- Pojebało cię. - niemal godzinę później w końcu otrzymał tę upragnioną wiadomość. - Co ty sobie wyobrażasz?! - telefon ponownie zawibrował, a chłopak miał wrażenie, że litery wysłane przez Lisę wręcz ociekają wkurwieniem i jadem, który w szybkim tempie sparaliżowałoby jego ciało zaraz po tym jak pulsująca w żyłach krew rozprowadziła by neurotoksyny po całym organizmie. Skupił wzrok na ikonce informującej o zasięgu sieci komórkowej i wybrał numer Lisy, mając nadzieję, że nic nie przerwie im połączenia. - Mówisz o pierwszej czy drugiej wiadomości? - zapytała, ściągając psa na smyczy. Musiała wyrwać się z mieszkania, żeby uspokoić myśli. Maciek nie bardzo jej w tym pomagał, więc wrobiła go w przygotowanie kolacji, a sama wybrała się na spacer. - W sumie to obu. - ściszył głos i zeskoczył ze swojego łóżka, przeciskając się na koniec wagonu, żeby nie oglądać poirytowanej miny Kondrackiego. - To teraz ty sobie wybierz. - prychnęła, nawiązując do wyboru na jaki wcześniej jej pozwolił. - Lisa, jesteśmy w jednej drużynie. Nie gram przeciwko tobie. - potarł skroń, wyraźnie zmęczony. Jednak nie zasnąłby zastanawiając się co siedzi w głowie dziewczyny. Oparł się plecami o ścianę i ugiął nogę w kolanie, wystukując na nim jakiś rytm. - Tak? - wystarczyło, ze usłyszał ton jej głosu, gdy wypowiedziała to krótkie słowo i już wiedział, że się zaperzyła. - To jeżeli mam cię w jakikolwiek sposób wspierać w tej popierdolonej sytuacji z dzieckiem, to raczyłbyś wcześniej informować mnie o swoich planach? - syknęła, ramieniem popychając bramę, żeby wejść na dziedziniec osiedla. - Grabowska, do jasnej cholery. - warknął ostrzegawczo i już miał wypomnieć jej stan upojenia, ale zdał sobie sprawę, że odbiłaby tę piłeczkę na kilkanaście różnych sposobów, na koniec podkręcając ją ze świńskim podaniem prosto w jego twarz. - Mów. - wziął głęboki oddech i pozwolił jej kontynuować, żeby nie wdawać się w niepotrzebne dyskusje. - Mam nadzieję, że jeszcze nie pokazałeś jej tej ugody. Zapomnij o tym, dopóki nie zrobisz testów DNA. - nie owijała już w bawełnę. - I nie obchodzi mnie, że wróciła do Irlandii czy gdzie tam mieszka. Zrobisz to zaraz po powrocie do Polski, a materiał genetyczny ma zostać pobrany od dzieciaka przez pracownika placówki. - zdążyła już poczytać o sposobie dostarczania materiałów do badania i chciała wybrać opcję, która będzie najbezpieczniejsza i pozwoli uniknąć zanieczyszczenia próbki lub próby manipulacji przy niej. - Dostałaś akt urodzenia. -rzucił krótko, ale rozumiał jej chęci wyjaśnienia sprawy. Bał się jednak, że ciężko przeżyje zderzenie z rzeczywistością po otrzymaniu wyników, skoro tak gorąco wierzy, że Leon nie jest jego synem. - Gówno warty. Mogę sobie taki w Paincie zrobić w ciągu kilku minut i wpisać nawet Elvisa. - gorzko roześmiała się, wchodząc do mieszkania. Maciek uniósł wzrok znad patelni i rzucił jej pytające spojrzenie. Jedną ręka zdjęła psu szelki i wskazała to na czworonoga, to na lodówkę i na pustą miskę, dając Grabowskiemu znać, że ma nakarmić Kido. Sama poszła na taras, ale nie zajęła swojego ulubionego miejsca, tylko zaczęła krążyć wokół basenu. - Dobrze. Zrobimy to po twojemu. - dał za wygraną, nie tylko dla świetego spokoju, ale w jego głowie rozegrała się krótka bitwa między sercem a rozsądkiem. Może tak bardzo pragnął już syna, że przyjął to za pewnik? Może jednak powinien zaufać żonie zanim podejmie jakąkolwiek decyzję? - Świetnie. To teraz przejdźmy do drugiej wiadomości. - w dalszym ciągu ton jej głosu był ostry, ale wyczuł, że na jej wargach pojawił się lekki uśmiech. - Kuba... - zaczęła powoli, a jego twarz rozpromieniła się, gdy usłyszał swoje imię wypowiedziane przez dziewczynę. Osunął się na podłogę i usiadł po turecku. - W sumie to nie wiem co mam ci powiedzieć. - zagryzła wargę, miętosząc w wolnej dłoni rękaw bluzy. - To co pierwsze przyszło ci do głowy. - zaproponował, pozwalając sobie na parsknięcie śmiechem. - Że cię pojebało. - przyznała zgodnie z prawdą I przysiadła na kanapie. - To już wiem. - głośno roześmiał się i uśmiechem odprowadził mijającego go mężczyznę. - Coś więcej? - zachęcił ją, bo dłużej milczała, jakby szukając odpowiednich słów. - Tekst jest taki... szczery. Nienawidzę takich niespodzianek! - wybuchnęła przy ostatnim zdaniu, a Kuba ryknął śmiechem, bo jej oburzenie było wręcz przeurocze. - Dobrze się bawisz? - żąchnęła, a Grabowski odkaszlnął, próbując zachować powagę. Gdyby tylko był teraz przy niej... Pewnie rzuciłaby się na niego z łapami, a on jak zwykle jednym silnym ruchem przyciągnąłby ją do siebie i zamknął w ramionach, całując we włosy. Nie minął nawet tydzień, a tak cholernie tęsknił za jej bliskością. - W ogóle dlaczego to jest wrzucone na kanał QueQuality? - zapytała nagle, odpalając papierosa i znowu zaczęła krążyć po tarasie. - Daj mi sekundę, Kamil dzwoni. - poprosił, zerkając na powiadomienie na zegarku. - Nie musisz odbierać, wiem po co dzwoni. Kurwa. - rzuciła krótko i mocniej zaciągnęła się. - Poszło. - dodała, spoglądając na ekran telefonu, żeby sprawdzić godzinę. - Co poszło? - zapytał w pierwszej chwili, aż nagle zrozumiał. - Dzieciaku? - zagadnął, a policzki bolały go od szerokiego uśmiechu. - Może wcale nie zamierzałem tego publikować? - zapytał i odpowiedziało mu milczenie. Postanowiła uszanować pracę jaką włożył w tekst oraz sam teledysk i odłożyć na bok swoje wszystkie ale. Jeszcze przed wysłaniem pierwszej wiadomości do Grabowskiego poprosiła Kamila o publiczne udostępnienie klipu równo o 20.00 czasu polskiego. - Jesteś tam? - sprawdził zasięg, jednak wszystko było w porządku. - Nie, Grabowski, nie. Nie nabierzesz mnie. Gdybyś nie chciał tego publikować to nie wrzucałbyś tego na kanał! - krzyknęła do telefonu i niewiele zabrakło, żeby rozłączyła się, gdy ponownie wybuchnął śmiechem. - Zadecydowała Lisa czy pani manager? - był rozbawiony jej reakcją i nic nie mógł na to poradzić. - Ja. Lisa Grabowska, twoja żona. - odpowiedziała dumnie, ale jakby mogła to udusiłaby go przez telefon. Co jak co, ale szczerze zaskoczyła go swoją decyzją. Był święcie przekonany, że zgarnie opierdziel już za sam pomysł, zrealizowanie go i pokazanie najbliższym, a co dopiero milionom ludzi. Cóż, ostatni punkt miał z głowy, bo sama to zrobiła. - I taką cię kocham. - mruknął do telefonu i odchylił głowę, zamykając oczy. - To wszystko jest takie szczere, prywatne i nasze. - chrząknęła, czując rosnącą w gardle gulę. - Może już nie do końca tylko nasze, ale nikt nam tego nie odbierze. Nikt mi ciebie nie odbierze. - podkreśliła, ocierając pojedyncze łzy wzruszenia. - Zbyt dobre żebym pozwoliła ci schować to do szuflady. - wyszeptała, opierając się o barierkę i rozejrzała się po panoramie miasta. - Mam nadzieję, że nie masz wątpliwości jak bardzo doceniam twoją obecność przy mnie. - wszedł jej w słowo, gdy brała głębszy oddech. - Dzieciaku. - dodał, słysząc w słuchawce jej ciche szlochanie, bo kompletnie się rozkleiła. - Chciałabym się teraz do ciebie przytulić. - wyjęczała, przełykając kolejne łzy. Sama już nie wiedziała czy płacze ze szczęścia czy tęsknoty.
Quebonafide, bożyszcze nastolatek i idol wielu ludzi, był tym jej szczęściem. Z początku go nawet nie chciała, a teraz nie oddałaby go za żadne skarby świata. Bo jak można tak po prostu odpuścić kogoś, kto właśnie jest tym światem?
————
Dzieciaki, komentarze! Co będzie dalej z tymi Grabowskimi?
PS Zauważyłam kilka nowych osób, mam nadzieję, że wcześniej trafiliście na pierwszą część książki. 😀
Dziękuje, że jesteście. ❤️ 🙏
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fanfiction„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...