185.

309 33 16
                                    

Twardo trzymała się aż do wyjścia z hotelu. Nie uroniła nawet jednej łzy w windzie, ale zmieniło się to zaraz za rogiem, kiedy z jej gardła wyrwał się głośny szloch. Mimo udziału w terapii nie potrafiła sobie poradzić z samą sobą, a co dopiero Kubą. Co miała mu powiedzieć? Niewiele by do zmieniło w ich aktualnej relacji. Potrzebowała ciepła jego ciała jak tlenu do oddychania, ale tryb ucieczki załączał się i ruszał z piskiem opon na wstecznym, pozostawiając chmurę spalin w jej głowie. Tylko ona wiedziała ile razy uroniła łzę, kiedy w środku nocy budziła się i w ciemnościach obserwowała śpiącego obok męża. Wodziła wzrokiem po jego wytatuowanym ciele, czasami muskała wargami, ale wstrzymywała oddech za każdym razem, gdy się poruszył. Prawie jak podczas poranka po pierwszej nocy przespanej w jednym łóżku, tylko wtedy towarzyszyła jej ekscytacja i radość, a teraz niemiłosierny ból zjadał ją od środka. Opadła na jedną z wolnych ławek pod wieżą telewizyjną i ukryła twarz w dłoniach. Może nie powiedział tego wprost, ale między wierszami mogła wyczytać, że nie spełnia jego oczekiwań. Może jednak nie powinna mu ulegać w Chicago i wycofać się z jego życia, skoro wtedy jeszcze mogła? Nie musiałby się z nią użerać, znosić humorów i przezywać tragedii w swoim życiu, tylko się nim cieszyć. A ona? Spadłaby na dno, ale po kilku miesiącach, może roku stanęłaby na nogi, ale na pewno nie byłaby gotowa na kolejny związek. Wiedziała to już z doświadczenia, skoro dopiero Kuba, po kilku latach, wypełnił lukę w jej sercu. Tylko czy zanim go poznała i pozwoliła wejść w swoje życie to w ogóle odczuwała jakąś pustkę? Nie. Pogodziła się z tym jak było i po prostu wiodła całkiem spokojne, może nieco zapracowane życie. Wzięła głęboki oddech i potarła wytatuowaną na palcu serdecznym linię. Kiwnęła głową i krzywo uśmiechnęła się, kiedy jakaś obca kobieta zapytała czy wszystko w porządku. Otarła policzki z łez i zebrała się w sobie, gotowa na nadchodzący dzień. 

Od piętnastu minut krążyła zniecierpliwiona na backstage'u, bo ani Krzysiek ani Adam nie odbierali telefonu. Wiedziała, że w okolicy stadionu są niesamowite korki i bała się, że jeżeli nie wyjechali z hotelu odpowiednio wcześniej to mogą dotrzeć na miejsce na styk. Za pół godziny Quebonafide miał wejść na scenę i dać z siebie wszystko. Tylko czy będzie w stanie? Tylko ona wiedziała jaką walkę stoczyła z samą sobą, żeby do niego nie zadzwonić lub wręcz pojechać do centrum, żeby osobiście dowieźć jego skacowany tyłek na miejsce. Kolejne minuty mijały, a w bramkach ciagle nie rozpoznała nikogo z ekipy. - Odbierz do kurwy nędzy. - warknęła do telefonu, nerwowo bawiąc się plakietką w oczekiwaniu na połączenie. - W końcu! - odsunęła telefon od ucha, gdy zobaczyła chłopaków wchodzących na backstage. - Byliśmy się przejść po terenie. - Mojski poprawił plecak na ramieniu i uśmiechnął się do niej. - Masz te setlisty? - wsunęła ręce do kieszeni i spojrzała na niego wyczekująco. - Mam, mam. Ale nie gwarantuję ci, że wszystko poleci w tej kolejności. - podał jej zadrukowane kartki papieru. - Mniej więcej też będzie ok. - przebiegła wzrokiem po utworach i z aprobatą kiwnęła głową. Pierwszy raz wtrąciła się w występ, ale chciała żeby wszystko było w jak najlepszym porządku i Kuba nie miał żadnych powodów do zmartwień, gdyby na przykład stracił wątek czy coś. - Nie rozumiem po co to wszystko. Zawsze idziemy na żywioł. - odezwał się zainteresowany, a Lisa przeniosła wzrok na męża. Wyglądał już o niebo lepiej z ułożonymi włosami, ale za ciemnymi okularami zapewne skrywał zmęczone oczy. Ugryzła się w język i powstrzymała się od komentarza, zerkając na Krzyśka. Nie miała wątpliwości, że to z nim Grabowski popłynął ubiegłej nocy, bo Kondracki natychmiast uciekł wzrokiem i zainteresował się szukaniem ich garderoby. - Teraz też nic nie powiesz? - Kuba parsknął krótkim śmiechem, który bardziej przypominał szczęknięcie psa. - Zejdź mi z oczu, Que. - zdążyła jeszcze powiedzieć, zanim odebrała dzwoniący telefon. Oddalając się od mężczyzn czuła jeszcze na sobie wzrok męża, ale nie odwróciła się. 

Ku jej uldze koncert przebiegł niemal wzorowo, chociaż nie było to to samo co występ przed polską publicznością, która znała każdy wers. Oczywiście, na złość dziewczynie kompletnie nie trzymał się wcześniej zaplanowanej kolejności utworów. Omijał ją również wzrokiem, kiedy z boku sceny robiła relację na swoim IG. Jednak do czasu. Po wypuszczeniu w świat utworu dedykowanego Lisie sam stwierdził, że jest dla niego zbyt prywatny, żeby wykonywać go na koncertach. Dziewczyna oczywiście przyjęła to z radością, bo nie wyobrażała sobie bycia na koncercie i słuchania jak mąż rapuje o jej związanych nadgarstkach lub podduszaniu. Tym razem zrobił to. Była przekonana, że po złości. W dodatku uporczywie wodził za nią wzrokiem, który wypalał rany na jej ciele. Nie dotrwała do końca utworu. Już w połowie uciekła z zasięgu jego wzroku i przysiadła na skrzyniach ze sprzętem, zaraz z tylu sceny. Musiała walczyć ze swoim nierównym oddechem i szybkim biciem serca. Skurwiel. Grał jej na uczuciach, a przecież ona nie robiła niczego specjalnie... Drżącymi rękoma, czując jeszcze zimny pot na czole, odpaliła papierosa i słuchała jak Quebo żegna się z publicznością. Przesiadła się za skrzynię za filarem, żeby jej nie zauważył w drodze do garderoby i utkwiła wzrok w swoich stopach, obserwując strzepywany na ziemię popiół. Była w połowie kolejnego papierosa, gdy poczuła, że ktoś nad nią stoi. Oblizała usta i wyprostowała się, od razu napotykając wzrok Krzyśka. - On cię kocha. - rzucił i podrapał się po głowie, jakby zastanawiając się co jeszcze może dodać. - Serio? Nie zauważyłam. - pozwoliła sobie na ironiczny ton i prychnęła pod nosem. - Lisa, on znowu nie ogarnia rzeczywistości przez to jak między wami jest. I wcale mu się nie dziwię. - powiedział pewnie, tym razem wytrzymując jej spojrzenie. - Nic o nas nie wiesz. - dłużej wypuściła powietrze, ponownie spuszczając wzrok. - Nic. - wyszeptała, czując gulę w gardle. Oczy zaszły jej łzami, a klatka piersiowa znowu zdawała się jej ciążyć. Łzy ponownie wypełniły jej piwno-zielone oczy, w których już nawet nie było blasku radości, którą zwykle emanowała. Potrząsnęła głową, jakby próbując się pozbyć podejrzeń, które zakiełkowały jej w głowie. - Lisa. - pierwszy raz słyszała, żeby Kondracki takim tonem wypowiedział jej imię. Jakby odczuwał ból przez samo patrzenie na skuloną dziewczynę. Wiedział. - Możesz mnie po prostu przytulić? - wyszeptała, z desperacją w głosie, bo po prostu potrzebowała teraz drugiego człowieka, obojętnie czy był przyjacielem jej męża czy byłby przypadkową osobą z ekipy technicznej. Na szczęście Krzysztof nie zawahał się nawet sekundy i zgarnął do siebie zapłakaną dziewczynę, której hamulce ponownie puściły. Mocno objął ją ramionami, delikatnie kołysząc na boki, żeby mogła się uspokoić. Ponad czubkiem jej głowy napotkał spojrzenie Grabowskiego, który właśnie rozglądał się w poszukiwaniu przyjaciela. 

———

Misie pysie, komentarze! Jeśli będziecie aktywni w ciągu tygodnia, to kto wie..? Może znowu będę miała przypływ weny w weekend? 🤷🏼‍♀️

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz