165.

333 35 39
                                    

Już w drodze do domu próbował dodzwonić się do Lisy, jednak wszystkie połączenia pozostawały bez odpowiedzi. Nie żeby się spodziewał, że odbierze po tym jak odwołał randkę. Miał jednak cichą nadzieję, że po prostu przysnęła, a nie ze złośliwym uśmiechem patrzy na jego kolejne próby dodzwonienia się. Cóż, nadzieja matką głupich. Po wejściu do mieszkania też odpowiedziało mu milczenie. Z dreptającym mu po piętach psem zajrzał do każdego pomieszczenia oraz na taras, ale nie znalazł dziewczyny. Ostatnie czego chciał przed rozłąką to kłótnia, ale liczył, że tym razem uda im się normalnie porozmawiać. Tak, to ten moment w którym się głupio uśmiechacie i chętnie spojrzelibyście na Grabowskiego z politowaniem. Z telefonem w dłoni opadł na kanapę i zaczął przeglądać jej social media. - Lisa, do kurwy nędzy... - jęknął pod nosem, zauważając jej ostatnie instastory. Nigdy nie wywlekała publicznie prywatnych spraw, więc teraz była na niego niezwykle wściekła lub pijana. Ewentualnie dwa w jednym, ale tego jeszcze nie wiedział. Otworzył story kilkukrotnie, przyglądając się jak stuka się z kimś szklankami. To jeszcze nic. Dodatkowo opisała je #kiedymazwystawiciedowiatruiodwolarandke - zwątpił. Oblizał spierzchnięte wargi i zaczął przeglądać listę kontaktów w telefonie. Ewidentnie dłoń była męska, a w Warszawie była tylko jedna osoba tej płci do której uciekłaby, żeby się wygadać. 

- Nie, nie. - wybuchnęła ponownie gromkim śmiechem i otarła łzy, słuchając Roberta streszczającego jej ostatnie wydarzenia w pracy. - Chryste, tak bardzo za tym tęsknię. - wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić, ale kąciki jej ust ciagle drżały. - Za czym? Za psem srającym na środku biura? - chłopak z niesmakiem zmarszczył nos i spojrzał na nią jak na idiotkę. - Za tym... wszystkim. - machnęła ręką i rozejrzała się po lokalu. - My cię tu zawsze z otwartymi ramionami przyjmiemy. Twoje biurko ciągle wolne. - złożył dłonie jak do modlitwy i posłał jej błagalne spojrzenie, na co roześmiała się. - Chciałabym, ale za miesiąc lub wcześniej znowu będę w rozjazdach, a pracy nie ubywa. - westchnęła, wbijając wzrok w pustą szklankę i przejechała opuszkiem po jej skraju. - Nie. - wyprostowała się, zauważając imię Kuby na wyswietlaczu telefonu Roberta. - Nie. - szybko przykryła dłonią urządzenie, żeby nie odebrał połączenia. - Jeszcze raz to samo. - dodała od razu, kiedy przy ich stoliku znalazła się kelnerka. - Nic mu nie powiem, a jak nie odbiorę to będzie podejrzane. - stwierdził, zaciskając palce na jej nadgarstku, a drugą ręką porwał telefon. - Nienawidzę cię. - syknęła i chwiejnym krokiem poszła w kierunku toalet. - Kuba, stało się coś? - w ostatniej chwili odebrał telefon i zaczął bawić się serwetką. - Przepraszam, że zawracam ci głowę. Nie jesteś może z Lisą? - Grabowski od razu przeszedł do sedna. - Dlaczego miałbym być? - zatkał palcem drugie ucho, bo z głośników poleciała głośniejsza muzyka. - Zbyt długo opowiadać. Jakby się z tobą kontaktowała to daj mi znać. - westchnął i rozłączył się, od razu szukając kontaktu do innych osób. 

- W końcu. - usłyszała nad sobą, gdy wysiadła z Ubera. Wpadła prosto na Grabowskiego, który wyszedł na ostatni spacer z psem. Nie był to przypadek, a męska solidarność i troska o dziewczynę. - Spierdalaj. - warknęła na dobry wieczór i pewnym krokiem skierowała się do bramy, jednak tylko jej się wydawało, że idzie prosto. Poczekał jeszcze chwilę, aż pies załatwi swoje potrzeby i podążył jej śladem. Wziął głęboki oddech przed przekroczeniem progu mieszkania i wszedł do środka. Omiótł spojrzeniem Lisę, która siedząc na skraju kanapy próbowała ściągnąć dżinsy, ale nie odezwał się. Nałożył psu jedzenia do miski i dopiero stanął przed nią. - Pomogę ci. - oznajmił, kiedy próbowała ściągnąć nogawkę mimo buta wciąż tkwiącego na jej stopie. - Albo jednak nie. - westchnął, w ostatniej chwili uchylając się przed kopniakiem. Oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersi, obserwując klnącą pod nosem dziewczynę. - Co się tak gapisz! - warknęła, w jego kierunku, kiedy w końcu stanęła na nogi i rzuciła spodnie w kąt. - Liczyłem, że uda nam się porozmawiać. A jesteś spizgana. - widok żony, która nie potrafiła utrzymać równowagi i jej pijacko błyszczące oczy tworzyły niezwykle przykry obrazek. Wiedział, że przyczynił się do jej stanu, ale na litość boską... była dorosłą kobietą, która powinna umieć sobie radzić z emocjami, a nie je zapijać. - Mogłam spędzić wieczór z tobą. Chciałam! - podeszła do niego na chwiejnych nogach i roześmiała się jak szaleniec, aż przeszły go dreszcze. - A ty wszystko spierdoliłeś. - dźgnęła go palcem w klatkę piersiową, a później gwałtownie rozłożyła ręce, wydając z siebie głośne bum. - Mówiłem, że wszystko ci wyjaśnię i miałem taki zamiar. - zacisnął szczękę, mierząc się z nią spojrzeniem. - Gdzie byłeś? - zapytała, kiedy pierwszy odwrócił wzrok. - U Ciszewskiego. Udało mu się znaleźć chwilę na spotkanie, a chciałem to załatwić przed wyjazdem. Lisa wyglądała na zbitą z tropu, kiedy z ust Que padło nazwisko radcy prawnego. - Po co? - bardziej zażądała wyjaśnień niż zapytała, jednak głośno parsknęła, jeszcze zanim zdążył powiedzieć chociaż słowo. - O nie. Jeśli to ma coś wspólnego z tą kurwą to lepiej milcz. - milczał. 

———-


Jakbyście mogli zadać bohaterom maksymalnie trzy pytania, to kogo i o co byście zapytali? 🙃

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz