5.

586 58 26
                                    

- Jezu, ale się najadłam. - Lisa roześmiała się, kiedy wyszli z TGI Fridays na gwarną ulicę, oblaną ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. - Mnie to mówisz? - poklepał się po brzuchu w którym jakimś cudem zmieścił ogromnego burgera, glazurowane skrzydełka i ciastko na bazie whiskey. Dziewczyna ledwo dokończyła swoją kanapkę z kurczakiem, a czuła się przejedzona. - Mam tyle knajp na liście do odwiedzenia, że chyba przywieziemy ze sobą niezły nadbagaż. - zażartowała, przytrzymując się jego ramienia, aby poprawić zawiniętą nogawkę spodni. - Proponuję jakoś dotoczyć się do domu i paść na leżaki. - szeroko ziewnął i odgarnął kosmyk jej włosów za ucho. - Nie zapominaj, że wracamy prosto na święta i mama nie przyjmie odmowy dokładki domowego jedzenia. - wytknął jej, dotykając jej podbródka. - Nie martw się. Wsunę sałatkę jarzynową, śledziową i wszystko zagryzę podwójną porcją szarlotki. - niemal oblizała się, przypominając sobie bożonarodzeniowe smakołyki przygotowane przez teściową. Wspięła się na palce i krótko go pocałowała, dłużej zatrzymując wzrok na jego oczach. - Zapalę i możemy jechać. - wygrzebała z materiałowej torby paczkę papierosów i odsunęła się o krok. - Chyba nici z leżakowania. Na 21.00 idziemy na kolację. - pokazał jej treść smsa. - Nobu? Kuba, to chyba jest dosyć ekstrawagancka restauracja. - skrzywiła się, wędrując myślami do swoich nierozpakowanych walizek z ubraniami. - Mam rację. I to jeszcze w Beverly Hills. Serioooo... - jęknęła tak żałośnie, że przykuła wzrok kilku przechodniów. Podetknęła mu pod nos swój telefon z otwartą mapą Google. - Daj spokój, przeżyjesz. - lekko kopnął ją w stopę i szeroko uśmiechnął się. - Nie mam w co się ubrać. - oświadczyła, w dalszym ciągu demonstrując swoje niezadowolenie. - Możesz założyć ten swój kombinezon. - kąciki ust zadrżały mu, kiedy przypomniał sobie jak fantastycznie wyglądała w klubie w Amsterdamie. - Skąd wiesz, że go spakowalam? Z resztą proszę cię... to się nie nadaje na taką oficjalną kolację. Ślina ci cieknie. - szturchnęła go w ramię, widząc jego rozmarzoną minę. - Możemy skoczyć na jakieś szybkie zakupy. I nie przesadzaj, bo nie musisz się stroić. - chrząknął, z żalem odsuwając od siebie holenderskie wspomnienia. - Jasne. Ty narzucasz na siebie kilka łachów za parę tysięcy i jest ok, mimo że wyglądasz jak bezdomny. - przewróciła oczami i kopnęła leżący pod jej stopą kamień, posyłając go prosto do studzienki kanalizacyjnej. - Ja nawet takich szmat nie mam. - dodała i pstryknęła niedopałkiem na ulicę. - Coś znajdę. Nie mam ochoty na zakupy. - westchnęła, kiedy objął ją ramieniem i poprowadził na parking przy budynku. Postanowił puścić mimo uszu jej uwagi dotyczące zawartości jego garderoby, bo dobrze wiedział, że ta rozmowa do niczego nie doprowadzi. - Jakby nie mogli wybrać jakiegoś neutralnego miejsca spotkania. - burczała pod nosem, gdy otworzył drzwi od strony pasażera. - Pewnie to jakieś nadęte typy z dupami przy boku. Popisać się muszą. - prychnęła i spojrzała na Kubę, który pochylił się nad nią, aby zapiąć jej pas. - Poradzę sobie. Co ja dziecko w foteliku? - oburzyła się, wywołując u niego kolejną salwę śmiechu. - Prawie, bo masz minę jakby ci ktoś brokuły kazał zjeść. - pocałował ją w czoło i zatrzasnął drzwi. - Akurat lubię brokuły! - krzyknęła, posyłając mu wyzywające spojrzenie, które zignorował. 

- Gotowa?! - znudzony Kuba siedział w fotelu zaraz przy wyjściu na taras. Był to chyba pierwszy raz, kiedy był gotowy jako pierwszy i musiał czekać na swoją dziewczynę. - Zaraz! - dobiegł go poirytowany głos dziewczyny. - Może być? - wyszła z garderoby, trzymając w ręku sandały na koturnie. Mężczyzna przyłożył palec do ust i zlustrował ją od stóp po czubek głowy. Zdecydowała się w końcu na wąskie, czarne spodnie i oliwkową koszulę, której rękawy podwinęła. Usta potraktowała czerwoną, matową pomadką, którą tak uwielbiał, bo nadawała jej nieco drapieżnego wyglądu. - Jest fantastycznie. - uśmiechnął się, widząc że odpuściła układanie włosów, które w ciągu dnia nieco podkręciły się i potargały od wiatru. - Na pewno? - nerwowo szarpnęła kołnierzyk, a wzrokiem szukała u niego wsparcia. - Na pewno. I nie mówię tego, dlatego, że za dwadzieścia minut powinniśmy być na miejscu, tylko naprawdę jest dobrze. Bardzo dobrze. - znalazł się przy niej w kilku krokach i pchnął ją na łóżko. Zabrał jej buty z dłoni i zaczął je zakładać na jej stopy, żeby nie uciekła do garderoby z pomysłem przymierzenia czegoś innego. - Powinieneś częściej zakładać koszule. Lubię facetów w garniturach. - prowokująco zagryzła wargę, nie mogąc napatrzeć się na Kubę, który miał na sobie również czarne spodnie i białą koszulę. - Jezu, naprawdę. Chyba pierwszy raz widzę cię tak elegancko ubranego. - pochwaliła go, nie narzekając nawet na cięższe, niemal motocyklowe buty, które dobrał do całości. - Jeśli miałbyś tak samo wyglądać na skubie to chociażby dlatego się zgodzę. - przejechała koniuszkiem po zębach, kiedy uniósł głowę posyłając jej dłuższe spojrzenie. - Bredzisz, wiesz o tym? - zacisnął cienki pasek wokół jej kostki i wyprostował się. - I mogłabym tak powoli rozpinać twoją koszulę, guzik po guziku... całując nagą skórę... - rozmarzyła się, na co chłopak przestąpił z nogi na nogę. - Grabowski, pieprzmy tę kolację. - uniosła nogę, wsuwając stopę między jego nogi. - Lisa, proszę cię. - zacisnął dłonie w pięści i wziął kilka głębokich oddechów, robiąc dwa kroki w tył. - Po kolacji będziesz mogła ze mnie nawet zerwać tę koszulę, ale proszę. Zachowuj się. - chrząknął znacząco, kiedy rozpięła kolejny guzik swojej bluzki. - Widać ci bieliznę. - upomniał ją, kiedy wstała i sięgnął do materiału. - To tak dla przypomnienia, jakby zachowanie nadętych gości za bardzo ci się udzieliło. Żebyś wiedział co dzisiaj stracisz jak mnie olejesz, albo potraktujesz jak dodatek. - zagroziła, łapiąc go za nadgarstki. - Kocham cię. - dodała, słodko uśmiechając się i skradła mu krótki pocałunek, zostawiajac na jego wargach delikatny ślad szminki. - Jedziemy? - obejrzała się za siebie, kiedy mężczyzna nie ruszył się z miejsca. - Czy w ciebie zawsze musi wstąpić taki diabeł kiedy mamy inne zobowiązania? - zgarnął ze stolika kluczyki do auta. - Sorry, nie panuję nad tym. - wzruszyła ramionami, ale w środku aż pękała z dumy, że doprowadziła go do takiego stanu kilkoma gestami. 


——————-

Będę wdzięczna, jeśli każdy po przeczytaniu tego rozdziału zostawi gwiazdkę, bo jestem ciekawa ile osób czyta to opowiadanie, bo jest spora różnica między wyświetleniami. A nie wydaje mi się, żeby ktoś chciał czytać to po kilka razy 😱 W podziękowaniu fotka z sobotniego koncertu. 🤗


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz