171.

336 35 23
                                    

- Nie powinnaś być na oddziale? - Małgorzata uniosła wzrok znad badań i przyjrzała się córce. - Obchód był, miałam badanie i prawdopodobnie dzisiaj wyjdę. Wiedzą gdzie mnie szukać. - Lisa wzruszyła ramionami i opadła na wolny fotel. Wpatrywała się dłużej w jeden punkt, aż nagle dostała olśnienia. - Mamo? Czy wy wymieniacie się czasami informacjami z zagranicznymi placówkami? - poderwała się z krzesła i wbiła wzrok w matkę, wyczekując odpowiedzi. - Zdarza się. Nie mów mi, że podczas któregoś wyjazdu też byłaś w szpitalu. - kobieta bezradnie rozłożyła ręce, bo miała nadzieję, że przynajmniej w tym roku córka już nie pojawi się na ostrym dyżurze, a wyszło jak zwykle. - Nie, nie. Nie o to chodzi. Przypomnisz mi jak nazywa się ta dziedziczna choroba krwi co ma Iwona i reszta od strony ojca? - wyciągnęła telefon, jednocześnie odszukując  coś w swojej skrzynce mailowej. - Dziecko, nie pamiętam. Wy tego nie macie, to najważniejsze. - Gośka przewróciła oczami i cicho westchnęła, wkładając do aparatu kolejne probówki. - Potrzebuję dostępu do laboratoryjnego maila. - oznajmiła nagle, a kobieta prychnęła. - Nic nie zbroję, słowo. - Lisa położyła dłoń na sercu, a potem złożyła ręce jak do modlitwy. - Chodź. - ustąpiła i zaprowadziła córkę do sekretariatu. - Jesteś wielka, odwdzięczę się. - pocałowała matkę w policzek i zajęła miejsce przy biurku. W kilka sekund wyszukała w Google niezbędne informacje i złapała za telefon. Chwilę zajęło jej dodzwonienie się w prawidłowe miejsce i naprawdę musiała panować nad swoim głosem, żeby nie pisnąć z ekscytacji. - No, Kuba Grabowski. Would you like me to spell it our for you? - przeciągnęła się w fotelu i powoli przeliterowała imię i nazwisko Que. - Thanks a lot! - krzyknęła do słuchawki po zakończeniu rozmowy i głośno wypuściła powietrze. - Ukręcę ci łeb, suko. - prychnęła pod nosem i na moment schowała głowę między kolanami. Myślami była już przy rozmowie z Kubą. Ostatni raz rozmawiali wczoraj wieczorem, ale miala nadzieję, że będzie mogła podzielić się z nim informacjami jak tylko wróci na oddział. Oczywiście pominęła fakt, ze wylądowała w szpitalu, bo nie chciała go martwić. Przecież i tak nic by nie zrobił na odległość... Zagryzła zęby i wyprostowała się, czując nieprzyjemny ból w podbrzuszu. Nie miała siły wykłócać się z pielęgniarką na oddziale, że paracetamol niewiele jej pomoże i odpuściła, przez co teraz czuła dyskomfort. Najechała kursorem na odświeżanie skrzynki pocztowej i kliknęła kilka razy, dopóki w na ekranie nie pojawiła się upragniona wiadomość. - Adam Głębinowski. - wyszeptała pod nosem i wydrukowała załączniki z maila ze szpitala klinicznego w Dublinie. Chciała podnieść się z fotela, ale zaraz z powrotem na niego opadła, gdy zakręciło jej się w głowie. - Dobrze się czujesz? - Gośka zajrzała do sekretariatu. - I tak i nie. Kurwa. - jęknęła, zwijając się z bólu. - Wracaj na oddział. - kobieta podeszła do niej i pomogła wstać. - Dasz mi te kartki? - Lisa wyciągnęła ręce w kierunku drukarki i zacisnęła palce na pliku, podanym przez matkę. - Zaprowadzę cię. Nie wyglądasz za dobrze. Powiesz mi w ogóle co się stało? - zagadnęła córkę, mając nadzieję, ze teraz czegoś się dowie. Dziewczyna zawsze udostępniała jej historię choroby, ale tym razem zastrzegła taką możliwość, a zlecone badania niewiele Gośce mówiły. - Nic takiego. Byłaś rano u zwierzaków? - dała zaprowadzić się do windy, próbując skupić się na czymś innym niż bólu brzucha. - Byłam. Kacper nie wygląda za dobrze. - kobieta wybrała odpowiednie piętro i spojrzała na córkę smutnymi oczami. - Wiem, ale wszystkie wyniki ma dobre. Żadnych pasożytów, zęby w porządku. Może masz rację, że to już ten wiek. - westchnęła, ale nie była gotowa na pożegnanie się ze świnką morską. - Nawet winogrona dzisiaj nie tknął. - Małgorzata przytuliła do siebie córkę, wiedząc jak bardzo ta za każdym razem przeżywała smierć pupila. - Bylebym zdążyła się pożegnać. - dziewczyna zagryzła wargę i wyszła z windy, kierując się na oddział. - Dam już sobie radę, wracaj do pracy, a ja odezwę się jak mnie wypuszczą. - posłała matce słaby uśmiech i zniknęła za drzwiami. Wydała z siebie cichy jęk bólu i ułożyła się na łóżku, wcześniej jeszcze chowając wydrukowane kartki do torby. Przy kolejnym skurczu zwinęła się w kłębek i nadusiła przycisk przywołujący pielęgniarkę. - Mówiłam, że paracetamol mi nie pomoże. - syknęła, widząc tę samą kobietę, która rano rozdzielała leki. - Krwawisz. Wezwijcie Rogulską! - oddziałowa krzyknęła w głąb korytarza i osłoniła łóżko dziewczyny parawanem, oddzielając ją od reszty sali. - Nie płacz, dziewucho. Będzie dobrze. - fuknęła na Lisę, której policzki przecięły łzy. - Oby. - wyszeptała, zaciskając powieki i opadła na plecy, krzyżując ręce na brzuchu. Później wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko, ale dla Lisy było to jak oglądanie filmu klatka po klatce...

——

Nie wzbiłam się na wyżyny dzisiejszym rozdziałem, ale obiecuję poprawę. ♥️



Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz