- Już po operacji? - Kuba od razu przeniósł swoją uwagę z ojca dziewczyny na lekarza. - Wystąpiło silne krwawienie podpajęczynówkowe przez pęknięty tętniak mózgu. Musieliśmy przeprowadzić zabieg kraniotomi, żeby założyć klipsy na szyję tętniaka i wyłączyć go z krążenia. - lekarz spokojnie mówił o przebiegu zabiegu, a Kuba oparł się o ścianę, żeby ustać na nogach. - Czyli wszystko się udało? - Małgorzata uważnie spojrzała na lekarza, który skinął głową. - Jednak późniejsze badanie diagnostyczne wykazało wcześniejsze mikro-krwawienia. - Kiedy będę mógł ją stąd zabrać? - Que potarł skroń, czując niesamowitą ulgę. - Wszystko zależy od stanu pacjentki. W ciągu 12-godzin zaczniemy ją wybudzać ze śpiączki farmakologicznej. - To mogło pójść coś nie tak? - dopytał Maciek, który przepchnął się obok brata. - Każda operacja wiąże się z ryzykiem i ewentualnymi powikłaniami. Jednak gdybyśmy jej nie przeprowadzili pani May... - Kuba uniósł rękę, przerywając lekarzowi. Nie chciał tego słuchać. - Czyli jak się wybudził to będziemy mogli dalej rozmawiać, tak? Jakie mogą być powikłania? - zagryzł wargę, zerkając na matkę dziewczyny. - Niedowład kończyn, afazja... nie chciałbym państwa nastawiać na najgorsze. Czas w tym momencie jest wszystkim. - zastrzegł, zacierając dłonie. - Będę na dyżurze jutro od 7:30, jeśli mielibyście jeszcze jakieś pytania. - odwrócił się, żeby wrócić na oddział. - Mogę... to znaczy możemy do niej wejść? - Kuba szybko zreflektował się, widząc spojrzenie Gosi. - Jest w tym momencie na sali pooperacyjnej. Za godzinę lub dwie zostanie przewieziona na oddział, wówczas pozwolę na krótkie odwiedziny. - lekarz pożegnał się i zniknął za drzwiami. - Widzisz? Wszystko będzie dobrze. - Krzysztof poklepał Kubę po plecach i zgarnął go do siebie. - Mówiłem, że jest zbyt złośliwa, żeby umrzeć. - dopowiedział Maciejka, wieszając się na ramionach mężczyzn, którzy stali w uścisku. - Ja pierdolę. - Kuba przetarł twarz i sięgnął po butelkę z wodą. Częściowo zszedł z niego stres związany z operacją, ale teraz przez najbliższe godziny będzie zastanawiał się czy jakiekolwiek powikłania będą dotyczyć Lisy. - Wyglądacie na zmęczonych. Jedźcie do domu. Nic teraz nie możemy zrobić. - Małgorzata stanęła przed Kubą. - W życiu się stąd nie ruszę. - zdecydowanie zapowiedział i przytulił drobną kobietę. - Zostawiam wam kartę. W pokoju socjalnym są dwie rozkładane kanapy, jeśli chcielibyście się zdrzemnąć oraz łazienka z prysznicem. Powiem osobom na nocnym dyżurze, że możecie przyjść. - wsunęła w jego dłoń plastikową kartę dostępową. Nie miała wątpliwości, że córka jest w dobrych rękach. Musiała jednak wrócić do domu, zająć się jej psem i resztą zwierząt oraz powiadomić o wszystkim jej brata, który wyjechał na kilka dni. - Widzimy się rano. - spojrzała Grabowskiemu w oczy i zmusiła się do lekkiego uśmiechu. - Oczywiście, jakby coś się działo to będę dzwonił. - zapewnił ją, machając telefonem komórkowym. - Śmiało, bez względu na porę. - odsunęła się i wraz z mężem wsiadła do windy. - Dzięki, że jesteście. - z cichym jękiem opadł na kanapę i spojrzał po chłopakach. - Kuba, nie może być inaczej. - Krzysiek obrócił w dłoni puszkę z Red Bullem i wyrzucił do kosza opakowania po gotowych kanapkach. - Umrę z głodu. Pizza, kebab? - zaproponował Maciek, patrząc na zegarek. - Cokolwiek. - Kuba machnął lekceważąco dłonią. Dopiero teraz poczuł głód, pragnienie i ogromne zmęczenie. Wcześniej jakby odciął się od przypominających o sobie podstawowych potrzebach fizjologicznych. Zostali z Krzyśkiem sami na pustym korytarzu i zapadła cisza. - Gdyby nie te koncerty... nie doszłoby do tego. - powiedział nagle Kuba. - Que, to się mogło stać w każdym momencie. - Kondracki stanowczo upomniał przyjaciela. - Wykryliby tętniaka, nie musieliby jej kroić... - przyjaciel obserwował zaciśniętą szczękę Kuby i pulsującą skroń. - Gdyby nie te koncerty to mógłbyś jej jeszcze długo nie zobaczyć. - wypomniał mu bez żadnych skrupułów. Quebo usiadł na podłodze i oparł przedramiona o ugięte kolana. Odchylił głowę w tył i na moment zamknął oczy. - Masz rację. - zgodził się po chwili, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Nie miał pewności, że poszłaby do tego szpitala. Natomiast miał pewność, że najważniejsza, zaraz obok matki, kobieta w jego życiu zgodziła się zostać jego żoną.
- Panie Grabowski? - usłyszał nad sobą kobiecy glos i natychmiast otworzył oczy. - Co z Lisą? - wymamrotał, wstając z podłogi. Zerknął krótko na Krzyśka śpiącego w fotelu i Maćka, który odłożył pudełko z pizzą. - Może pan do niej wejść. Proszę tylko założyć strój ochronny. - pielęgniarka zaprosiła go na oddział. Na dziale panował półmrok, podobnie jak w sali do której go skierowano. - Chryste. - wychrypiał na widok dziewczyny leżącej w łóżku. Stanął w progu rejestrując dźwięki aparatów monitorujących funkcje życiowe i dopiero po chwili wszedł do sali. Dziewczyna miała spokojny wyraz twarzy, ale to jedyne co mógł o niej dobrego powiedzieć. Jej głowę ściśle owijał opatrunek, a między bandażami wystawały kosmyki potarganych włosów. Podsunął sobie taboret i usiadł zaraz przy łóżku. - Dzieciaku. - wyszeptał z trudem, czując że serce podskoczyło mu gdzieś w okolice gardła. Dotknął bezwładnej lewej dłoni, uważając na pulsometr wsunięty na jej palec wskazujący. Zamrugał kilkukrotnie, widząc jak obraz dziewczyny rozmazuje się od łez. - Jestem na ciebie tak cholernie wściekły... - mówił do niej, chociaż zdawał sobie sprawę, że go nie słyszy. Uniósł jej dłoń i delikatnie musnął wargami. Pokręcił głową i pochylił się, opierając się o szpitalne łóżko. Kurczowo trzymał przy policzku jej dłoń, gładząc wierzch kciukiem. - W jednej chwili robisz ze mnie najszczęśliwszego faceta, a później... - załkał, przełykając gorzkie łzy. - Nie daruję ci, jeśli do mnie nie wrócisz. - westchnął, wodząc wzrokiem po kabelkach prowadzących od przyssawek na jej klatce piersiowej do aparatury. - Jeszcze tyle przed nami. To się tak nie skończy. Nie zgadzam się. Słyszysz? - potrząsnął nią, kompletnie ignorując słoną ciecz spływającą po policzkach. Zamknął w dłoniach je rękę i siedział w milczeniu dopóki do sali nie zajrzała pielęgniarka. - Panie Grabowski? Jestem zmuszona... - przyszła z wyraźnym zamiarem wyproszenia mężczyzny. - Runął Pani kiedyś cały świat? Od tak? - pstryknął palcami, przenosząc na nią załzawiony wzrok. - To nie ma znaczenia. - chrząknęła, biorąc głębszy oddech. - Dla mnie ma. Ona jest początkiem i końcem. - odsunął z czoła Lisy zbłąkany kosmyk włosów i pochylił się, całując ją w policzek. - Może pan wrócić rano, zaraz po obchodzie. - dawała mu znać, że powinien opuścić salę, jednak ten nawet nie drgnął. - Zostanę tutaj. - oznajmił po dłuższej chwili milczenia. - Nie ma tutaj warunków. Pacjentka jest pod dobrą opieką. Proszę jechać do domu, przespać się czy wziąć prysznic. Chce pan, żeby po wybudzeniu się zobaczyła pana w takim stanie? - zapytała, próbując na nim metody, która zwykle działała na rodzinę innych pacjentów. Jednak zwykle i innych nie zdało teraz egzaminu. Nie w przypadku Quebo. - Taboret mi wystarczy. - stwierdził, poprawiając na ramieniu zielony strój ochronny. Wpatrywał się w dziewczynę jak zaklęty. Nie zamierzał odstąpić jej na krok dopóki nie zostanie wybudzona, a on nie zobaczy tych piwo-zielonych tęczówek.
———-
No to póki co nikt nie umarł. Ale scenariuszy jest w dalszym ciągu wiele. Co jeśli krwotok wyrządził szkody? Co jeśli obudzi się z niedowładem? Co jeśli nie będzie wiedziała kim jest mężczyzna? Co jeśli....? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fanfiction„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...