tym bardziej dziewczyna żegna się ze swoim sztywnym stylem pracy w określonych dniach i godzinach. - Jest tyle miejsc które chciałbym ci pokazać... - przytknął wargi do jej skroni, kiedy przytuliła się do niego i przymknęła oczy. Im bardziej zbliżała się premiera teledysku i ujawnienie współpracy z Marsami tym bardziej się denerwował i niechętnie wychodził do ludzi, jakby ciagle obawiając się czegoś.
- Kuba, pobudka. - wysunęła się z jego ramion, kiedy samolot zatrzymał się na płycie lotniska. - Przespałeś lądowanie. - zaśmiała się, widząc jego zdezorientowane spojrzenie. Wylądowali na Mauritiusie kilka minut przed czasem, a Lisa widząc z okna samolotu powoli budzącą się do życia wyspę nie mogła już wysiedzieć w fotelu. Z trudem powstrzymywała głupi uśmiech na twarzy, kiedy pracownik straży granicznej dłużej zerkał to na Kubę to na zdjęcie w jego paszporcie, a później poprosił ich o potwierdzenie rezerwacji zakwaterowania i okazanie środków do życia podczas ich pobytu. - Jeszcze bilet powrotny? Proszę. - Grabowski wyciągnął odpowiednie papiery. - Do Stanów łatwiej wjechać. - prychnął, kiedy w końcu zostali przepuszczeni. - Nie irytuj się, warto. - ścisnęła jego ramię i skierowała się do wypożyczalni aut. Dosłownie kilka minut jazdy dzieliło ich od domku gościnnego mieszczącego się nad samą zatoką. - Super, bardzo dziękujemy. - pożegnali się z przemiłym właścicielem, który przyjął ich mimo wczesnej godziny. - Zobacz. - Lisa wyszła na balkon, z którego rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na turkusowy ocean. Wschodzące słońce tylko dodawało uroku, a oczy dziewczyny zachwyconej krajobrazem błyszczały niemal tak samo jak promienie odbijające się w przejrzystej wodzie. - Pójdziemy na spacer rozprostować kości? - zaproponował, bo po złapaniu odrobiny snu nie czuł się zmęczony, a jedynie porządnie wygnieciony po długim locie. - A później jakieś śniadanie. - zgodziła się z nim i odwróciła się do niego. - Nie sądziłam, że będzie mi dane zwiedzać takie miejsca. I to nie palcem po mapie. - splotła palce na jego karku i kiedy podciągnął ją w górę od razu objęła go nogami. - Życie potrafi zaskakiwać jeśli mu pozwolisz. - poczęstował ją jednym ze swoich powiedzonek i pocałował w czubek nosa, na co szeroko się uśmiechnęła. - Jeszcze raz. - zażądała, ale tym razem ugryzł ją w to samo miejsce i postawił na ziemi. - Chodź. - wziął klucze od pokoju, a dziewczyna po drodze do drzwi zsunęła buty i boso wyszła na korytarz, - No co, mamy plażę pod nosem. - wzruszyła ramionami i zbiegła po schodach, zanim zdążył przekręcić zamek.
- To było za dużo. - Kuba opadł na łóżko, kiedy wrócili ze spaceru i skończyli śniadanie na balkonie. Dorwali się do wszelkiej maści owoców, jakby widzieli je pierwszy raz w życiu. - Gdzie ty masz miejsce? - jęknął, kiedy Lisa położyła się obok niego z butelką mlecznego, bardzo popularnego napoju z dodatkiem nasion bazylii, słodkiego syropu i posmakiem wanilii. - To jest tak zajebiste, że zawsze znajdę miejsce. - oblizała się, bo lokalny szejk mleczny tak jej posmakował, że nie zamierzała pić niczego innego przez cały wyjazd, a już teraz wlała w siebie niemal litr. - Jak to się nazywało? Alada? - zapytała, z uśmiechem obserwując jak Kuba podciąga koszulkę i patrzy na swój wzdęty brzuch. - Alouda. - poprawił ją i skrzywił się, kiedy poklepała go po brzuchu. - Weź, bo zaraz wszystko zwrócę. - złapał ją za rękę i obrócił się na bok, jednak zaraz wrócił do poprzedniej pozycji, czując jak owoce i owy napój chlupoczą mu w żołądku. - Alouda. Właśnie. Muszę zobaczyć jak to robią i będę miała co pić przez całe lato. - oznajmiła rozradowana, dopijając resztkę. - Zlituj się. - podłożył sobie ręce pod głowę i przymknął oczy, żeby odpocząć po obfitym posiłku. - Nurkowałeś kiedyś? - zagadnęła go, biorąc telefon do ręki. Nie zdążyła przed wyjazdem zrobić listy miejsc do odwiedzenia, więc zamierzała zrobić to teraz. - Kiedyś. - mruknął sennie, bo zrobiło mu się przyjemnie, a szum fal zza otwartego okna już kołysał go do snu. - Jest tutaj wyspa, Ile aux Cerfs. - zmarszczyła brwi, próbując poprawnie odczytać nazwę. - Polecają rejs z nurkowaniem, podobno widoki są nieziemskie. Mówię do ciebie. - dźgnęła go palcem w ramię, kiedy jej nie odpowiadał. - Dzieciaku, zdrzemnij się ze mną, a później ustalimy co dalej będziemy robić. - uchylił powieki i zabrał jej telefon z ręki. - Niech ci będzie, ale później zero spania w ciągu dnia. - zastrzegła, układając się z głową na jego ramieniu. Objęła go jeszcze w pasie i błądziła opuszkami palców po jego boku dopóki i jej nie zmorzył sen.
——-
Zauważyłam, że pojawiają się nowi czytelnicy. Mysie pysie kochane, zapraszam do pierwszej części książki, żebyście byli w temacie od samego początku. ☺️ Szukajcie w moim profilu „Jesteś mi potrzebny, gdy wszystko mi działa na nerwy", a tymczasem krótka lista obecności czytelników i wszyscy kolorujemy gwiazdki po przeczytaniu tego rozdziału! 😀
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fiksi Penggemar„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...