- Śpisz? - wychrypiał jeszcze zanim otworzył oczy. Zakasłał, żeby oczyścić gardło i przewrócił się na bok, w stronę dziewczyny. Niestety, jej strona łóżka była pusta. Westchnął głęboko i przetoczył się na plecy, podkładając rękę pod głowę. Kiedy przebudził się o świcie Lisa spała skulona w kłębek przy jego boku i miał szczerą nadzieję, że tak zostanie. Liczył na szczerą, spokojną rozmowę o poranku, kiedy mógłby zamknąć ją w ramionach i szeptać jej do ucha dopóki by się nie uspokoiła. Jednak wiedział, że ucieknie równie niespodziewanie jak przyszła. Ucieczka. Jej mechanizm obronny, którego tak nienawidził. Oblizał spierzchnięte wargi i jeszcze na chwilę przymknął oczy, rozmyślając nad sytuacją w której się znalazł. A raczej znaleźli. Odpłynął myślami, wracając do wspomnień z początków znajomości. Była niedostępna, kompletnie nim niezainteresowana, ale cegła po cegle zburzył mur, który wokół siebie zbudowała. Parsknął krótkim śmiechem, uświadamiając sobie, że oświadczył się tej dziewczynie niespełna kwartał po tym, jak przyjęła do wiadomości, że są ze sobą na wyłączność. Nie cofnąłby żadnej ze swoich dobrych decyzji, które podjął jej względem. Mówili wtedy, że stracił głowę, że próbuje wypełnić jakąś pustkę. Może mieli trochę racji, bo Lisa okazała się być tym brakującym elementem.
- Dzień dobry. - z tymi słowami na ustach pojawił się w kuchni, niezbyt dyskretnie poprawiając członka w obcisłych bokserkach. Jego znoszone spodnie dresowe wisiały luźno poniżej bioder, ale nie zawracał sobie tym głowy. Uniosła głowę znad miski płatków, przez co ich spojrzenia na moment się skrzyżowały. Wymruczała coś pod nosem i zerknęła na zegarek, który wskazywał kilkanaście minut po południu. - Kawy? - zaproponował, próbując wyczuć w jakim nastroju jest dziewczyna. - Już piłam. - odparła, zamieniając naczynie miejscami z laptopem. Na chwilę przymknął oczy i odliczył od pięciu do zera, żeby się uspokoić. - Podasz mi numer do swojej ciotki? - zagadnął, nie spuszczając wzroku z espresso spływającego do kubka. - Lisa? - zawołał ją, kiedy odpowiedziała mu cisza. - A, tak. - zmarszczyła brwi, z początku nie wiedząc po co mu ten numer. - Ten cholerny mecz. - przetoczyła tytanową kulkę po dolnej wardze i sięgnęła po telefon. - O co ci chodzi? Zgodziłaś się. - mocniej niż zamierzał odstawił na blat karton z mlekiem. Założył ręce na piersi i uważnie przyjrzał się dziewczynie. - Ty się zgodziłeś. - wytknęła, wstając od stołu. - Znowu zaczynasz? - wyjęczał żałośnie, bo naprawdę liczył, że będzie miała lepszy humor. - Już dzwoni. - wsunęła mu w dłoń swój telefon z wybranym numerem i omijając co drugi schodek wspięła się na antresolę. Znowu to robiła.
- Mecz zaczyna się o 17.00. Umówiłem nas z ciotką pod bramą o 16.30, ale musimy jeszcze wcześniej odebrać bilety. - poinformował ją, gdy raczyła wrócić do jadalni. Zasalutowała mu i ponownie usiadła przed komputerem. - Wpadło coś nowego do kalendarza? - nie potrafił siedzieć w milczeniu, wiec spróbował skierować rozmowę na pracę. - Wypadło. Projekt Yellow Claw został przesunięty na wrzesień. - jej słowom towarzyszyło stukanie paznokci o klawiaturę. - Pogadamy o weekendzie? W piątek jest impreza urodzinowa Taco i chciałbym, żebyś poszła ze mną. Zrobisz to dla mnie? - zebrał puste naczynia ze stołu i wstawił je do zmywarki. - Chyba tak. - stwierdziła na odwal się, ale nie ton jej głosu go zdziwił, tylko zgoda. - Potwierdziłem także naszą obecność na chrzcinach w niedzielę. - kontynuował, całkiem zachęcony jej podejściem. - Nie przesadzasz? - tym razem już wybuchnęła, nerwowo zatrzaskując laptop. - Wybacz, ale mam potąd dzieci. - palcem zakreśliła na swoim czole linię i rzuciła mu spojrzenie zarezerwowane dla idiotów. Przemaszerowała do salonu i ostentacyjnie zaczęła segregować paczki i kilka listów, które odebrała z portierni, kiedy wracała ze spaceru z psem. - Twoje. - skinęła brodą w kierunku dwóch pudełek i leżących na ich wierzchu kopert. - Nie rozpakujesz, jak zwykle? - rzucił zaczepnie, bo udzielił mu się nastrój dziewczyny. - Jeszcze trafię na jakieś kolejne akty urodzenia. - burknęła pod nosem i przysiadła na kanapie, zabierając się za swoją paczkę z Zalando. Nie skomentował jej słów, nie chcąc rozpętać kolejnej wojny. - Zamierzasz to nosić? - wykrztusił, widząc w jej dłoniach pończochy oraz czarny pas. Momentalnie poczuł przyjemne mrowienie w dolnych partiach ciała. - Miałam zamiar. - podkreśliła, obracając głowę w jego kierunku, specjalnie przygryzając wargę. - Ale takie rzeczy chyba lepiej wyglądają na takich wieszakach jak ona. - nie musiała wymawiać imienia Patrycji, żeby załapał aluzję. - Wkurwiasz mnie i doprowadzasz do szału zarazem. - stwierdził bez ogródek, bo chcący czy nie chcący zdążyła rozbudzić jego wyobraźnię. - Pierwsze słyszę. - wymruczała, mrużąc przy tym oczy. Słyszała jego głęboki oddech i uśmiechnęła się kącikiem ust. - Nie wiem w co grasz, ale przestań do kurwy nędzy. - syknął, a ręka mu drgnęła. Był bliski złapania jej za włosy i ściągnięcia do parteru. - W Tetrisa ostatnio. - stwierdziła bezczelnie i rozerwała kopertę. - Może skorzystasz, fantasy to chyba ostatnio twoje klimaty. - rzuciła w niego zaproszeniami do kina i podniosła się z kanapy. - Właśnie. - zatrzymała się jeszcze w pół kroku i odwróciła się do niego na pięcie. Wymierzyła w niego palcem wskazującym. - Chcę zobaczyć akt urodzenia tego dziecka. - dorzuciła na odchodnym, drapiąc się po nagim udzie i kręcąc biodrami wymaszerowała z salonu. - Suka z ciebie. - warknął pod nosem, bo ewidentnie go prowokowała. Postanowił jednak, że mimo ogromnej chęci zanurzenia się w niej, nie da się wciągnąć w tę popieprzoną grę.
———-
Zapychacz, przepychacz, lanie wody...
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fiksi Penggemar„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...