Otworzyła oczy i zamrugała kilkukrotnie, żeby wyostrzyć obraz. Zacisnęła na moment powieki, bo była przekonana, że się przewidziała. Niestety, wcale jej się nie wydawało, że widziała nad sobą dwóch sanitariuszy. Rozejrzała się wokół, dostrzegając Shannona za plecami jednego z mężczyzn i podpierając się na ręku chciała usiąść, jednak została powstrzymana gestem dłoni. - Proszę leżeć. Skończymy EKG. Wie pani co się stało? - pytanie padło z ust jasnowłosego sanitariusza i przez chwilę musiała się zastanowić co właściwie do niej powiedział, bo jego angielski zalatywał silnym, wschodnim akcentem. - Nie mogłam odetchnąć. - sapnęła, ciągle czując ból w klatce piersiowej. Zorientowała się, że jej bluza jest podciągnięta, a na jej ciele przyklejone są dwie elektrody. Odwróciła głowę, żeby nie patrzeć na Shannona i czekała na zakończenie analizy rytmu serca. - Ma pani bardzo wysokie ciśnienie, rytm już w porządku, jednak chciałbym zabrać panią do szpitala, żeby wykonać dogłębną diagnostykę. Zdarzało się już pani stracić przytomność? Pojawiał się ból w klatce piersiowej? - zwątpiła słysząc każde kolejne słowo sanitariusza. - Tylko w przypadku ataku paniki, pewnie to tylko powtórka z rozrywki. Nie zgadzam się na szpital. - gwałtowanie usiadła, odrywając elektrody i oddała je drugiemu mężczyźnie. - Lisa, może powinnaś... - Shannon urwał, kiedy spojrzała na niego z politowaniem. - Nie zgadzam się. - powtórzyła z naciskiem i złapała jego wyciągniętą dłoń, żeby wstać z podłogi. - Bardzo proszę nie lekceważyć objawów i zgłosić się do swojego lekarza po powrocie do kraju. - usłyszała zalecenie, ale puściła je mimo uszu, tylko dla świętego spokoju kiwając głową. Milczeli dopóki sanitariusze nie opuścili pokoju. - Napędziłaś mi strachu. - odezwał się w końcu, patrząc na siedzącą w fotelu dziewczynę. - Przepraszam. - mruknęła, wpatrując się w swoje dłonie. Było jej głupio, że była dla niego tylko obciążeniem, ale z drugiej strony była po prostu wdzięczna, że nie zostawił jej samej. - Muszę się przejść. - wsunęła dłonie między uda, żeby ukryć ich drżenie. Zamyśliła się, lekko kiwając się w przód i tył, a później zerwała się na równe nogi. - Muszę się przejść. - powtórzyła, czując na sobie wzrok mężczyzny, kiedy szukała paczki papierosów. - Iść z tobą? - zaproponował, kiedy wzięła do ręki telefon. - Nie musisz. Wystarczająco sprawiłam ci problemów. Jak padnę na ulicy to będzie jeden mniej. - powiedziała to tak beznamiętnym tonem, że aż przeszedł go dreszcz. - Nie jesteś problemem. - złapał ją za ramiona i lekko nią potrząsnął. - Wszystko byłoby prostsze. - wyszeptała, a oczy zaszły jej łzami. - Lisa do jasnej cholery. - warknął, mocniej zaciskając palce. - Co? - uniosła głowę, zaciskając zęby, żeby powstrzymać drżenie podbródka. Kiedy nie odpowiedział odsunęła się od niego i wyszła z pokoju.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze windy i przetarła twarz dłońmi. Powiedzieć, że wyglądała mizernie to tak, jakby w ogóle nie skomentować jej wyglądu. Odwróciła się do otwierających się drzwi, kiedy cichy brzęk zasygnalizował parter. - Lisa, poczekaj. - Krzysiek złapał ją za ramię, kiedy minęła go bez słowa. - Zostaw mnie. - cicho jęknęła i pospieszyła do wyjścia z hotelu. - Porozmawiaj ze mną. - poprosił, podążając jej śladem. - Nie baw się w adwokata. - rzuciła, wypadając na rześkie powietrze. - Lisa, wy potrzebujecie siebie nawzajem. - nie mógł znieść widoku zrozpaczonego przyjaciela, który szalał w przypływie furii, żeby za chwilę zwinąć się w kłębek, roniąc kolejne łzy. - Żeby się wykończyć. - nagle odwróciła się do niego. - Krzysiek, zrozum. Żeby to był pierwszy raz... Jego chora zazdrość niszczy wszystkich wokół, mnie i jego samego. Nie będzie miał mnie, nie będzie miał powodów do zazdrości. - głos jej się załamał, a ręce wsunęła do kieszeni. Wzięła kilka głębokich oddechów, żeby powstrzymać nadchodzące łzy. - Czyli... już postanowiłaś? - zadając to pytanie zawahał się, obawiając się, że skłoni ją ku tej decyzji, jeśli jeszcze jej nie podjęła. - Co z Quebonafide? Będziesz się tym zajmowała? - dopytał jeszcze, mając nadzieję, że chociaż to ją zatrzyma, a Grabowski będzie miał szansę na ponowne zdobycie jej serca i udowodnienie, że nie jest złym człowiekiem zanim dziewczyna całkowicie zniknie z jego życia. Jego związek z Olą też był na skraju przepaści, jednak zanosiło się na to od dłuższego czasu i miał szansę się z tym oswoić. Jednak to nie tym się teraz przejmował najbardziej. Nie od samego początku pałał uwielbieniem do Lisy, ale zorientował się, że ma dobry wpływ na jego przyjaciela i zaakceptował ją jako część ekipy. Teraz nie wyobrażał sobie, żeby ich wesoła drużyna pomniejszyła się o jednego członka. - Miałeś rację. - powiedziała w końcu, jakby czytając mu w myślach. - Kiedyś połączył związek z pracą i nie wyszło mu to na dobre. Żałuję, że nie wzięłam sobie do serca twoich słów. - wytłumaczyła, widząc jego zdezorientowane spojrzenie. - Dziewczyno, ja się po prostu boję, że on wpadnie w jakieś gówno. Znowu ucieknie w narkotyki, alkohol czy hazard i tym razem nikt go z tego nie wyciągnie. - stanął bliżej niej, żeby móc spojrzeć jej w oczy. - Bo nie będzie miał powodu do walki o siebie. - machnął rękoma i zwiesił ramiona, bezradnie kręcąc głową. Jego głos stał się nieco bardziej piskliwy i biła z niego ogromna troska. - Jeżeli go kochasz... Kiedykolwiek kochałaś, to nie znikaj nagle z jego życia. Mówił, że boi się, że nagle rozpłyniesz się w powietrzu. Jak w Stanach. - widząc jej zaskoczone spojrzenie przytoczył jedną z rozpaczliwych obaw Kuby, które wyrzucał z siebie w emocjach. - Jesteś bezczelny. - stwierdziła, tracąc panowanie nad sobą. - Nie obarczysz mnie winą za jego zniszczenie. - warknęła, odwracając się na pięcie i odeszła szybkim krokiem, modląc się, żeby nie ruszył jej śladem. Weszła na ulicę, w ostatnim momencie uskakując przed nadjeżdżającym samochodem, którego kierowca kilkukrotnie wcisnął klakson. Uniosła rękę w przepraszającym geście i przeszła na drugą stronę, kierując się do pierwszej wolnej ławki na skraju parku. Odpaliła papierosa, którego tak potrzebowała i spuściła głowę, wpatrując się w ziemię między rozsuniętymi stopami. Wypaliła używkę i bardziej skuliła się, opierając czoło na skrzyżowanych ramionach, które trzymała na udach. Zamknęła oczy i odsunęła od siebie wszystkie dźwięki dochodzące z otoczenia, skupiając się na swoim oddechu.
Poderwała nagle głowę, mając wrażenie, że ktoś nad nią stoi. Musiała przysnąć w tej niewygodnej pozycji. Zamarła w połowie sięgania ręką do ścierpłego karku, kiedy zauważyła zakapturzoną sylwetkę po swojej prawej stronie. Nie musiała widzieć twarzy, żeby wiedzieć czyje oczy kryją się pod kapturem. - Błagam, poczekaj. - zastąpił jej drogę, gdy wstała z ławki. Miała ochotę przyrżnąć Krzyśkowi w ten czerwony łeb za to, że sprzedał ją Kubie. - Nie mamy o czym rozmawiać. - wykrztusiła, nerwowo przełykając ślinę. Kiedy wyciągnął rękę w jej kierunku odskoczyła od niego, trafiając plecami na rosnące obok ławki drzewo. Obawiała się, że korzystając z okazji, że byli sami mężczyzna znowu potraktuje ją jak psa. - Nic ci nie zrobię. - starał się mówić spokojnie, jednak jego głos drżał. Sam nie wiedział od czego zacząć. Mógł powiedzieć jak bardzo ja kocha, przepraszać, błagać o wybaczenie, ale był przekonany, że ona to wszystko wie. I wcale nie chciała tego w tym momencie słyszeć. - Spierdoliłem to. Myślałem, że panuję nad tym... - wykrztusił w końcu, stając dosłownie pół metra od niej. - Mam zaprzeczyć? - parsknęła, czując przypływ adrenaliny w żyłach. - Nie. Daj mi ostatnią szansę. Na swoich warunkach. - położył dłoń na jej policzku, ale momentalnie ją strąciła. Kiedy ręce zetknęły się miała wrażenie, że oblała ją fala gorąca. - Nigdy więcej nie pozwolę, żeby ktoś mnie zawiódł. - stwierdziła oschle, gdzieś w środku czując, że jeszcze kilka słów i pęknie. - Niszczysz mnie. - oznajmiła, ale to już też wiedział. Kiedyś tak bardzo obawiał się o jej zdrowie psychiczne, kiedy dowiedział się o jej terapii, ale kiedy rozkwitła przy nim i stała się pewna siebie po prostu zdawał się o tym zapomnieć. Była dla niego wyzwaniem od pierwszego spotkania tego niedzielnego wieczoru. Zdobył ją. Rozkochał. Uzależnił. I skrzywdził. Kolejny raz.
- Ostatnią szansę. Błagam. - wyszeptał, nie zwracając uwagi na swój łamiący się głos i pojedyncze łzy, które wymknęły się z kącików oczu. - Pocałuj mnie. - był przekonany, że się przesłyszał. Kolejny raz tego wieczoru nogi się pod nim ugięły, a tchu zabrakło. Napotkał jej błyszczące w słabym świetle latarni oczy. - Lisa. - przełknął ślinę, wahając się, ale w końcu przebiegł opuszkami po jej policzku. Podążył palcami po linii szczęki, dotykając jej podbródka, żeby potrzeć kciukiem rozchylone wargi. Drżała. - Pocałuj mnie. - nie prosiła, zażądała. Sama jednak nie wykonała żadnego zachęcającego go gestu. Wsunęła ręce do kieszeni bluzy i po prostu patrzyła na niego. Nie potrafił jednak nic wyczytać z jej twarzy. Była jak biała maska, dopiero gotowa pokryć się kolorami emocji noszącego. - Nie chcę cię stracić. - wyszeptał w jej wargi, przesuwając dłoń na jej kark, na którym zacisnął palce i spragniony wpił się w usta. Tak, oddała pocałunek. Pozwoliła, żeby wsunął język do jej ust, przycisnął ciało do jej. W pewnym momencie, czując gorzki smak, nie wiedziała już czy to jego czy jej łzy. Mężczyzna niemal stracił oddech, kompletnie zatracając się w niej. Wplótł palce w jej splątane włosy, gotowy wziąć ją w ramiona i zanieść na rękach do hotelu. Jednym, stanowczym gestem przywróciła go do rzeczywistości. Był niemal przekonany, że zaraz wsunie dłonie pod materiał jego bluzy, ale po prostu odepchnęła go od siebie. - Żegnaj Kuba. - wyszeptała tak cicho, że ledwo ją dosłyszał. Dopiero, gdy zniknęła w drzwiach hotelu dotarło do niego, że było to pożegnanie. Wsunął ręce do kieszeni, w jednej z nich wyczuwając znajomy kształt. Wyjął z kieszeni pierścionek zaręczynowy, który porzuciła. Drobny kamień błysnął w świetle, jakby puszczając mu oczko, wyraźnie drwiąc z jego naiwności.
_________
Miotają się jak wąż ogrodowy, ale czy ciśnienie kiedyś opadnie, a bohaterowie ponownie będą dla siebie całym światem? Czy może jednak Lisa naprawdę zdała sobie sprawę, że świat z niej zadrwił, kiedy jeszcze zagubiona wpadła w ramiona Grabowskiego? Czy Que poradzi sobie ze stratą jakiej jeszcze nie doświadczył? Czy kiedykolwiek ponownie spojrzą sobie w oczy z miłością i bezgranicznym zaufaniem?
Dziękuję, że jesteście.
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fanfiction„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...