167.

347 34 23
                                    

- Fajny, fajny. - Maciek pobujał wiszącym fotelem, w którym siedziała Lisa. - Fajny, ale nie po to tu przyjechaliśmy. - stwierdziła, stając na nogi, gdy zaczął mocniej bujać koszem. Kiedyś potrafiła wytrzymać bez towarzystwa nawet cały długi weekend czy święta, ale przyzwyczajona do ciągłej obecności drugiej osoby, a konkretnie Kuby, tym razem wytrzymała trzy dni. A raczej niespełna 72 godziny po których wyciągnęła Maćka na zakupy do jednej z galerii handlowych. Na tarasie brakowało jej jakiejś osłony przed słońcem, dlatego wylądowali w Leroy Merlin. - Tylko jak to przymocujesz? - stanął za nią, gdy zaczęła oglądać biały żagiel rozpostarty nad zestawem mebli ogrodowych. - Dwa rogi do ściany, a trzeci tak jak tutaj... - złapała za drążek z betonowym obciążnikiem. - Ewentualnie pociągnę linkę do przeciwległej ściany. - zaczęła się głośno zastanawiać, bo sama nie była przekonana. Nie chciała kupować zwykłego namiotu czy pawilonu, żeby nie zagracić przestrzeni. - Co myślisz? - zwróciła się do szwagra, który stał z założonymi rękoma. - A może basen? - szeroko uśmiechnął się, kiwając brodą w stronę rożnej maści basenów ogrodowych. - Chyba nie mogę, przecież tam wchodzi od cholery litrów wody, a my mieszkamy na ostatnim piętrze... Musiałabym zapytać w spółdzielni i pewnie... - zaczęła swój wywód, na co złapał ją za ramiona i potrząsnął. - Weź. Nalejemy po kolana, byleby usiąść i dupsko pomoczyć. Widzę, że chcesz. - dźgnął ją palcem w żebra i wyszczerzył zęby, kiedy skrzywiła się. - W ogóle powinnaś przenieść się do Ciechanowa na ten miesiąc. Co będziesz w Warszawie siedzieć. Tam przyjemniej. - dostał nagłego olśnienia i niezwłocznie podzielił się z nią swoim pomysłem. - Nie będę mamie na głowie siedzieć, może na weekend przyjadę. - zaczęła przeglądać opakowania, decydując się na biały żagiel. - Jeszcze linka i jakieś haczyki. W sumie to  nie wiem czy mamy wiertarkę... - zagryzła wargę, biorąc wybrany karton pod pachę. - Idziesz? - dopiero po chwili zorientowała się, że Maciek został w tyle. - Basen. - chrząknął, jakby przypominając jej. - Dmuchany czy rozporowy? - rozłożył ręce, dając jej wybór. - Pierw zapytam w spółdzielni. - przewróciła oczami i podrzuciła paczkę, która jej ciążyła. - Wybierz, a jeszcze dzisiaj ci wszystko zamontuję. - zaczął ją podpuszczać, wywołując u niej głośne prychnięcie. - Poradzę sobie sama. - skwitowała i ruszyła do alejki z elementami metalowymi. - Wziąłem dmuchany. - oznajmił dosłownie minutę później, doganiając ją przy pojemnikach z haczykami. - Mów do słupa... - westchnęła i zaakceptowała fakt, że będzie miała basen na tarasie. Chociaż oczami wyobraźni widziała już dziurawy basen i wodę wylewającą się na taras, spływającą niemal kaskadami po elewacji. 

- Aha, na pewno. - parsknęła śmiechem, przyglądając się Mackowi, próbującemu zmieścić do Porsche wszystkie zakupy. Już drugi raz układał opakowania jak w tetrisie, ale bez powodzenia. - Inaczej. - otarł pot z czoła i wypakował wszystko na ziemię. - Może ci pomogę? Piwo się zaraz zagotuje. - zerknęła na torby z zakupami, ale mężczyzna pozostał głuchy na jej propozycję. W końcu po kolejnych kilku minutach udało mu się wszystko wcisnąć do auta i mogli wrócić do domu. Od razu wzięli się do pracy i niespełna godzinę później część tarasu była wysłonięta żaglem, a na środku stał basen. - Miało być do kolan! - zawołała, zakręcając zawór, gdy zorientowała się, że Maciek nalał dużo więcej wody. - Młoda, nie panikuj. - przewrócił oczami i ściągnął z siebie koszulkę. Zanim zdążyła zareagować, siedział już w basenie, a na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. - Przyniesiesz piwo? - rozsiadł się wygodniej i wystawił twarz do słońca. - Nie za dobrze ci? - rzuciła w niego piłką dla psa, trafiając idealnie w potylicę, - Jeszcze kiełba z grila i byłoby ideolo. - skwitował, odprowadzając ją wzrokiem. Nie mogła zaprzeczyć, źe bardzo jej pomógł, a jednocześnie była wdzięczna, że znalazł dla niej czas i zgodził się zostać na noc. Zrobiła rundkę po mieszkaniu, przebierając się w kostium kąpielowy i w drodze powrotnej na taras zabrała z lodówki butelki z zimnym piwem. 

Wyciągnęła nogi w basenie i skrzyżowała je w kostkach, robiąc zdjęcie, które od razu wysłała Kubie. - Kupiłaś basen? - usłyszała, gdy tylko odebrała telefon. - Maciek zadecydował. Jak podróż? - pociągnęła łyk piwa, który przyniósł jej niesamowitą ulgę w tym upale. Było późne popołudnie, a temperatura zamiast spadać to rosła. - Jest okay, Moskwa jak Moskwa. - mogła przysiąc, że wzruszył w tym momencie ramionami. - Czekamy na pociąg i kierunek Pekin. - rozejrzał się po stacji za resztą ekipy, która poszła zrobić ostatnie zakupy. - Szkoda, źe cię tutaj nie ma. - westchnął, trącając stopą leżący na ziemi kamień. - Jeszcze mam siniaki na tyłku, nie wysiedziałabym. - kopnęła Maćka, który próbował przewrócić ją na bok, żeby zobaczyć te siniaki. - Pojebało cię?! - wrzasnęła, wypluwając wodę, bo ześlizgnęła się na dno, w ostatniej chwili odrzucając od siebie telefon. - Lisa? Co się tam dzieje? - Kuba zmarszczył brwi i zaczął krążyć po peronie. - Twój brat to idiota. - usłyszał w słuchawce po chwili wrzasków i innych zakłóceń. - Powiedz mi coś, czego nie wiem. - szczerze roześmiał się, słysząc wkurwienie w jej głosie. - Kończę, napiszę później, bo teraz muszę kogoś utopić. - pożegnała się i odłożyła telefon na stolik przy basenie. - I co się baranie cieszysz? - rzuciła się na szwagra, który w odwecie zaczął ją łaskotać. Ich głośne śmiechy i okrzyki niosły się chyba po całym osiedlu, a zabawa bardziej przypominała walkę w kisielu niż relaks w basenie. 

——-

Jeden czy dwa zapychacze i będzie się coś więcej działo, słowo. 😋

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz