173.

322 47 27
                                    

Lisa ochlapała twarz zimną wodą i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Starła opuszkami rozmazany tusz do rzęs i osuszyła skórę ręcznikiem. Przeczesała palcami oklapnięte po całym dniu włosy i głębiej odetchnęła. Nie pamietała kiedy ostatni raz przelała tyle łez w tak krótkim czasie. - Zrobiłam herbatę. Siadaj. - usłyszała, gdy tylko stanęła w progu kuchni. - Zjesz coś? - Elżbieta przyjrzała się synowej i skinęła na wolne krzesło. - Będę wracać do Warszawy. - oznajmiła dziewczyna, opierając się o futrynę i ścisnęła w dłoni kluczyki od auta. - Późno już i zbiera się na deszcz. - kobieta rzuciła szybkie spojrzenie w stronę okna i przeszła przez pomieszczenie, żeby je zamknąć. Wiatr wzmagał na sile, a ciemne niebo zwiastowało porządne oberwanie chmury. Dziewczyna zagryzła wargę, jakby się wahając, ale w końcu zajęła miejsce przy stole. - Wypij, dobrze ci zrobi. - Ela podsunęła jej parujący kubek i ciepło uśmiechnęła się do dziewczyny. - Dziękuję. - wyszeptała, obejmując naczynie dłońmi i spuściła wzrok. - Daj spokój, to tylko herbata. - mama Kuby roześmiała się i zaczęła kręcić się po kuchni, żeby przygotować jeszcze coś do jedzenia. - Za wszystko. Za rozmowę szczególnie. - Lisa nerwowo oblizała wargi i przeniosła wzrok na krzątającą się kobietę. - Kochanie, cieszę się, że do mnie przyjechałaś. Mogę sobie tylko wyobrazić co czujesz... - odłożyła talerze i przysiadła na krześle przy synowej. Ścisnęła jej dłoń i objęła ramieniem, całując w skroń, dokładnie tak, jak robił to Kuba. - Naprawdę nie wiem jak mu o tym powiem. - Grabowska zsunęła się na skraj krzesła i przytuliła się do teściowej, czując napływające kolejne łzy. - Ciii, nie płacz. Wszystko się ułoży. - przeczesała jej włosy, próbując zachować zdecydowany głos, żeby dodać otuchy zagubionej dziewczynie. Jednak serce pękło jej na pół, gdy Lisa zadzwoniła rano i płaczliwym tonem zapytała czy może pojawić się w Ciechanowie. Później było tylko gorzej. Kobieta sama wiele przeszła w życiu i nigdy nikomu nie życzyła tego samego. A było ciężko. Mąż, na którego nie mogła liczyć i który nie mógł być przykładem dla swoich dzieci. Córka, która jako pierwsza wyfrunęła z domu i synowie, którzy kolejno popadali w kłopoty, mimo że robiła co mogła, żeby uchronić ich przed zejściem nad złą drogę. Z otwartymi ramionami przyjęła w rodzinie Lisę, którą polubiła od pierwszego spotkania. Szczera, zabawna, ale z ogromną troską i ciepłem w sercu, o czym jednak nie każdy mógł się przekonać przy pierwszym spotkaniu. Traktowała ją jak drugą córkę i gotowa była wspierać ją w razie potrzeby. - Za dużo tego wszystkiego, naprawdę nie sądziłam, że... - Lisa załkała w ramię kobiety, kurczowo zaciskając palce na jej ręku. - Gdybyśmy mieli pojęcie o wszystkich rzeczach, które nas spotkają to byłoby zbyt pięknie. Takie jest niestety życie. Nie płacz już. Dopijając herbatę, a ja przygotuję ci łóżko. - oznajmiła, ponownie całując synową w skroń. Potarła jej ramię i wstała z krzesła, znikając w przedpokoju. Lisa już nawet nie zamierzała się sprzeciwiać. Na szczęście zawsze przed wyjściem zostawiała gryzoniom więcej jedzenia, a psa tym razem zabrała ze sobą, więc nic nie stało jej na przeszkodzie. Czy była gotowa na spotkanie z Kubą? Nie. Czy pragnęła paść w jego ramiona, zaciągnąć się jego zapachem i poczuć go przy sobie? Cholernie. 

Ku swoim zdziwieniu rankiem obudziła się całkiem wypoczęta i spokojniejsza. Szczerze mówiąc to spała jak zabita, pierwszy raz od długiego czasu. W podziękowaniu za rozmowę i wsparcie przygotowała śniadanie, zabrała oba psy na długi spacer i przed południem wsiadła do auta, kierując się do Warszawy. - Nie tego się spodziewałem. - w aucie rozległ się głos Kuby, kiedy odebrała połączenie. - W sensie? - zmarszczyła brwi i wyminęła czekające do skrętu auto. - Wracam, a w mieszkaniu pusto. Gdzie jesteś? - w jego głosie słychać było rozczarowanie. - Utknęłam w korku. Za 40 minut powinnam być. - spojrzała na gps i głośno westchnęła, kiedy światło zmieniło się na czerwone. Od samego początku, jakby los płatał jej figla, łapała wszystkie czerwone światła. Została też wyrywkowo zatrzymana przez drogówkę do rutynowej kontroli, co dodatkowo zajęło jej czas. - A gdzie pies? - rozejrzał się po pustym mieszkaniu i przytrzymując telefon ramieniem zaczął rozpakowywać plecak. - Zabrałam go ze sobą, przy okazji poszliśmy do weterynarza. - kłamała jak z nut, mocno zaciskając palce na kierownicy. - W takim razie idę się ogarnąć i czekam na ciebie, dzieciaku. - przesłał jej buziaka i rozłączył się, żeby wyrobić sie ze wszystkim przed jej powrotem. 

W rzeczywistości zajechała na parking podziemny w ciągu pół godziny, ale jeszcze kilka dobrych minut zwlekała z wejściem na górę. Oblał ją zimny pot, a w ustach zrobiło się sucho jakby właśnie pokonała pustynię. Zebrała się w sobie i nacisnęła klamkę. - Wróciłam! - krzyknęła w głąb mieszkania, potykając się jeszcze o psa, który wystrzelił między jej nogami i zaczął krążyć po mieszkaniu, ewidentnie rozpoznając zapach drugiego domownika. - Jezu, z jakiej to okazji? - zapytała, bo pierw zobaczyła imponujących rozmiarów bukiet czerwonych róż, a dopiero później Kubę. - W ramach przeprosin i żeby pokazać jak bardzo tęskniłem. - posłał jej szeroki uśmiech i przytrzymał kwiaty w jednym ręku, ramieniem zgarniając do siebie dziewczynę. - Jednak dom to dom. - wymruczał, od razu wpijając się w jej wargi. Lisa zacisnęła palce na jego koszulce i z pasją oddała pocałunek, próbując za wszelką cenę się nie rozpłakać. Odstawił kwiaty na stół i złapał Lisę pod ramiona, sadzając ją na kuchennym blacie. Nie przerywając głębokiego pocałunku stanął między jej nogami i przejechał dłońmi po jej ciele, wyraźnie spragniony jej ciepła. Trzymała jego twarz w dłoniach, gładząc opuszkami policzki, poddając się jego językowi i zatracając się w namiętnym powitaniu. - Nigdy więcej nie chcę rozstawać się na tak długo. - wychrypiał, zaciskając palce na jej pośladkach. Radość wzięła nad nim górę i cieszył się całym sobą ze spotkania z żoną, co wyraźnie odczuła, gdy otarł się kroczem o wewnętrzną stronę jej uda. Złapała go za nadgarstki, kiedy zacisnął palce na jej koszulce, gotowy do pozbycia się zbędnego odzienia. Jeszcze nie wiedziała jak, ale będzie musiała odwieść go od pomysłu pójścia do łóżka, a raczej od szybkiego numerku w kuchni. Robiła to wbrew sobie, bo najchętniej sprowokowałaby go do ostrego seksu, ale wytyczne lekarza były jasne i tym razem wzięła je sobie do serca. Musiała, jeśli jeszcze kiedykolwiek... z resztą to teraz nie ważne. Liczył się jej mąż, który wrócił do domu po prawie miesiącu nieobecności i zdecydowała się zadbać o niego tak dobrze jak tylko potrafi. A oznaczało to przejęcie kontroli nad Grabowskim. - Zrobimy to po mojemu. - posłała mu delikatny uśmiech i znacząco oblizała wargi, jednocześnie zsuwając się z blatu, żeby wylądować u stóp mężczyzny. 

Jak długo będzie w stanie robić dobrą minę do złej gry? Czy Kuba zauważy coś niepokojącego? A może Elżbieta, dla dobra syna, przygotuje go na rozmowę z dziewczyną? Czy Lisa w ogóle zamierza z nim otwarcie porozmawiać? 

——

Sprawdzamy obecność i kolorujemy gwiazdki! Każdy, kto przeczytał rozdział. Bez wyjątków! 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz