- Hej, wylądowaliśmy. - mężczyzna dotknął jej ramienia, kiedy pasażerowie zaczęli wyjmować bagaże ze schowków. Dziewczyna uchyliła powieki i nieprzytomnie rozejrzała się po wnętrzu samolotu. - Jesteśmy w Warszawie. - rozpiął jej pas i przesiadł się na wolne siedzenie od korytarza, żeby wygodnie mogła założyć kurtkę i zebrać swoje rzeczy. Stłumiła ziewnięcie i w milczeniu pozwoliła, żeby zabrał jej bagaż podręczny. Szedł krok za nią, zastanawiając się jak poruszyć z nią temat świąt. Maciej był jedyną osobą z jego rodziny, która wiedziała o problemach w ich związku, a zdawał sobie sprawę, że mama oczekuje także dziewczyny.
Ostatni tydzień pobytu w Stanach był dla Lisy jednym z najcięższych w jej życiu. Z Kubą traktowali się obojętnie, jak sąsiedzi, którzy nawet nie zawsze mówią sobie dzień dobry. Dodatkowo nie miała ochoty spędzać czasu w towarzystwie Shannona, więc praktycznie całe 7 dni uciekała przed jednym i drugim. Nocami wylewała mnóstwo łez, a w ciągu dnia przybierała na twarz uśmiech i udawała, że wszystko jest w porządku. Aktywnie zwiedzała miasto i jego okolice, urządzała długie, samotne wędrówki po wzgórzach lub wzdłuż oceanu. Udawało jej się też wyrwać gdzieś z Mią, której pozytywna aura była lekiem na niemal całe zło.
Z Kubą wcale nie było lepiej. Zwracał uwagę na każdy szczegół, a jego myśli zaprzątała relacja Shannona i Lisy, szczególnie kiedy dziewczyna zaczęła go unikać. Tym bardziej nie mógł tego zrozumieć, bo wolała nawet spędzić cały dzień z Jaredem, obserwując jak przebiega montaż wideoklipu niż zamienić chociaż słowo z perkusistą. Miał wrażenie, że jakaś cząstka jego duszy umarła przez te ostatnie prawie trzy tygodnie. Nie poznawał samego siebie. Zawsze był silną ostoją, twardo stąpającą po ziemi i głośno mówiącą czego oczekuje. Ewentualnie po prostu to brał. Obchodził się z Lisą jak z jajkiem, a każde jej spojrzenie w jego kierunku, powodowało niemal euforię jak u zakochanego w nauczycielce gówniarza. To przyjemne uczucie mieszało się z poczuciem winy, a ostatecznie było wyparte przez ogromną złość na samego siebie.
- Jedziesz z nami? - zapytał w końcu, kiedy w hali przylotów czekali na swoje bagaże. - Co? - objęła się ramionami i uniosła głowę, odrywając wzrok od swoich butów. - Chłopaki po nas przyjadą. Mieliśmy jechać prosto do Ciechanowa. - przypomniał jej, wsuwając ręce do kieszeni. - Czy mama wie o... o nas? - zapytała, z ulgą zauważając swoją walizkę, która pojawiła się na taśmie. - Nie ma o tym zielonego pojęcia. Nie może doczekać się twojej wizyty. - westchnął, samemu już nie wiedząc co byłoby najlepszym rozwiązaniem. - Pojedź ze mną. - podszedł do niej i przejechał wierzchem dłoni po jej policzku. - Mam dosyć udawania. - kiedy ich oczy się spotkały od razu spuściła wzrok. Przez cały ten okres, od czasu do czasu udostępniała jakieś zdjęcia czy krótkie filmiki. Nikt postronny nie zdawał sobie sprawy z ich problemów. - To porozmawiajmy otwarcie i przestańmy udawać. - powiedział w końcu, a w jego głosie biła niemal rozpacz. - Ile jeszcze czasu spędzimy w tym zawieszeniu? Lisa?! - złapał swoją walizkę i podążył za nią, kiedy ruszyła do wyjścia na halę. - Chcę wiedzieć na czym stoję. - pokonał dzielącą ich odległość i szarpnął ją za ramię nieco mocniej niż zamierzał. - Chcesz wiedzieć czy możesz umawiać się z kimś innym? Możesz. Chyba już to wykorzystałeś. - niemal szepnęła i pokręciła głową, czując zbierające się łzy. - Co? Lisa do cholery. - w pierwszym momencie nie wiedział o czym mówi. - To nie tak. Kurwa, wysłuchaj mnie! - wypadł za nią przez rozsuwane drzwi. - Wesołych świąt, Kuba. - na moment odwróciła się do niego, ale zaraz przyspieszyła kroku i wmieszała się w tłum. - Lisa! - zawołał ją jeszcze, ale nie mógł przepchnąć się przez większą grupę znajomych, która witała swoich przyjaciół.
- Ej, ej. Już. - usłyszała zaraz po tym jak zderzyła się z kimś, kiedy niemal biegiem kierowała się na postój taksówek. - Nie chcę, zostaw. - szarpnęła się, kiedy Maciek chciał wziąć od niej walizkę. - Muszę już iść. Ciotka na mnie czeka. - skłamała, chociaż wstępnie była umówiona, że na jutrzejsze śniadanie pojawi się u chrześniaka. - A co z Ciechanowem? - złapał ją za ramiona i zmusił, żeby na niego spojrzała. - Pozdrów mamę i przeproś ją ode mnie. - pociągnęła nosem. - Miejcie na niego oko. - poprosiła jeszcze, kiedy Krzysiek znalazł się przy nich i bezpardonowo przepchnęła się przez nich. - Stary, dobrze cię widzieć. - szatyn klepnął po ramieniu Kubę, który podszedł do nich. - Mówiła coś? Dokąd jedzie? - zapytał od razu, uważnie przyglądając się chłopakom. - Podobno ciotka po nią przyjechała. - Maciejka wzruszył ramionami, a Que parsknął śmiechem. - Bo w to uwierzę. - prychnął, znając już powód dla którego w ostatnim tygodniu było między nimi nieco gorzej. - Jedźmy już. - Krzysztof pchnął go do wyjścia. Mieli zamiar odizolować go od dziewczyny, bo zdawali sobie sprawę, że ta dwójka była niemal skazana na siebie przez cały ten czas i wcale im to nie pomogło. - Do Ciechanowa. - Maciek zaszedł bratu drogę, kiedy ten chciał wsiąść do taksówki. - Kurwa, ona myśli, że spałem z tamtą dziewczyną! Rozumiesz?! - wykrzyczał, zwracając uwagę innych pasażerów. - Byłem ujebany... - zaczął im się tłumaczyć, ale Krzysiek po prostu złapał go za twarz. - Zamknij się Grabowski. Chociaż raz, do kurwy nędzy, się zamknij! - syknął na niego, tracąc cierpliwość do przyjaciela. - Wsiądziesz do tego cholernego auta i pojedziesz z nami do domu. - pchnął go w kierunku przejścia dla pieszych, prowadzącego na parking. - Jeszcze słowo, a nie ręczę za siebie. - zagroził, kiedy zszokowany Kuba otwierał i zamykał usta jak złota rybka wyjęta z akwarium.
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fanfiction„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...